ďťż

Sytuacja ulegnie naturalnie zmianie, gdy tubylcy zaatakują...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
- Rozumiem, ma'am. Ale już sama lokalizacja celu znacznie poprawia naszą sytuację. Wolałbym walkę na otwartym terenie, gdzie możemy wykorzystać wsparcie powietrzne, mobilność i większy zasięg broni. Wszystkie te atuty tracimy w znacznym stopniu, jeśli do starcia dojdzie w terenie zabudowanym. Honor potwierdziła ruchem głowy słuszność jego słów i major siadł wygodniej - powiedział, co uważał za istotne, reszta była sprawą floty, toteż stracił zainteresowanie dalszym przebiegiem narady. - Tak się zastanawiałam nad tym, co pani powiedziała, że powstanie może być częścią planu obejmującego nie tylko samą planetę, ma'am - odezwała się z namysłem Dominica Santos. - I myślę, że jedynym logicznym podejrzanym jest Haven. Wiem, że nie możemy tego udowodnić, ale czy nie rozsądniej jest przyjąć, że to Ludowa Republika? Chodzi mi o to, że nikt nie może być groźniejszy, skoro więc przygotujemy się na najgorsze, w przypadku pomyłki w rozpoznaniu przeciwnika odniesiemy mniejsze straty. Natomiast jeśli założymy odwrotnie, gorzej na tym wyjdziemy, a na dodatek możemy przeoczyć coś ważnego, bo będzie to akurat związane z Haven i nikim innym. - Racja, skipper - dodał McKeon. - Dobrze. - Honor przez moment bębniła palcami po blacie. - Załóżmy, że to ich operacja. Panie McKeon, jak pan sądzi: przygotowaliby akcję, doprowadzili do jej rozpoczęcia, a potem siedzieli i przyglądali się bezczynnie? - Na to pytanie nie sposób odpowiedzieć z jakąkolwiek dozą prawdopodobieństwa. Uważam że nie, ale nie znając ich ostatecznego celu, naprawdę nie sposób tego określić. - Ma'am? - odezwał się młody i pełen wahania głos. - Tak, panie Tremaine? - Honor uśmiechnęła się zachęcająco. - Chciałem tylko powiedzieć o czymś, co zauważyłem parę dni temu, ale nie wydało mi się to wtedy ważne, ma'am. Teraz... - Scotty wzruszył niepewnie ramionami i przerwał. - Co to takiego, poruczniku? - Od chwili powrotu na pokład jakoś tak odruchowo zwracałem uwagę na ruch między statkami na orbicie a planetą. Prawdopodobnie z nawyku, ma'am. I zauważyłem, że w ogóle nie pojawiają się jednostki należące do Haven. Honor spojrzała pytająco na McKeona, który przez moment był zaskoczony, po czym uśmiechnął się smętnie. - Nie ma to jak być młodym i bystrym. Ja już się chyba dorobiłem sklerozy, ma'am - przyznał, co obecni skwitowali śmiechem, i dodał poważniej: - Porucznik Tremaine ma rację. Od prawie tygodnia nie ma ruchu około-planetamego ze strony żadnych jednostek należących do Ludowej Republiki Haven. Przyznaję, że nie wydało mi się to istotne, ma'am, dlatego nie meldowałem. - Interesujące... - Honor zapisała kolejną uwagę w notesie. - A czy zmniejszyło się też zaludnienie ich enklaw? Albo dały się zauważyć objawy ukrytej ewakuacji? - Musiałaby pani spytać o to majora Isvariana albo panią gubernator. My niczego podobnego nie zauważyliśmy. - Ewakuacja albo redukcja obsad może nie być celowa, ma'am - Tremaine odezwał się ponownie nie pytany, co było ewenementem. - Konsulat zbudowany jest jak fort i ma niezwykle liczną ochronę, a faktorie handlowe leżą daleko na północy, na skraju delty... tylko to oznaczałoby, że pierwsze padną ofiarą ataku, jeśli szaman rzeczywiście planuje zaatakować deltę... Tremaine zmarszczył brwi i zamilkł, pocierając w zamyśleniu podbródek. - Jak duże są te faktorie? - spytał z błyskiem w oku McKeon. - Cóż, tylko przelatywałem nad nimi, sir... Nie są zbyt duże, sądzę, że mają dziesięć, góra piętnaście osób stałego personelu, ludzi i tubylców, ale to tylko przypuszczenie. - Sądzi pan, komandorze, że ich wielkość jest istotna?- spytała Honor. - Nie wiem, ma'am. - McKeon wzruszył ramionami. - Natomiast jeśli ich celem jest pozbycie się nas z planety i zajęcie naszego miejsca, może im odpowiadać sytuacja, w której poniosą niewielkie straty. Poza tym, jeśli zaplanowali masakrę wszystkich ludzi na powierzchni, a sami nie ponieśliby żadnych strat, to inni, nawet nie my, mogliby zacząć się zastanawiać, jakim cudem akurat obywatele Haven mieli tyle szczęścia. - Może pan mieć rację - przyznała Honor, czując równocześnie szacunek i odrazę dla bezwzględności autora planu. McKeon tymczasem zajął się nagle klawiaturą notesu, po czym wyprostował się i oświadczył: - Właśnie coś sobie przypomniałem, ma'am. Po pierwsze: poziom ruchu ich jednostek przez terminale nie uległ zmianie. Po drugie, w tej chwili na orbicie przebywają tylko dwie jednostki należące do Ludowej Republiki Haven: konsularny kurier i frachtowiec Sirius. Honor zmarszczyła brwi - nazwa Sirius brzmiała dziwnie znajomo, lecz dopiero po chwili przypomniała sobie dlaczego. Obserwujący uważnie jej reakcję McKeon przytaknął z satysfakcją. - Właśnie: siedzi na orbicie parkingowej od ponad trzech miesięcy - wyjaśnił. - Może jestem paranoikiem, ale to raczej dziwny zbieg okoliczności, biorąc pod uwagę, co się dzieje na planecie. - Przepraszam, skipper, ale co tak naprawdę wiemy o tym frachtowcu? - spytała Santos
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.