ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Hale wykuł ten miecz, książę, i
podarował swemu seniorowi, człowiekowi, któremu przysiągł był służyć do ostatniej kropli
krwi. - Westchnął. - A proroctwo Pierworodnych mówi, że pewnego dnia miecz z powrotem
znajdzie się w rękach Mujhara Cheysuli.
- Kłamiesz!
Finn uśmiechnął się szyderczo.
- Ja może czasami kłamię, ale proroctwo nie. Dalej, panie, pozwól, by mój lir
odprowadził cię do konia. Chodź.
Carillon, świadom groźnej obecności wilka, poszedł posłusznie. Alix nie pozostało nic
innego, jak podążyć za nimi.
ROZDZIAŁ 2
Zaniepokojona Alix zobaczyła, że w lesie czekają trzej inni Cheysuli, pilnujący
bojowego rumaka Carillona. Rzuciła szybkie spojrzenie na księcia, aby ocenić jego reakcję.
Zobaczyła, że twarz ma bladą, a szczęki zaciśnięte do granic wytrzymałości. Stał między
Cheysuli, ale zdawał się dziwnie od nich daleki.
Finn powiedział coś w nieznanym jej śpiewnym języku i jeden z wojowników zbliżył się
z wierzchowcem dla Carillona. Nie oddano mu kasztana i rumieniec, który przemknął po
twarzy księcia, potwierdził jego oburzenie.
- Znamy reputację homańskich rumaków - bojowych powiedział krótko Finn. - Nie dam
ci szansy na łatwą ucieczkę. Bierz tego, na razie.
Carillon w milczeniu ujął wodze i z wysiłkiem dźwignął się na grzbiet zwierzęcia. Finn
patrzył na niego z ziemi, potem zbliżył się i bez słowa oderwał długi pas wełny z zielonego
płaszcza. Rzucił go Carillonowi.
- Przewiąż ranę, książę. Nie pozwolę, by śmierć mi cię zabrała.
Carillon zrobił, co mu kazano. Uśmiechnął się ponuro do żółtookiego wojownika.
- W swoim czasie, zmiennokształtny, zobaczę kolor twojej krwi.
Finn roześmiał się i odwrócił. Uśmiechnął się do Alix.
- No cóż, mei jha, nie mamy wierzchowca dla ciebie, ale mój jest na twoje usługi. Z
przyjemnością poczuję ciepło twego ciała.
Alix, równie wściekła, co przerażona, tylko spiorunowała go wzrokiem. Jego ciemna
twarz skrzywiła się w ironicznym uśmiechu. Finn wziął wodze z dłoni innego wojownika i
wskazał na dziwne siedzisko na grzbiecie zwierzęcia. Nie do końca przypominało ono
homańskie siodło, z wielką kulą i wysokim tylnym łękiem przeznaczonym do
podtrzymywania walczącego jeźdźca, ale służyło identycznemu celowi. Alix zawahała się,
potem wsunęła bosą stopę w skórzane strzemię i dźwignęła się na siodło. Nim zdążyła
zaprotestować, Finn skoczył za nią na koński zad. Jego ramiona otoczyły jej talię i sięgnęły
po wodze.
- Widzisz, mei jha? Raczej nie możesz mnie uniknąć.
Robiła, co tylko mogła - wyprostowała się i w miarę możności odsunęła od niego.
Rozbolały ją ścierpnięte plecy, zanim po długiej jeździe Finn wreszcie zatrzymał konia. Alix
dopiero teraz ujrzała obozowisko dobrze ukryte w gęstym, cienistym lesie.
Płócienne namioty w odcieniach zieleni, brązów i szarości stapiały się w zmierzchu z
drzewami, poszyciem i spiętrzonymi stertami górskich głazów. Po drugiej stronie wąskiej
polany mrugały małe ogniska.
Alix wyprostowała się, gdy Finn ściągnął wodze. Odwróciła się szybko, by poszukać
wzrokiem Carillona, zagubionego wśród czarnowłosych, żółtookich wojowników Cheysuli,
ale Finn ją powstrzymał. Jego lewa ręka władczo otoczyła jej kibić, gdy pochylił się,
przyciskając do jej sztywnych pleców.
- Książątko wyzdrowieje, mei jha. Teraz trochę cierpi, ale ból minie. - Jego głos opadł do
tajemniczego szeptu. - Albo ja go usunę.
Zignorowała go, wyczuwając narastającą w sobie wściekłość.
- Dlaczego poszczułeś go swoim wilkiem?
- Dobył miecz Halego, mei jha. Niewątpliwie wie, jak go używać, nawet przeciwko
Cheysuli. - Roześmiał się cicho. - Może szczególnie przeciwko Cheysuli. A my wiemy, jak
bardzo jesteśmy nieliczni. Moja śmierć nie miałaby żadnego sensu.
- Napuściłeś na niego zwierza!
- Storr nie jest zwyczajnym wilkiem. Jest moim lirem. I uratował Carillona od pewnej
śmierci, bowiem zabrałbym mu życie, aby zachować własne.
Spojrzała na wilka czekającego cierpliwie przy koniu.
- Twój... lir? Jak powiedziałeś?
- Że ten wilk jest moim lirem To cheysulskie słowo oznaczające coś, czego
prawdopodobnie nie zrozumiesz. Nie ma homańskiego odpowiednika na łączącą nas więź. -
Wzruszył ramionami. - Storr jest częścią mnie, a ja jego.
- Zmiennokształtny... - wyszeptała mimowolnie
|
WÄ
tki
|