ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Nemesis stała na jednej kotwicy poza portem, a przy niej opuszczona łódź, mająca
odwieźć Mr Jeremie'go na ląd. Nawet tutaj midszypmen Duquemin chował się
za stosem lin, żeby go nie widziano na pokładzie. Delancey raz jeszcze obejrzał
się
na stojących za nim oficerów i stwierdził, że oni także nie sprawiają dobrego
wrażenia. Nosili coś podobnego do mundurów i nie mieli szpad o mosiężnych
rękojeściach, lecz podobni byli bardziej do rabusiów niż wojskowych. Piechurów
morskich, wyglądających jeszcze gorzej niż marynarze, nie usiłowano nawet ubrać
w żadne mundury. Muszkiety mieli brudne, a bagnety tępe.
Z kolei Delancey wystąpił naprzód; uczynił wszystko, żeby zrobić dobre
wrażenie.
Oficerowie i marynarze Nemesis. Nazywam się Ryszard Delancey, jestem
waszym kapitanem. Podczas tego rejsu poznamy się lepiej. Na razie chciałbym
powiedzieć trzy rzeczy. Po pierwsze, ten okręt jest okrętem wojennym i powinien
na taki wyglądać. Im bardziej bojowo i sprawnie będziemy wyglądać, tym większe
prawdopodobieństwo, że nieprzyjaciele poddadzą się bez walki. Po drugie, nasze
życie może zależeć od tego, czy nasze działa i lekka broń będą zdatne do użytku.
Po trzecie, dalsze nasze sukcesy mogą zależeć od sposobu, w jaki będziemy
traktowali jeńców. Jeśli będą nas znali z tego, że zachowujemy się przyzwoicie,
że
nie stosujemy więcej gwałtu, niż jest to konieczne, że nie ograbiamy marynarzy z
ich
rzeczy osobistych, nieprzyjacielskie statki handlowe będą opuszczały banderę,
zanim
oddamy choćby jeden strzał. Ale jeśli będziemy się zachowywać jak piraci, każdy
statek francuski będzie walczył do ostatka i będziemy mieli do czynienia z dwoma
wrakami: własnym i pryzu. Musimy być sprawni. Musimy być gotowi. Musimy być
zdyscyplinowani. Proszę zwolnić ludzi, panie Le Vallois. Łódź dla pana
Jeremie'go,
panie Rouget. Proszę obsadzić burtę, panie Hubert.
Delancey odprowadził Mr Jeremie'go do trapu i gdy łódź odbijała, salutował,
a ludzie Huberta niezdarnie próbowali prezentować broń. Potem zszedł na dół,
gdzie
w głównej kajucie czekał na niego Sam Carter. Jemu i tylko jemu Delancey
zwierzył
się ze swojego planu.
Przeprosił, że kazał Samowi czekać, a potem zawołał stewarda.
Wypijemy po szklance wina, Sam, za nasze powodzenie.
Dziękuję, kapitanie. Nie powiem nie. Ale nie chciałbym opóźniać waszego
wyjścia w morze.
I tak musimy zaczekać, aż wróci łódź. Powiedz, co sądzisz o moim planie?
Przykro mi, Ryszardzie. Nie mogłem nic mówić wczoraj wieczór w knajpie
przy całym towarzystwie. Przykro mi, ale to się nie uda.
Dlaczego?
Przede wszystkim zakładam, że masz dobry wywiad i jeszcze lepiej
rozumujesz. Jeśli przemytnicy z Guernsey przewożą koniak pochodzący, częściowo
przynajmniej, z Cherbourga, to ten koniak musi najpierw w Cherbourgu wylądować.
Nie produkuje się go w Normandii i trzeba go dostarczyć tam morzem. Nie możesz
temu zaprzeczyć.
Więc powinno się udać przechwycić statki, które go tam dostarczają.
Posłuchaj, Ryszardzie. Gdyby to było możliwe, korsarze z Alderney by to
robili. Ale te statki są dla nich za wielkie i za dobrze uzbrojone.
Słusznie, Sam, ale Nemesis jest większa niż jednostki z Alderney.
Nie jest wystarczająco wielka.
Myślisz może, że chcę polować na twoim terytorium?
Nie, Ryszardzie. Ja teraz handluję bardziej na południu. Jeśli zagarniesz
Bonne Citoyenne, może to zirytować rozmaitych ludzi, ale mnie nie będzie to
obchodziło. Tylko nie sądzę, żebyś mógł to zrobić.
