ďťż

Ten sędzia z lewej zapytał Keltseta, jak zdołał uciec...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Wszyscy uważali bowiem, że on również nie żyje. To musi być naprawdę przerażająca historia. Nawet dla tej małej wioski leżącej na końcu świata. Ale zaczekaj! Posłuchaj tego! Keltset mówi, że to wysłannicy lorda Warlocka zamordowali jego rodzinę! Zwiastuny Śmierci przybyły do Norbane jakiś rok temu, objęły kontrolę na rządem i armią. Przekonały większość mieszkańców, że Brona powstał z martwych, że przetrwał tysiące lat i żaden śmiertelnik nie jest w stanie go pokonać. Rodzina Mallicos odmówiła podporządkowania się nowym władcom i nawoływała do powstania przeciwko lordowi Warlockowi. Ze względu na Czarny Irix słowo Keltseta znaczyło bardzo wiele. Lord Warlock wymordował więc całą rodzinę z wyjątkiem Keltseta, którego umieścił w twierdzy w Górach Ostrza Noża. Historia o karłach została zmyślona, by rozgniewane trolle przyłączyły się do inwazji na Sud-landię. Keltset zdołał jednak zbiec, nim zamknęli go w więzieniu i poszedł na południe. Właśnie wtedy go spotkałem. Lord Warlock pozbawił go głosu, by nie mógł porozumieć się z żadną żywą istotą, ale on nauczył się języka gestów i czekał na szansę powrotu do Nordlandii... - Jeden z sędziów zapytał o coś i Panamon natychmiast przerwał opowieść. - Sędzia pyta, dlaczego powrócił. Nasz przyjaciel odparł, iż dowiedział się o strachu Brony przed mocą Miecza Shannary, a także o legendzie, że pojawi się syn z rodu elfów i podejmie Miecz... Panamon zamilkł nagle, bo Keltset po raz pierwszy tego dnia spojrzał na Sheę swymi łagodnymi oczami. Chłopak poczuł nagły dreszcz. A potem troll wskazał na sędziów. Panamon zawahał się. - Mówi, że muszą z nim pójść do Królestwa Czaszki - powiedział cicho. - A ty, Shea, zabijesz lorda Warlocka w jego własnej twierdzy. XXXI Palance Buckhannah umarł o świcie. Śmierć przyszła cicho, prawie niespodziewanie, wraz z pierwszymi promieniami słońca, odszedł nie odzyskawszy świadomości. Na wieść o tym Balinor przymknął tylko na chwilę oczy i pochylił głowę. Przyjaciele pozostali z nim przez pewien czas, a potem na znak dany przez Hendela wyszli z komnaty i zebrali się pod drzwiami. Rozmawiali przyciszonymi głosami, by nie zakłócać żałoby. Balinor był teraz ostatnim ze swej rodu i jeśli polegnie w nadchodzącej bitwie, nazwisko Buckhannah przejdzie do historii. O tej samej godzinie rozpoczął się również atak na Tyrsis. Nadszedł wraz z odejściem nocy, równie cicho jak śmierć. Gdy żołnierze Legionu Granicznego wyjrzeli na szarą równinę rozpościerającą u podnóży murów miasta, w pierwszych promieniach wschodzącej słońca ujrzeli olbrzymią armię sięgającą brzegów Mermidonu. Starannie sformowane oddziały nadawały równinie wygląd szachownic Narazie nordlandzkie wojsko stało cicho i nieruchomo, a świt zmieniał stopniowo tę armię cieni w istoty z krwi i kości. Po chwili jednak na blankach usłyszano głuchy pomruk, potem narastającą wrzawę, aż w końcu ta nieprzebrana żywa masa ruszyła na Tyrsis. Nordlandczycy nadchodzili powoli, lecz czuło się w tym determinację i siłę nie do powstrzymania. Ponuremu dudnieniu wojennych bębnów towarzyszył miarowy stukot tysięcy podbitych żelazem butów, odbijający się złowieszczym echem od murów miasta, i szczęk metalu uderzającego o metal. Szli w milczeniu - setki i tysiące uzbrojonych, bezimiennych postaci w blasku porannego słońca. Ciągnięto potężne platformy zbudowane z okutego żelazem drewna; trzeszczały ciężko, tocząc się na metalowych