ďťż

On się nie mógł bronić...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Na ten wiersz Baczyńskiego, zatytułowany: „Wybór", natkną- łem się pośród ineditów w zbiorach Biblioteki Narodowej72'; na niewielkiej luźnej karteczce zachowała się notka sygnowana „A.P" i nietrudno rozszyfrować o kogo chodzi. Najpewniej ręko- pis trafił do BN za pośrednictwem Anieli Kmita-Piorunowej wraz z innymi Baczyńszczanami po śmierci matki poety. Być może po- znał ten wiersz także Kazimierz Wyka w trakcie edytorskiego przygotowania poezji Baczyńskiego. Ze względu na komunistycz- ną cenzurę wiersz nie mógłby się ukazać drukiem; ani w trzech kolejnych wydaniach „Utworów zebranych", ani też w różnych wyborach poezji Baczyńskiego, i takiej próby, jak się zdaje, nie podejmowano. Wiersz jest nie datowany, ale można przyjąć, że pochodzi z pierwszego okresu wojny i zawiera najpewniej echa tragicznych 69. Autor przy grobie poety (sierpień 1989) 266 Wiesław Budzyński wypadków na wschodnich ziemiach Rzeczypospolitej po 17 wrze- śnia 1939 oraz dalszych tego konsekwencji - totalitarnej polityki kulturalnej prowadzonej przez Wandę Wasilewską i złowrogiej ro- li, jaką tam pełniła. W gruncie rzeczy „Wybór" jest ostrzeżeniem, przepowiednią tego, co miało nastąpić, a co ciemną chmurą prze- szło przez Polskę parę lat później i trwało do dni naszych. Wigilia 1990 roku Wigilia Bożego Narodzenia 1990 roku. Cmentarz Wojskowy na Powązkach: — Był piękny, słoneczny dzień — wspomina J.B. Deczkowski. - Około godziny 11.00 skończyliśmy zapalać lampki i układać świerkowe gałązki przybrane biało-czerwonymi wstążkami. Nagle przed mogiłą Aleksandra Kamińskiego zatrzymał się z rodziną by- ły Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej na Uchodźstwie, pan Ry- szard Kaczorowski73), który dwa dni wcześniej na Zamku przeka- zywał Lechowi Wałęsie insygnia państwowe. ...Przedstawiłem się. Oprowadziłem po kwaterze. Byłem mi- le zaskoczony: pan prezydent znał pseudonimy i nazwiska pole- głych żołnierzy batalionu „Zośka". Następnie przeszliśmy do gro- bu Barbary i Krzysztofa Baczyńskich. Powiedziałem kilka zdań o żolnierzu-poecie i jego małżonce. Zwróciłem uwagę na fragment wiersza wyryty na tablicy nagrobnej: „...Bo nie ma rozerwania, choć rozerwane słowa, bo nie ma zapomnienia, choć życie nas za- pomni..."74). Pan prezydent czytał w skupieniu. Podał mi dłoń i powiedział: Czuwaj! Odpowiedziałem: Czuwaj! Krzysztof Kąkolewski POSŁOWIE do wydania pierwszego Są trzy narody w o wiele większym stopniu niż inne zwrócone ku przeszłości: Żydzi, Polacy, Rosjanie. Rosjanie czerpią od Iwana Groźne- go, Piotra I i Katarzyny II wskazówki dla swych zdobywczych ambicji. Żydzi - dzięki utrzymaniu przeszłości jako aktualności - trwają. Podob- nie zaczyna być z Polakami. Jeśli jest rok 1991, zwracamy się o dziesięć lat wstecz do „pierwszej Solidarności", podczas gdy wtedy szukaliśmy natchnienia w 1970i 1956 roku. WiN istniał wsparłszy się o AK, ZWZ. SZP, ZWZ i AK zaś w latach 1939^5 czerpały z POW (1914-18), a POW z Powstania 1863 r. Żywoty naszych bohaterów przypominają żywoty świętych męczenników. Jest w tym tyle okrutnego losu Polski, co nieuchronnego samokre- owania się, własnego wyboru losu męczeńskiego. Najbardziej sceptycz- ny badacz staje się mitotwórcą, ponieważ materia, jaką napotyka, pory- wa go. Krzysztof Kamil Baczyński łączy w sobie mit rycerza bez skazy i zmazy, rycerza, który przezwycięża swoją słabość fizyczną, i trubadu- ra, pieśniarza miłości i czasów wypraw wojennych. Jest tu wybranka będąca bardziej panią serca niż muzą: Beatrycze czy Laurą. Wyprawy Baczyńskiego są niedalekie, do lasów, gdzie ćwiczył strzelanie, czy do lokali, gdzie go szkolono. Jego wymarsz na wojnę to było kilka ulic da- lej- Jego miłość do Barbary owiana jest pewnością jej utraty. Czy było to przeczucie własnej śmierci, czy cień wiedzy, że zginą oboje? Natę- żenie czarnoszarej barwy w jego poezji jest czasem nie do zniesienia, tak prawie, że nie można jej czytać. Kartki jego poezji wydają się za- czerniałe, zbrązowiałe jak nadpalone, a rogi ubrudzone czymś czerwo- nawym. 268 Krzyś z tof Kąkolewski Nawet Wieslawowi Budzyńskiemu nie udało się dotąd odtworzyć, o czym mówili Baczyńscy: ojciec z synem. Ojciec sławny z synem, który miał być sławniejszy i przerosnąć ojca. Sądzę, że też zwracali się ku przeszłości, posuwali się w górę czasu, ku źródłom poezji polskiej, bli- skiej im obu i - mimo wszystkiego co ich dzieliło - łączącej ich. Wystar- czała jedna taka rozmowa, a mogło jej nie być, i wielkość, którą Krzy- sztof w sobie odgadywał, przeczuwał, zmuszała go, gdy zaczęła się woj- na, a ojciec już nie żył, do zadania sobie pewnego pytania, które wyzie- ra z jego wojennych wierszy. Było to w gruncie rzeczy podobne pytanie do tego, które postawili sobie Janusz Korczak i św. Maksymilian Kolbe: co jest najważniejsze i że to najważniejsze uczynić mogą właśnie oni, i że oni powinni to uczynić. W groteskowej formie pojawia się to pytanie w „Małej Apokalipsie" Konwickiego: dać siebie na ofiarę czy nie? Być Barankiem, który gładzi grzechy świata? Oddać siebie na ucztę? Ofiara Baczyńskiego nieuchronnie przypomina marzec 1831 roku. Gdzieś tam, na jakimś równoleżniku minęli się, nie wiedząc o sobie, Mickiewicz i Słowacki
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.