Myślisz, że tamten statek ma za wiele dział?
Tak. A niezależnie od tego płynie wzdłuż brzegu. Przypuśćmy, że połączysz
się z innym okrętem tej samej klasy co twój, na przykład z Księciem Richmondu,
dowodzonym przez Piotra Normana...
Nie, Sam! Nie miałbym do niego zaufania.
No, dobrze. Więc przypuśćmy, że masz większy okręt, z dwudziestu
czterema działami. Zobaczywszy cię, Bonne Citoyenne wejdzie do najbliższego
portu, w którym była już setki razy i gdzie będą ją chroniły baterie nadbrzeżne.
Nie
znając tego miejsca, nie będziesz mógł jej ścigać.
A gdybym próbował, zostanę pobity?
Bardziej prawdopodobne, że zostaniesz wzięty do niewoli i skończysz
we francuskim więzieniu.
Ale mimo wszystko warto byłoby zdobyć Bonne Citoyenne, prawda?
O tak, co do tego nie ma wątpliwości. Z pewnością byłaby dobrym pryzem,
gdyby szła do Cherbourga z winem, koniakiem i innymi towarami. To samo odnosi
się do innego statku, zdaje się, że nazywa się Liberation. Żaden z nich nie
będzie
miał jednak dużego ładunku, płynąc na południe. Więc zapomnij o nich,
Ryszardzie,
i postaraj się o coś mniejszego.
Najprawdopodobniej postaram się, choćby po to, żeby wzbudzić w ludziach
trochę zaufania. Ale oto steward z winem... Dziękuję, Nicolle. A więc toast
za Liberation tej Bonne Citoyenne!
Piję, Ryszardzie, ale twój plan to zupełne szaleństwo!
Czyżby? Jeśli uważasz, Sam, że jestem zbyt pewny siebie, to musisz
wiedzieć, że dotychczas nie wiodło mi się dlatego, że miałem do siebie za mało
zaufania. Byłem nieśmiały i roztargniony, byłem marzycielem, artystą. Ale dwie
rzeczy spowodowały we mnie zmianę. Jedna z nich miała miejsce kilka minut temu.
Jak to? Wstrząsnęły tobą słowa zachęty Jeremie'go?
Nie, ale patrzyłem na swoich oficerów i na załogę. I wtedy nagle
uświadomiłem sobie, że jestem najlepszym marynarzem na pokładzie Nemesis.
Nigdy nie byłem o tym przekonany w marynarce i nie sądzę, żebym wtedy miał
słuszność. A teraz czuję, że mam prawo być dowódcą.
Z pewnością masz, Ryszardzie. Ale to mimo wszystko są małe ambicje. Twoi
ludzie to męty, nie są nawet w połowie tak dobrzy jak moi. Być najlepszym wśród
nich, to nic nie znaczy.
Dla mnie, Sam, to znaczy wszystko.
Co jeszcze zmieniło twoje samopoczucie?
Widziałem ruiny dworu Anneville.
No i co z tego, Ryszardzie?
Ten dwór od wieków należał do rodziny Andros. Trafiłem do niego
przypadkiem, wracając z Portinfer. Nagle wyłonił się przede mną niby ruiny zamku
z romantycznej opowieści. Kiedyś go odbuduję. Tymczasem mam zamiar zrobić
pieniądze.
Ależ ty nie nazywasz się Andros!
Tak nazywała się moja matka. Czuję, że to ja powinienem odbudować
dwór... I co, Sam, uważasz mnie za romantycznego głupca?
Nie, Ryszardzie, bynajmniej. Ale nie chciałbym, żebyś postradał życie,
próbując zdobyć Liberation albo Bonne Citoyenne. Jedyną twoją nagrodą będzie
wówczas tablica pamiątkowa w miejskim kościele, ufundowana przez właścicieli
Nemesis. Zostań przy życiu ze względu na swoich przyjaciół. Nie, Ryszardzie, nie
kręć głową, masz przyjaciół. A w każdym razie jednego.
Dziękuję ci, Sam.
Słyszę, że wraca twoja łódź. Musisz wyjść w morze, a ja muszę wrócić
na ląd.
Dwaj przyjaciele rozstali się i wkrótce Nemesis była już w drodze. Skierowała
się najpierw ku wybrzeżu bretońskiemu, poza Roscoff
|
WÄ
tki
|