ďťż

Pozdrówcie go od Demetriosa Spóźnialskiego i zamówcie dla nas dwa pokoje...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Zaraz was dogonię. – Spóźnialski? – zdziwił się Mełeagros – pewnie zaraz poczęstujesz nas legendą o tym, jak dorobiłeś się tego przezwiska – skinął ręką na towarzyszy. Demetrios patrzył za nimi przez dłuższą chwilę. Było upalne popołudnie. Pomiędzy domami i skałami stało gorące powietrze, tylko ponad dachami wiatr poruszał czubkami palm. Tu i ówdzie w cieniu siedzieli ludzie. Niektórzy drzemali, inni rozmawiali. Olbrzymi Murzyn w skórzanej przepasce na biodrach szedł w tym samym kierunku co kupcy. W pewnym momencie zdjął bukłak z ramienia, nalał sobie w dłoń wody i zaczął ją siorbać. Gdy się roześmiał, Demetrios zauważył spiłowane siekacze i ufarbowane na czerwono włosy. Czarnoskóry potknął się o coś, upadł jak długi, wstał, uśmiechnął się z triumfem i podniósł naczynie. – Czerwonowłosy Nubo – przedstawił go niewolnik – prawdopodobnie syn jakiegoś pomniejszego księcia. – A to Demetrios Spóźnialski, partner handlowy równie bogatego jak nieokrzesanego Kharkhaira, prawda? – Skąd wiesz? – zdziwił się przybysz. Stary nie mógł wcześniej słyszeć, jak rozmawiali na statku o arabskim handlarzu. – Zawitałeś tu już parę lat temu. Ty mnie wtedy nie zauważyłeś, za to ja zwróciłem na ciebie uwagę. – Opowiedz mi swoją historię – zaproponował kupiec – jeżeli mi się spodoba, dostaniesz pół drachmy. – Wyciągnął z sakiewki srebrną monetę i podniósł ją do góry. – Dniówka wolnego robotnika. No to muszę się postarać. – Jakim sposobem Rzymianin popadł w niewolę w Adane? Czemu niewolnik musi żebrać? I co jeszcze wiesz o mnie, oprócz tego, że znasz moje imię i widziałeś mnie z Kharkhairem? – Demetrios opadł na pięty i przyjrzał się żebrakowi. Jego poorane zmarszczkami oblicze wyglądało jak spękana powierzchnia ziemi po długim okresie suszy. Starzec przymknął oczy i zaczął mówić: – Mam siedemdziesiąt trzy lata. Pięćdziesiąt pięć lat temu przybyłem tu, do Arabii, z oddziałem wywiadowczym wojsk Aeliusza Gallusa. Nie wróciłem wraz z nimi. Zostałem ranny i uwięziony. Przez dwadzieścia lat służyłem Mukhatarowi, przywódcy karawany, w Adane, a od kilku miesięcy służę jego synowi. – Czyżby stary umarł? Kiedy? – przerwał Demetrios. – Na wiosnę. – Wcześniej czy później bogowie podziemi upomną się o każdego z nas. Zastanawiam się tylko, po co? No, ale mów dalej. – Powiedziałem kiedyś młodemu Mukhatarowi, że odziedziczył po ojcu imię i majątek, ale ani śladu rozumu. Za karę muszę teraz żebrać. Jeżeli zbiorę odpowiednią sumę, mogę się wykupić. Jeżeli nie, utnie mi głowę, o ile do tego czasu nie umrę z głodu. – Kiedy mija termin? – Z końcem miesiąca. – Czyli pojutrze. Ile musisz zapłacić za wolność? – Taniutko. Silny robotnik kosztuje w Adane półtorej do dwóch min, czyli dwieście drachm. Mój pan chce za mnie sto. Sto razy więcej, niż wart jest bezużyteczny kaleka. – Spojrzał bystrym wzrokiem, mrugnął i dokończył po grecku: – Ale stary niewolnik sporo się nauczył. Znam drogi przez pustynię, wszystkie studnie pomiędzy Adane a ziemią Nabatejczyków, ceny towarów i życiorysy wszystkich handlarzy i rozbójników. Mówię też językami wszystkich ludów, które zamieszkują obszar od Adane aż do Syrii. Demetrios rzucił mu pół drachmy, wstał i spytał jeszcze: – Jak się nazywasz? – Opiter Perperna. – O, bogowie! Samo nazwisko wystarczy, żeby cię skrócić o głowę. Nie ma tu żadnych Rzymian, którzy chcieliby cię wykupić? – A po co? Do czego mógłbym się przydać? W dodatku z takim nazwiskiem jak moje? – Zastanowię się i jeszcze rozpytam o ciebie. Tylko się nie pospiesz i nie umrzyj przedwcześnie z głodu, słyszysz? Muszę przemyśleć sprawę. – Demetrios odwrócił się, by odejść. Gdy spojrzał na przeciwległy brzeg, dostrzegł robotników, budujących coś z belek, pali i desek. – Co oni tam robią? – Przygotowują tor wyścigowy. – Perperna wykonał pierwszy ruch od początku spotkania: uniósł lekko ramiona. – Tuż przed zachodem słońca odbędzie się bieg z lektykami. Moi rodacy – odwrócił głowę w kierunku zachodniego brzegu – uparli się w nim uczestniczyć. Twierdzą, że chcą dla odmiany przynajmniej raz doprowadzić Arabów do śmiechu, a nie do płaczu. – Patrzysz na zachód. Czyżby więc tutejsi Rzymianie mieszkali po tamtej stronie, daleko za miastem? – A kto by chciał żołnierzy w centrum? – Żołnierzy? – zdziwił się Demetrios. – Zaskoczony? Znasz jakąś miejscowość z tej strony Indii, gdzie nie stacjonują wojska cesarstwa? – Znam parę. Myślałem, że Adane też do nich należy. Perperna przybrał ironiczny wyraz twarzy. – Zaufanie dobra rzecz, ostrożność – jeszcze lepsza. Ale najlepiej zburzyć wszystko, a potem nikomu nie ufać i stale nadzorować podbity naród. – Tak postępują twoi rodacy, nie moi – rzucił na odchodnym kupiec
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.