ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Podobnie rzecz ma się z materiałami czy odzieżą. Nie zdają sobie z tego sprawy, podobnie jak i z faktu, że łatwo mogą uzależnić się od tych towarów i dostarczających je kupców. Próbujemy temu zaradzić, rygorystycznie ograniczając poziom oferowanej im technologii, ale napotykamy na opór tak z ich strony, jak i ze strony firm handlowych. Swoistą zaś paranoją jest, że nasi kupcy ograniczani są przepisami do handlu jedynie narzędziami wykorzystującymi siłę mięśni, w przeciwieństwie do innych. Powoduje to ich niekonkurencyjność pomimo bliskości Manticore i całkiem słuszne oburzenie. W praktyce oznacza to, że nie panujemy nad tym, co trafia w ręce tubylców, i nie możemy nawet liczyć na współpracę poddanych Korony. Agencja znalazła się w sytuacji intruza na planecie, którą ma chronić. Co gorsza, jestem pewna, że handel z tubylcami stanowi przykrywkę do nielegalnych transakcji między firmami spoza planety. Biorą w nich udział również nasze firmy, a ja nie mogę powstrzymać tego procederu, udowodnić ani nawet skłonić władz, by się tym zainteresowały!
Dama Estelle przerwała, wzięła kilka głębszych oddechów i przestała zaciskać pięści. Potem popatrzyła na gościa i zaśmiała się niewesoło.
- Przepraszam, chyba mnie poniosło - przyznała po chwili.
- Nie ma za co. Wychodzi na to, że jest pani w gorszej sytuacji niż sądziłam.
- W rzeczywistości nie jest aż tak źle. Enklawy są zlokalizowane wyłącznie w delcie, co w połączeniu z możliwością kontrolowania użycia poza ich obszarem jednostek latających mogących dotrzeć w przestrzeń, w znacznym stopniu ogranicza zasięg kontaktów handlowych. Naturalnie nie zapobiega to przemytowi między firmami handlowymi i nie umożliwia całkowitego odcięcia tubylców od nielegalnych towarów, ale znacznie ogranicza ten proces i wymusza dystrybucję poprzez tubylczych handlarzy. Tym zresztą należy się mniej przejmować; bardziej martwi mnie jako lokalnego przedstawiciela Korony myśl, co jeszcze może dziać się na planecie takiego, o czym w ogóle nie wiemy. Sądzę, że ma tu miejsce coś poważniejszego niż zwykły przemyt, lecz nie dysponuję dowodami na poparcie swoich podejrzeń. Poinformowałam naturalnie o wszystkim hrabinę Marisę, ale nie wydaje mi się, by odniosło to jakiś skutek. Sądzę, że nikt w Królestwie tak naprawdę nie interesuje się tym, co się tu dzieje.
Honor nie zmieniła wyrazu twarzy, natomiast przestała głaskać Nimitza - hrabina Marisa New Kiev była ministrem do spraw Medusy i liderem Partii Liberalnej. Dama Estelle prychnęła cicho z satysfakcją - brak reakcji rozmówcy potwierdzał jej podejrzenia co do bezczynności przełożonej. Westchnęła ciężko i dodała:
- Naturalnie mogę być paranoiczką, ale jakoś nie mogę oprzeć się wrażeniu, że... pewne osoby są za bardzo zainteresowane swoimi prawami handlowymi i płynącymi stąd dochodami, by martwić się, czy są one legalne, czy nie, i by mieć czas na cokolwiek innego. Inni zaś używają handlu jako parawanu i w ogóle nie przywiązują wagi do zysków.
- Czy ci "inni" to również Ludowa Republika Haven? -spytała cicho Honor.
- Przede wszystkim Haven. Konsulat ma zdecydowanie zbyt wielu pracowników, a liczba "attache handlowych" jest wręcz oszałamiająca. Prawdą jest, że ponad jedna trzecia terytorium Republiki i cała zachodnia część znajduje się bliżej systemu Basilisk niż Trevor Star, ale to niewiele zmienia. Na dodatek domagają się coraz większych praw w handlu z tubylcami. Oficjalnie zresztą konsulat akredytowany jest przy jednym z tubylczych miast-państw, nie zaś przy rządzie Jej Królewskiej Mości. Tak oni, jak i my wiemy, że to prawna fikcja, i jak dotąd byłam w stanie znacznie ograniczać ich działalność, ale jestem pewna, że tak naprawdę chodzi im o kontakt z tubylcami i o większą, aktywniejszą rolę w kształtowaniu ich relacji z przybyszami spoza planety.
- Jako przeciwwaga dla naszej obecności i roli?
- Dokładnie - gospodyni uśmiechnęła się szczerze pierwszy raz od rozpoczęcia rozmowy. - Sądzę, że Republika ma nadzieję, iż w końcu przejdzie przez nasz parlament projekt anulujący obecny Akt, a wówczas Haven będzie mieć znakomitą okazję, by zagarnąć zgodnie z prawem planetę, zwłaszcza jeśli już wcześniej będzie zaangażowana w jej sprawy. Oczywiście chodzi wyłącznie o kontrolę nad terminalem, ale Republika potrzebuje "moralnego usprawiedliwienia", by propaganda mogła całą sprawę przedstawić w stosowny sposób obywatelom, a zwłaszcza Lidze Solarnej. Dlatego też zajmuje takie stanowisko odnośnie naszych praw do systemu i legalności Aktu. Jeśli tylko się wycofamy, planeta, a w konsekwencji cały system wpadnie Haven w ręce jak dojrzały owoc.
- Sądzi pani, że to wszystko, co planuje Haven?
- Przyznaję, że nie wiem..
|
WÄ
tki
|