ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
I Sara pomagała.
Kiedy weszła pani Jonaszowa, pani Ebenowa szybko wysłała Sarę na pocztę, by pod jej
nieobecność móc się swobodnie wygadać.
A więc tym razem to prawda? spytała pani Jonaszowa.
Prawda odparła raźnie pani Ebenowa. Sara się uparła. Wiesz, że na jej upór nie ma rady,
więc nawet nie próbowałam na nią wpłynąć. Zresztą nie jestem chorągiewką na dachu. Ostatecznie
Leon Baxter pozostał tym samym Leonem Baxterem. Zawsze uważałam go za wspaniałego człowieka.
A jeśli chodzi o pieniądze, to ja i Eben też zaczynaliśmy z niczego.
Pani Jonaszowa westchnęła z ulgą.
Cieszę się, że tak uważasz, Luizo. Podzielam twoje zdanie, choć wolałabym, żeby nie
dowiedziała się o tym pani Harmonowa. Zdarłaby ze mnie skórę. Zawsze lubiłam Leona, ale przecież
Sara dotąd nie chciała na niego nawet patrzeć?
Cóż, tego właśnie należało się spodziewać zauważyła pani Ebenowa. To ta przekora Sary.
Każde kulawe kaczę natychmiast zdobywało jej zainteresowanie. Śmiało można powiedzieć, że
bankructwo Leona stało się jego największym sukcesem.
JEDYNAK
Thyra Carewe czekała na powrót syna. W charakterystycznym dla siebie bezruchu siedziała przy
oknie w kuchni, patrząc w gęstniejący . mrok. Nawet nie drgnęła. Cokolwiek robiła, oddawała się
temu całą sobą. Teraz oddawała się czekaniu.
Nawet kamienny posąg wyglądałby przy niej jak żywy zauważyła pani Cyntia White,
sąsiadka zza drogi. Aż mnie ciarki przechodzą, kiedy patrzę, jak tak siedzi i nawet nie mrugnie
okiem. Mam wrażenie, że od jej wzroku gotowa się zapalić droga. Ile razy słyszę przykazanie Nie
będziecie mieć Bogów cudzych przede mną, muszę myśleć o Thyrze. Ona tego swojego syna
uwielbia tak, jakby to on był Stworzycielem nieba i ziemi. Zostanie za to ukarana.
Pani White bacznie obserwowała Thyrę, nie przestawała jednak wywijać drutami, by nie marnować
czasu. Ręce Thyry bezczynnie spoczywały na podołku. Od chwili gdy usiadła przy oknie, w jej twarzy
nie drgnął ani jeden mięsień. Pani White uskarżała się, że często oblatuje ją strach.
To jest przeciwne naturze orzekła. Czasem myślę, że dostała wylewu, tak jak ten jej wuj
Horacy, i na miejscu trafił ją szlag.
Był jesienny chłodny wieczór. Na morzu, tam gdzie zaszło słońce, pojawiła się czerwona ognista
plama, po szafranowym niebie sunęły fioletowe chmury. Płynąca za posiadłością Careweów rzeka
była sina, a morze ciemne i wzburzone. Niemal każdy wzdrygnąłby się w przeczuciu nadchodzącej
zbyt wcześnie zimy, ale Thyra lubiła takie ponure wieczory, przemawiało do niej groźne piękno
nieżyczliwej przyrody. Nie zapaliła lampy, żeby nie tracić widoku posępnego morza i nieba. Wolała w
ciemnościach czekać na powrót Chestera.
Tego wieczoru się spóźniał. Przypuszczała, że coś zatrzymało go w porcie, i nie niepokoiła się.
Była przekonana, że gdy tylko załatwi swoje sprawy, pospiesznie wróci do domu do niej. Myślami
wybiegła mu naprzeciw aż nad to wietrzne morze. Widziała, jak swobodnym krokiem idzie
piaszczystymi zapadlinami w chłodnym świetle nieprzyjaznego zachodu słońca, silny i piękny, z
ciemnoszarymi szczerymi oczyma ojca i z jej własnym podbródkiem z dołkiem pośrodku. Żadna
kobieta w Avonlea nie miała takiego wspaniałego syna. Kiedy czasem, na krótko, wyjeżdżał, tęskniła
za nim aż do bólu. Ze wzgardliwą litością pomyślała o Cyntii White, która z drugiej strony drogi
robiła na drutach. Ta kobieta nie miała syna same bledziutkie córki. Thyra nigdy nie chciała mieć
córki, kobiety pozbawione syna wzbudzały w niej politowanie i wzgardę.
Na schodkach przed domem zaskomlał żałośnie pies Chestera. Miał dosyć wysiadywania na
zimnym kamieniu, marzył o swoim ciepłym legowisku za piecem. Thyra usłyszała go i uśmiechnęła
się. Nie miała zamiaru go wpuścić. Utrzymywała zawsze, że nie lubi psów, ale prawdą było, że nie
cierpi tego psa, gdyż Chester go kocha. Nawet z niewinnym zwierzęciem nie chciała się dzielić
miłością syna. Kochała tylko jego i żądała, by odwzajemniał jej się równie wyłącznym uczuciem.
Toteż skomlenie psa sprawiło jej pewną przyjemność.
Było już zupełnie ciemno, nad zżętymi polami zabłysły gwiazdy, a Chester wciąż się nie pojawiał.
Cyntia White opuściła swój punkt obserwacyjny, spuściła zasłonę i zapaliła lampę. Pojawiły się cienie
krzątających się po kuchni dziewczynek. Uprzytomniło to Thyrze jej dzisiejszą samotność. Doszła do
wniosku, że pójdzie na spotkanie Chestera i zaczeka na niego przy moście. Ale w tej chwili ktoś
zastukał do drzwi.
Domyśliła się, że musi to być August Vorst, i bez pośpiechu zapaliła lampę. Nie przepadała za nim,
był jednak uprzywilejowanym gościem
|
WÄ
tki
|