ďťż

Stecker też zrozumiał gest McCoya i poczuł się nieswojo...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Ten awans i przeniesienie oznaczały koniec myśli o uczestnictwie w wyprawie filipiń- skiej, a w tym widział dwie zasadnicze wady. Po pierwsze, wolałby jechać na Filipiny, niż do Waszyngtonu. Na Filipinach mógł się do czegoś przydać, a w Waszyngtonie? Tego nie był już taki pewien. Po drugie, chociaż nie miał żadnych wątpliwości co do umiejętności i kompetencji McCoya, uważał, że składanie odpowiedzialności za powodzenie równie ważnego zadania na barki dwudziestodwulatka, to chyba jednak lekka przesada. Pickering kiwnął głową. - No właśnie. A to, że Fertig był doskonałym oficerem nie pasowało do obrazu jego osoby, który chcieli przed nami odmalować El Supremo i Wil- loughby. Zwłaszcza ten drugi. - Czekaj, Flem, pogubiłem się w tym wszystkim. - Stecker podniósł rękę do góry. - Ich oficjalne stanowisko głosi, że partyzantka na Filipinach nie jest możliwa. Chyba że oni ją zorganizują w jakiejś niesprecyzowanej przyszłości. A tu wpycha się jakiś gość, na dodatek rezerwista i ogłasza wszem i wobec, że rekrutuje ludzi, organizuje Armię Stanów Zjednoczonych na Filipinach i mianuje się generałem. Że, w dodatku, jeśli tylko dostanie broń i zaopatrzenie, to rozpocznie działania bojowe przeciw Japończykom. Nie oni na to wpadli, więc to z założenia nie może być dobry pomysł, a ten uzurpator musi być nienormalny. Gdyby mu się jednak, przez przypadek, udało, Willoughby, a pośrednio El Supremo, wyszliby na idiotów. - Chyba nie chcesz przez to powiedzieć, że źle mu życzą? - zaniepokoił się Stecker. - Nie mogę wykluczyć takiej możliwości, Jack. - Rozmawiałeś o tym z Willoughbym? - Jasne, że tak. Teraz przypomina sobie coś mgliście o tym, że była mowa, żeby go awansować na majora, no ale skoro akta przepadły, to dla niego Fertig nadal oficjalnie jest kapitanem. - Chryste - skrzywił się McCoy. - Kapitan, który obwołuje się generałem, wygląda na takiego, któremu brak piątej klepki - ciągnął Pickering. - Kogoś takiego nikt nie traktuje poważnie, a zwłaszcza nie wysyła mu broni i amunicji. Co innego, jeśli ten facet był przed tym pułkownikiem i cieszył się znakomitą opinią. - Według DePressa Fertig jest więc doskonałym oficerem - powiedział Stecker. - Jestem pewien, że Phil powiedział o tym Willoughbyemu. Kłopot w tym, że generał Willoughby ma bardzo selektywny słuch i słyszy tylko to, co chce usłyszeć. Niepokoi mnie w tej chwili, co jeszcze wie, ale mi nie powiedział. - Zaczynam naprawdę żałować, że nie popłynę z McCoyem - potarł brodę Stecker. - Zwłaszcza teraz, ze srebrnymi orłami na kołnierzu. - O tym nie ma mowy, Jack. - Ale załóżmy, że McCoy odnajduje Fertiga i ocenia, że to nie świrus. Jeżeli oni są w stanie ignorować to, co mówi o Fertigu jeden z ich własnych pułkowników, Phil DePress, to na jakiej podstawie twierdzisz, że przejmą się oceną byle porucznika i to piechoty morskiej? Wiesz doskonale, co powiedzą. „Panowie, w tak poważnej sprawie nie możemy przecież polegać na opinii dwudziestodwuletniego porucznika piechoty morskiej". - To proste, Jack - odparł Pickering. - Ja ufam jego ocenie. I nie mam zamiaru pokazywać jego raportów ani Willoughbyemu, ani żadnemu z nich do oceny. Moja rekomendacja idzie prosto na biurko Franka Knoxa, który zanosi ją na biurko admirała Leahyego. Leahy ufa Knoxowi, Knox ufa mi, a ja ufam McCoyowi. Prezydent też mu zaufa, kiedy się dowie, że Rzeźnik to ten młody porucznik, który był z jego synem na Makin. Stecker uśmiechnął się. - Wiesz, że nie lubi, jak go tak nazywają. - Przepraszam, Ken. - Nie ma sprawy, panie generale. - Dobra, wracajmy do sprawy. Kazałem Honowi wysłać depeszę do Nimitza w Pearl Harbor z prośbą o „Narwhala". Myślę, że go nam da. To może potrwać jakieś dziesięć dni, może dwa tygodnie. Pokiwali głowami. - Ken, potrzebujesz jeszcze czegoś? jestem gotów nawet przekonać pułkownika, żeby ci pozwolił zabrać Garanda ze sobą. - Nie - uśmiechnął się McCoy - pułkownik ma rację. Jeśli mamy uzbroić Filipińczyków w karabinki, to nie możemy sami uzbrajać się w coś innego. To by poderwało ich zaufanie do tej broni. A jeśli będziemy mieli szczęście, to może się zdarzyć, że nie będziemy musieli w ogóle do niczego strzelać. - Cieszę się, że sam to rozumiesz, Ken - pochwalił Pickering. - Nie wysyłam cię tam, żebyś wygrał te wojnę. Strzelanie do Japończyków to nie twoja sprawa. Potrzebuję uczciwej oceny pułkownika Fertiga i jego poten- cjału. Jeśli cię tam zabiją... - Ze wszystkich sił postaram się im na to nie pozwolić, panie generale. - Dobrze. Wracając do poprzedniej sprawy, czy jest jeszcze coś, czego byś potrzebował? - Generał zauważył błysk w oku McCoya, ale porucznik milczał. - Co to takiego, Ken? Jeśli mi się uda to znaleźć, należy do ciebie. - Może jednego Gunny’ego? - Masz kogoś konkretnego na myśli? - Służyliśmy razem w Chinach, on też jeździł w konwojach Banninga. Uczestniczył w wypadzie na Makin. Ostatnim razem widziałem go na Guadalcanal, prowadził tam zbrojownię dywizjonu myśliwskiego VMF-229
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.