ďťż

Chociaż, 259 z drugiej strony, nie mógł wykluczyć i takiej ewentualności, że dziewczyna była silnie wzburzona i po prostu od wszystkiego uciekła...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
- A czy przypadkiem nie ma jej w Kopenhadze? - zapytał ostrożnie. - I mama pojechała ją odwiedzić? - Miała kupić buty. Wallander skinął głową. - Porozmawiajmy o czym innym. Miałeś czas, żeby sobie różne rzeczy przemyśleć. Czy nie przychodzi ci do głowy ktoś, kto mógłby pozbawić życia twojego ojca? -Nie. - Zgadzasz się z mamą, że dużo ludzi miałoby na to ochotę? -Tak. - Dlaczego? Po raz pierwszy w układnej uprzejmości chłopca pojawiły się pęknięcia. Odpowiedział niezwykle porywczo. - Mój ojciec był złym człowiekiem. Dawno temu stracił prawo do życia. Wallander był niemile dotknięty. Skąd u chłopca tyle nienawiści? - Tak chyba nie można powiedzieć. Nie można pozbawiać ludzi prawa do życia bez względu na to, co zrobili. Chłopiec znów zobojętniał. - Co on takiego zrobił? - spytał Wallander. - Dużo jest złodziei. Dużo ludzi sprzedaje kradzione rzeczy. Ale z tego powodu nie muszą być potworami. - Straszył nas. -W jaki sposób? - Baliśmy się go. -Ty też? - Tak. Ale nie przez ostatni rok. - Dlaczego nie? 260 - Strach zniknął. - A mama? - -Bała się. - A twój brat? - Chował się, kiedy myślał, że to ojciec do nas przyszedł. - A siostra? - Ona bała się najbardziej. Wallander usłyszał ledwie zauważalną zmianę w głosie chłopca. Na moment się zawahał. - Dlaczego? - spytał ostrożnie. - Była najbardziej wrażliwa. Wallander postanowił zaryzykować. - Czy twój tata jej dotykał? - Jak to? - Chyba rozumiesz, co mam na myśli. - Rozumiem. Nie, nigdy. No tak, pomyślał Wallander, starając się nie okazywać żadnej reakcji. Może wykorzystywał własną córkę. I najmłodszego syna. A może i chłopca, z którym teraz rozmawiam. Wallander nie chciał tego dalej drążyć. Nie chciał sam się zajmować problemem siostry, gdzie jest i przez co mogła przejść. Wstrząsnęła nim myśl o ewentualnym molestowaniu. - Czy twój tata miał jakiegoś przyjaciela? - spytał. - Zadawał się z wieloma, ale czy któryś był jego przyjacielem, tego nie wiem. - A gdybyś miał wymienić kogoś, kto dobrze znał twojego tatę? Kogo byś wymienił? Z kim, twoim zdaniem, powinienem porozmawiać? Chłopiec mimowolnie się uśmiechnął, ale od razu się opanował. - Peter Hjelm - powiedział. Wallander zapisał nazwisko. 261 - Dlaczego się us'miechnąłeś? - Nie wiem. - Znasz Petera Hjelma? - Widziałem go. '''.'•'" - Gdzie mogę go znaleźć? - Jest w książce telefonicznej pod „Prace różne". Mieszka na Kungsgatan. • - W jakim sensie się znali? - Razem pili. To wiem. Co jeszcze robili, nie potrafię powiedzieć. Wallander rozejrzał się po pokoju. - Czy twój tata miał tu jeszcze jakieś swoje rzeczy? -Nie. - Nic? -Nic. Wallander wsunął kartkę do kieszeni spodni. Nie miał nic więcej do powiedzenia. - Jak to jest być policjantem? - niespodziewanie spytał chłopiec. Wallander uznał, że jest tym autentycznie zainteresowany. W czujnych oczach pojawiły się błyski. - Różnie - odpowiedział, nagle niepewny, co naprawdę myśli o swoim zawodzie. - Jak to jest łapać mordercę? - Zimno, szaro i beznadziejnie - odparł, myśląc z niesmakiem o wszystkich kłamliwych serialach, które chłopiec na pewno oglądał. - A co pan zrobi, jak pan złapie tego, co zabił tatę? - Nie wiem. To zależy. - On musi być groźny. Bo zabił już kilka innych osób. i Ciekawość chłopca zaczęła być kłopotliwa. 