ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Malowane są z zastosowaniem kompozycyjnej konwencji polegającej na
tym, że
środek obrazu jest wolny dla wydobycia efektu dalekiej perspektywy. Wskutek
czego ma się
trochę wrażenie, że prawa i lewa strona obrazu jest zabudowana, a nawet
zatłoczona, w środku
zaś na głównym, centralnym miejscu jest dziura. Nie ma takiej dziury obraz z
Vicenzy.
Poprzedza on Ucztę w domu Leviego". Jest przedostatnią ucztą" Veronese'a.
,,Vicenza" i
Levi" podobne są do siebie. Podobna architektura rygorystycznie komponująca
obraz w tryptyk.
Ten sam sposób uporządkowania ludzi pośrodku w jedną kondygnację, po bokach zaś
swobodniej w dwa rzędy. Te same martwe schody". Podobieństw w szczegółach
mnóstwo. Ale
ostatecznie zestawiając oba obrazy czuje się, że wcześniejszy jest
przygotowaniem do
późniejszego. Wcześniejszy jest próbą zsumowania i wyciągnięcia końcowych
wniosków z
wszystkich poprzednich uczt". Późniejszy jest już pełnym pewności ich
zastosowaniem. ,
Pełnym pewności utwierdzeniem się w swoim rodzaju. W swoim sposobie traktowania
tak
prastarego tematu, jakim są uczty ewangeliczne. Te uczty, uczty klasyczne gody
w Kanie
Galilejskiej, uczta w domu faryzeusza, ostatnia wieczerza i wieczerza w Emaus
setki, tysiące
razy malowane, począwszy od ujęć paleochrześci-jańskich i kończąc na Leonardzie.
Ciężar
tradycji musiał tu gnieść nieznośnie. Szukanie własnej wersji, wersji
nowoczesnej,
musiałoby być tu wyjątkowo trudne. Może dlatego trzeba było tyle czasu, to
znaczy dwudziestu
lat, aby Vero-nese'owi ułożył się własny sposób widzenia i aby mu zaufał.
Patrząc na Leviego"
od pierwszej chwili narzuca się właśnie to wrażenie dopłynięcia do portu.
Ogromny obraz jest tak
nadzwyczajnie lekki i spokojny. Na początku ma się wrażenie, że to sprawa
architektury. Myśli
się, że to te trzy łyki ni to z Sansowina, ni to z Palladia nadają obrazowi
rygor, ale znając
obraz bliżej, czuje się, że nadają go nie tylko one. Swoboda zakomponowania
stołu mimo całej
lekkości jest też rygorystyczna. Przecudowny jest spokój tchnący z całego
obrazu. Powaga i
męskość nastroju, który sprawia, że ta uczta, zarazem niewątpliwie epikurejska,
nic nie ma
z popijawy czy nażerania się. Nieraz ludzie patrząc na ten obraz zachwycają się
powietrzem i
dalą za postaciami Chrystusa, Piotra, Jana. Ta dal nieskończona na pewno warla
jest, żeby się nią
zachwycać. Ale nie wiem, czy warta jest, aby ją wyróżniać. Tyle-razy bowiem
spotyka się ją na
innych płótnach. Porywającą natomiast dla mnie jest proporcja pomiędzy życiem
samego stołu i
życiem sumy różnych pobocznych epizodów. Skupia się to poboczne życie głównie
wokół
martwych schodów", ale nie tylko. Pełno go wszędzie tych różnych
halabardników, dzieci,
Murzynków, psów, karłów, dziewczątek nigdzie jednak nie robią tłoku. Może
dlatego to życie
epizodyczne odczuwa się w tym obrazie jako coś na marginesie. Coś pełnego uroku
i wszelkich
powabów malarskich, ale właśnie marginesowego. Dzięki temu ma się z pewnością to
wrażenie
proporcji i umiaru w nasycaniu obrazu sztafażem życia, umiaru tak trudnego dla
weneckiego
późnego renesansu i baroku.
Wenecja, 30 czerwca 56 r.
Levi" nosi datę zakończenie obrazu: 20 kwietnia 1573. Na bardzo widocznym
miejscu, na
obu zewnętrznych słupach martwych schodów", nosi napis jeszcze inny: FECIT D.
CONVI.
MAGNUM LEVI LUCAE CAP. V. Za pomocą tego napisu wyjaśnia się autorytatywnie, o
jaką
ucztę na obrazie chodzi. Żadna z uczt" Vero-nese'a nie ma takiego napisu.
Zresztą po wiekach
obcowania z tematyką religijną nikomu nie były potrzebne napisy. Każdy wiedział,
o co i o kogo
chodzi na obrazie. Ale przypadek z Le-vim" był specjalny. Po trosze dlatego, że
tej uczty się nie
malowało, ale głównie dlatego, że Levi" nie był od początku Levim". Słynna
Uczta w domu
Leviego" na początku była Ostatnią wieczerzą".
Obstalował ją u Veronese'a Andrea Buonó z Wenecji, zakonnik. Zdaje się, że
otrzymał
spadek i klasztor pozwalał mu wydać pieniądze na przyozdobienie refektarza u
ojców w S.
Giovanni e Paulo, którzy to święci zresztą w potocznej mowie a nawet piśmie
zlewają się w
jednego, w San Zanipolo. Refektarz miał już raz swoją ucztę", i to pędzla
Tycjana, spalili mu ją
upiwszy się niemieccy zaciężnl landsknechci, zakwaterowani w klasztorze.
Wydarzyło się to
latem 1571 r., na parę miesięcy przed bitwą pod Le-panto.
Trzeba przypuszczać, że zakonnik Andrea Buo-nó, który obstalowując u Veronese'a
nową
ucztę" był już staruszkiem, znał starą i jej żałował. Veronese obstalunek
przyjął. Zdaje się też,
że zakonnik spodziewał się ze spadku dostać więcej i móc na obraz wydać więcej,
w każdym
razie jakieś tam powikłania finansowe zajść musiały, Carlo Ridolfi bowiem w Le
Meraviglie
deWArte (1648) pisze: Ma non po* tento ii povero irałe Andrea Buonó spender di
piu, siorzato
Paolo (Veronese) da preghi, to volle inline compiaceie... spinto piu dal desio
delia gloria, che
daWutile". (Ale nie mogąc wydać więcej, biedny zakonnik przymusił błaganiami
Paola, który w
końcu zechciał mu zrobić tę przyjemność... bardziej pchany ku temu potrzebą
chwały niż
pragnieniem zysków"
|
WÄ
tki
|