ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
- Nie jestem Althalusem, używam tylko jego głosu. Na mnie patrz, nie na niego.
Eliar spojrzał ze zdumieniem na kotkę, która skrzywiła nosek.
- Powinieneś się wykąpać.
- Byłem co nieco zajęty, łaskawa pani.
- Możesz mnie popieścić, jeśli chcesz.
- Już się robi - odparł Eliar, głaszcząc jej futerko.
- Nie tak mocno.
- Najmocniej przepraszam.
- Miły chłopak... - zamruczała Emmy pożyczonym głosem. - No dobrze, Eliarze, teraz słuchaj uważnie. Istnieje szansa, że na drugim brzegu rzeki natrafimy na nieprzyjaciela. Co robisz, kiedy spotykasz wroga?
- Zabijam go, pani.
- No właśnie.
- Emmy! - nie wytrzymał Althalus.
- Cicho bądź, Althalusie, to sprawa między tym chłopcem a mną. Słuchaj, Eliarze, spotkamy się tam z kapłanami. Chcę, żebyś każdemu z nich pokazał Nóż. Umiesz udawać głupka?
Eliar posmutniał.
- Pani, jestem wiejskim chłopakiem z gór Arum. Głupota to nasza specjalność.
- Wolałabym, żebyś nazywał mnie "Emmy", Eliarze, nie musimy być tacy oficjalni. Oto co masz zrobić: kiedy będziemy rozmawiać z jakimś kapłanem, ty z wyjątkowo tępym wyrazem twarzy podstawisz mu Nóż pod oczy i powiesz: "Przepraszam, czy wasza wielebność może mi przeczytać, co tu stoi napisane?".
- Chyba nie uda mi się zachować powagi - odparł ze śmiechem Eliar.
- Przećwicz to sobie, żeby obeszło się bez chichrania. Większość kapłanów nie dopatrzy się żadnego sensu w tych zawijasach. Albo przyznają, że nie umieją czytać, albo będą udawali, że nie mają czasu. Natomiast ten, którego szukamy, odczyta napis w ten sam sposób co ty, a jednocześnie Nóż potwierdzi to pieśnią.
- Mniej więcej tego się spodziewałem. A co to ma wspólnego z wrogiem?
- Jeśli ten, komu pokażesz Nóż, jest wrogiem, wrzaśnie i będzie próbował zasłonić sobie oczy.
- Dlaczego?
- Bo widok Noża sprawi mu ból, i to taki, jakiego nie zaznał w całym swoim życiu. Gdy tylko to zobaczysz, wbij mu Nóż prosto w serce.
- W porządku, Emmy.
- Żadnych pytań?
- Nie, Emmy. Ty tu rządzisz i cokolwiek rozkażesz, ja to spełnię. Sierżant Khalor ciągle powtarzał, że mamy słuchać rozkazów natychmiast, bez żadnych głupich pytań, a twoje rozkazy są bardzo proste. Jeśli ktoś krzyknie na widok Noża, to będzie trupem, jeszcze zanim umilknie echo.
Emmy pogładziła go miękką łapką po policzku.
- Poczciwy z ciebie chłopak, Eliarze.
- Dziękuję, Emmy, staram się, jak mogę.
Mam nadzieję, Althalusie, że słuchałeś uważnie. Może powinieneś porobić sobie notatki do wykorzystania na przyszłość. Mnóstwo czasu się oszczędza, kiedy ludzie spełniają rozkazy bez zbędnych dyskusji, jakimi co poniektórzy mnie nękają.
- Mogę odzyskać swój głos?
Tak, skarbie, już skończyłam... przynajmniej na razie. Dam ci znać, gdy znów mi będzie potrzebny.
Barka przewiozła ich na drugi brzeg rzeki, po czym wjechali do zrujnowanego miasta. Kapłani, którzy pobudowali tam sobie prowizoryczne szopy, nosili przeważnie habity z kapturami. Między poszczególnymi grupami zaznaczały się wyraźne różnice: ci z części północnej ubierali się na czarno, mieszkańcy centrum - na biało, a południa, czyli najbliżej wideł rzeki - na brązowo. Althalus zauważył też, że kapłani z poszczególnych grup raczej z sobą nie rozmawiają, co najwyżej się kłócą.
- Nie, wszystko ci się pomyliło - przekonywał kapłan w czarnej szacie grubasa w białej. - Kiedy to się stało, Wilk był w dziewiątym domu, a nie w dziesiątym.
- Moje wykresy nie kłamią - bronił się grubas z zapałem. - Słońce zdążyło już wtedy przejść do czwartego domu, a to definitywnie ustawia Wilka w dziesiątym.
O czym oni mówią? - spytał Althalus Emmy.
O astrologii. To jeden z kamieni węgielnych religii.
Jakiej religii?
Prawie każdej. Religia opiera się na chęci poznania przyszłości, a astrologowie uważają, że ta sprawa zależy od gwiazd.
I mają rację?
A co gwiazdom do spraw tego świata? Poza tym większość tych, o które tak się wykłócają kapłani, dawno nie istnieje.
Chyba nie zrozumiałem.
Gwiazdy są ogniem, a każdy ogień musi kiedyś wygasnąć.
Skoro zgasły, to czemu kapłani wciąż się o nie kłócą?
Bo nic o tym nie wiedzą.
Przecież wystarczy spojrzeć!
To niezupełnie tak, Althalusie. Gwiazdy są znacznie bardziej oddalone, niż ludzie sobie wyobrażają, i mija dużo czasu, zanim ich światło do nas dotrze. Prawdopodobnie połowa z tego, co widać na niebie, już nie istnieje. Innymi słowy, kapłani próbują przewidywać przyszłość na podstawie gwiazd-widm.
Althalus wzruszył ramionami.
Przynajmniej mają coś do roboty.
Rozejrzał się po ruinach i zasypanych gruzem ulicach. Zakapturzeni kapłani chodzili pojedynczo lub małymi grupkami, ale można było też dostrzec konwencjonalnie odzianych ludzi. Jeden z nich otworzył prowizoryczny stragan przy zrujnowanym murze. Na byle jak skleconym stole leżały garnki, patelnie i czajniki.
- Witajcie, przyjaciele - zagadnął ich właściciel tego dobra, zacierając z nadzieją ręce. - Oglądajcie i kupujcie! Mani najlepsze garnki i czajniki w całym Awes, a tak niskich cen nie znajdziecie w żadnym z tutejszych sklepów.
Uważaj, Althalusie, to Khnom - zabrzmiał mu w głowie głos Emmy. - Pracuje dla Ghenda.
To Ghend wiedział, że tu idziemy?
Niekoniecznie. Mógł po prostu rozstawić swych agentów, by mieli na nas oko. Zapamiętaj dobrze tę twarz, bo pewnie go jeszcze spotkamy.
- Szukasz czegoś konkretnego, przyjacielu? - naciskał handlarz, mały człowieczek, który starał się nie patrzeć Althalusowi w oczy.
- Właściwie to chciałbym zasięgnąć informacji. Nic nie wiem na temat tutejszych nieruchomości. Czy mógłbym otworzyć sklepik w którymś z opustoszałych budynków?
- To nie jest dobry pomysł. Większość interesów toczy się tutaj, w środku miasta, a na wszystkim trzymają łapę "białe kiecki". Od każdego, kto coś rozkręca, oczekują "donacji".
- Znaczy, łapówki?
- Nie używałbym przy nich tego słowa
|
WÄ
tki
|