kołach po nierównych ścieżkach prowadzących ku urwisku. Mijały pełne napięcia minuty; wielka armia znalazła się już w odległości kilkuset jardów od pozycji Legionu. Słońce stało już nad horyzontem, a noc rozpłynęła się bezpowrotnie. Nagle bębny umilkły, potężna armia zatrzymała się niespodziewanie i zamarła. Przez chwilę panowała głęboka, nie zmącona cisza, a potem nagle z tysięcy nordlandzkich gardeł wydobył się ogłuszający ryk i rozległ się piekielny hałas uderzających o tarcze mieczy. Moloch zakołysał się jak ocean tuż przed sztormem, a potem runął jak wielka wezbrana fala, by uderzyć w żołnierzy Legionu i zmyć ich z powierzchni ziemi. Balinor obserwował atak Nordlandczyków zza bramy Muru Zewnętrznego. Jego twarz zachowywała kamienny wyraz. Spokojnym, równym głosem nakazał posłańcom, by na lewej flance odnaleźli Actona i Fandwicka, a na prawej Messalina i Ginnissona. Potem znowu zapatrzył się na budzący grozę spektakl toczący się poniżej wałów. Dziki przeciwnik był coraz bliżej. Naprędce zorganizowany odwód, złożony z łuczników w pierwszej linii i włóczników w drugiej, cierpliwie czekał na rozkaz. Balinor wiedział, że jego żołnierze są w stanie wytrzymać nawet tak zmasowany atak, ale wpierw muszą zniszczyć pięć wielkich platform, które toczyły się powoli ku urwisku. Prawidłowo założył, że wróg użyje takich machin, by sforsować płaskowyż i wały ochronne, tak samo jak i przeciwnik założył, że zniszczy rampę prowadzącą do miasta. Przednia falanga była już w odległości pięćdziesięciu stóp od urwiska, a nowy król Callahornu obserwował i cierpliwie czekał. A potem nagle ziemia się rozstąpiła i uciekła spod stóp nacierającego wroga. Napastnicy z okrzykami przerażenia i wściekłości wpadali do ukrytych rowów wykopanych wzdłuż całej podstawy płaskowyżu. Dwie wielkie platformy stoczyły się z hukiem do głębokiego i szerokiego dołu. Ich koła odpadły, a drewniane elementy roztrzaskały się w drzazgi. Pierwsza fala zmasowanego ataku się zawahała, a wtedy Balinor wydał rozkaz łucznikom, którzy zasypali zdezorientowanego wroga kąśliwymi strzałami. Martwi i ranni padali bezwładnie na trawę; po chwili stratowała ich druga fala, która przedzierała się ze wściekłą determinacją, by wreszcie dopaść broniącego się Legionu. Trzy pozostałe platformy zdołały ominąć doły i toczyły się bez przeszkód w kierunku wałów obronnych. Łucznicy szybko posłali w ich stronę grad płonących strzał. Niestety, zwinne gnomy wdrapywały się zaraz na palące się drewniane części platform i gasiły ogień. Łucznicy wroga również znajdowali się w tej chwili na odpowiednich pozycja więc przez kilka następnych minut toczyła się między obiema stronami prawdziwa wojna na strzały. Gnomy znajdujące się bez żadnej osłony na płonących platformach zostały wystrzelane do nogi. Wszędzie słychać było okrzyki bólu i przerażenia. Ranni żołnierze Legionu Granicznego byli natychmiast ukrywani za wałami obronnymi i opatrywani. Natomiast Nordlandczycy leżeli bezradnie na otwartym polu: mnóstwo z nich skonało, zanim zdołano ich przenieść w bezpieczne miejsce. Trzy pozostałe platformy toczyły się dalej w kierunku podstawy klifu. Jedna z nich płonęła gwałtownie, wypuszczając wielkie kłęby dymu, które zasłaniały pole widzenia w obrębie setek jardów, dwie sprawne platformy znalazły się w odległości dwudziestu jardów od wałów obronnych, Balinor dał sygnał do ostatecznej akcji. Wprost na drogę, którą toczyły się wielkie machiny, polał się gorący olej
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.