262 - - Złapiemy go - powiedział stanowczo, żeby zakończyć rozmowę. - Prędzej czy później, na pewno go złapiemy. Wstał i spytał o toaletę. Chłopiec wskazał mu drzwi w korytarzu obok sypialni. Wallander patrzył na swoją twarz w lustrze. Przydałoby mu się trochę słońca. Kiedy się załatwił, delikatnie otworzył szafkę. Stało tam kilka słoików z tabletkami. Na jednym było nazwisko Louise Fredman. Urodziła się dziewiątego listopada. Zapamiętał nazwę leku i lekarza, który go przepisał. Saroten. Nigdy nie słyszał o takim lekarstwie. Sprawdzi je w policyjnym katalogu. Kiedy wszedł do salonu, chłopiec siedział tam, gdzie poprzednio. Czy on na pewno jest całkowicie normalny? - pomyślał. Ta przedwczesna dojrzałość i opanowanie sprawiały dziwne wrażenie. Chłopiec odwrócił się do niego i uśmiechnął. Przez moment jego oczy straciły czujność. Wallander odpędził od siebie tę nagłą myśl i wziął kurtkę. - Jeszcze się odezwę. Powiedz mamie, że byłem. I powiedz, o czym rozmawialiśmy. - Czy mógłbym pana kiedyś odwiedzić? Wallandera zaskoczyło to pytanie. Jakby ktoś w niego rzucił piłką, o on jej nie złapał. - Myślisz o wizycie w ystadzkiej komendzie? -Tak. - Jasne, że tak. Tylko przedtem zadzwoń. Często jestem w terenie. No i nie zawsze mam czas. Wyszedł na klatkę i nacisnął guzik windy. Skinęli do siebie głowami. Chłopiec zamknął drzwi. Wallander zjechał na dół i wyszedł na słońce. To był jak dotąd najładniejszy dzień tego lata. Przez moment stał bez ruchu i rozkoszował się ciepłem. A potem pojechał do komendy. Forsfalt był u siebie. Wallander zrelacjonował mu przebieg rozmowy z chłopcem, podał 263 nazwisko lekarza - Gunnar Bergdahl - i poprosił o jak najszybszy kontakt. Podzielił się swoimi podejrzeniami o ewentualne molestowanie dzieci. Forsfalt nigdy o tym nie słyszał, obiecał jednak, że natychmiast to sprawdzi. Potem Wallander spytał o Petera Hjelma. Hjelm pod wieloma względami był podobny do Bjórna Fredmana. Kilka razy był w więzieniu. Raz odsiadywał karę razem z Fredmanem w sprawie o paserstwo. Według Forsfalta, Hjelm najczęściej dostarczał skradziony towar, a Fredman zajmował się sprzedażą. Wallander spytał, czy mógłby porozmawiać z Hjelmem. - Będę się tylko cieszył, że mam to z głowy - odpowiedział Forsfalt. - Chciałbym cię mieć w odwodzie. Wallander sprawdził adres Hjelma w książce telefonicznej. Podał Forsfaltowi numer swojej komórki. Umówili się na lunch. Forsfalt miał nadzieję, że w tym czasie dotrą już wszystkie materiały o Fredmanie. Wallander zostawił samochód przed komendą i poszedł na Kungsgatan, gdzie w jednym ze sklepów kupił koszulę i od razu ją włożył. Tę poplamioną tuszem po chwili wahania wyrzucił. Przez parę minut siedział na ławce i mrużył oczy od słońca. Potem ruszył do budynku, w którym mieszkał Hjelm. Przy drzwiach wejściowych był domofon. Na szczęście wychodził jakiś starszy pan z psem. Wallander przyjaźnie skinął mu głową i wszedł. Przeczytał na tablicy, że Hjelm mieszka na trzecim piętrze. Kiedy miał otworzyć drzwi windy, zadzwoniła komórka. Forsfalt. - Gdzie jesteś? - spytał. - Przed windą w domu Hjelma. - To dobrze. - Coś się stało? - Złapałem lekarza. Okazało się, że się znamy
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.