ďťż

Mark wpadł do środka i usiadł obok Eleny na fotelu zwróconym do tyłu...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Dach pojazdu zasunął się z sykiem. Za panelami w przednim przedziale zasiadł Pym i wkrótce pomknęli w górę. Sanitariusz kucał na podłodze obok pacjenta, podając mu tlen i aplikując hiporozpylaczem synerginę, aby uchronić go od szoku. Mark dyszał głośniej niż książę, aż w pewnym momencie sanitariusz spojrzał na niego obawą - ale w przeciwieństwie do księcia Mark w końcu zapanował nad oddechem. Pocił się i drżał w środku. Ostatnim razem czuł się tak samo źle, gdy strzelali do niego ludzie Bharaputry. Czy autoloty naprawdę latają tak szybko? Miał nadzieję, że do wlotów silnika nie dostanie się nic większego niż owad. Mimo zastrzyku synerginy oczy księcia zasnuwały się mgłą, jak gdyby przestawał cokolwiek widzieć. Chwycił plastikową maseczkę tlenową, odtrącając ręce próbującego go powstrzymać sanitariusza i dając Markowi znak, by się przybliżył. Bardzo chciał coś powiedzieć, lepiej więc było pozwolić mu na to, niż przeszkadzać i przyglądać się, jak cierpi. Mark osunął się na kolana tuż przy głowie księcia. Książę wyszeptał w absolutnym zaufaniu: - Całe... prawdziwe bogactwo... to biologia. Sanitariusz posłał Markowi wściekłe spojrzenie, domagając się interpretacji; Mark mógł tylko bezradnie wzruszyć ramionami. - Chyba traci przytomność. Podczas karkołomnego lotu książę jeszcze tylko raz próbował się odezwać; zdarł maskę, by powiedzieć: - Chcę splunąć. Sanitariusz przytrzymał mu głowę, a książę dostał ataku paskudnego kaszlu i oczyścił drogi oddechowe, lecz tylko na pewien czas. Ostatnie słowa Wielkiego Człowieka, pomyślał posępnie Mark. Długie i wspaniałe życie skurczyło się na koniec do krótkiego „Chcę splunąć”. Faktycznie biologia. Mark skulił się na podłodze, oplatając rękami kolana i bezwiednie ogryzając kostki palców. Kiedy usiedli na lądowisku Szpitala Okręgowego Hassadaru, opadła ich prawdziwa armia personelu medycznego, która błyskawicznie zabrała księcia. Sanitariusz i strażnik Pym zostali odesłani, a Marka z Eleną przewieziono do ustronnej poczekalni, gdzie musieli zaczekać. W pewnym momencie wpadła kobieta z panelem historii choroby i zwróciła się do Marka z pytaniem: - Pan jest z najbliższej rodziny? Mark otworzył usta, ale milczał. Po prostu nie potrafił odpowiedzieć. Wybawiła go Elena, która poinformowała kobietę: - Księżna Vorkosigan jest w drodze z Vorbarr Sultany. Powinna się zjawić za parę minut. Kobieta, prawdopodobnie usatysfakcjonowana tą informacją, wybiegła z poczekalni. Elena miała rację. Nie minęło dziesięć minut, gdy w korytarzu rozległ się odgłos kroków. Weszła księżna, za którą podążało truchtem dwóch odzianych w liberie strażników przybocznych Vorkosiganów. Nie zatrzymując się, posłała Markowi i Elenie pocieszający uśmiech, po czym zniknęła za podwójnymi drzwiami, zza których dał się słyszeć głos jakiegoś nieuświadomionego lekarza: - Przepraszam panią, ale odwiedzający nie mogą tu przebywać... Głos księżnej zagłuszył jego protesty. - Daj sobie spokój z tymi bzdurami, chłopcze, razem z tym szpitalem należysz do mnie. - Słowa dezaprobaty utonęły w przepraszającym bełkocie. Lekarz zobaczył uniformy strażników i wszystko skojarzył. - Tędy proszę, milady - usłyszeli jeszcze Elena i Mark, a potem głosy się oddaliły. - Mówiła poważnie - zauważyła Elena z krzywym uśmieszkiem. - Sieć medyczna w okręgu Vorkosiganów to jeden z jej ukochanych projektów. Połowa personelu składała je’j przysięgę wierności w zamian za umożliwienie nauki. Czas mijał powoli. Mark podszedł do okna i spojrzał na stolicę okręgu Vorkosiganów. Hassadar był nowym miastem, zastąpił zniszczone Vorkosigan Voshnoi; niemal wszystkie budynki wzniesiono po zakończeniu okresu Izolacji, głównie w ciągu minionych trzydziestu lat. Miasto zaprojektowano z myślą o środkach transportu nowocześniejszych od wozów konnych, toteż zajmowało przestrzeń taką jak większość miast w innych cywilizowanych światach w galaktyce. W blasku porannego słońca błyszczało kilka drapaczy chmur. Naprawdę jeszcze jest ranek? Wydawało się, że od świtu upłynęły całe lata. Szpital w zasadzie nie różnił się od skromnej placówki tego rodzaju na, powiedzmy, Escobarze. Oficjalna posiadłość księcia w mieście należała do najnowocześniejszych wśród wszystkich rezydencji Vorkosiganów. Księżna twierdziła, że lubi to miejsce, jednak korzystali z domu bardziej jak z hotelu, tylko podczas oficjalnego pobytu w Hassadarze w sprawach okręgu. Zagadkowe. Zanim wróciła księżna, cienie hassadarskich wieżowców zdążyły już zmaleć, ponieważ dochodziło południe. Mark badawczo spojrzał księżnej w twarz. Szła wolno, zmęczona, ale jej ust nie wykrzywiał smutek. Zanim się odezwała, Mark wiedział, że książę żyje. Księżna objęła Elenę, natomiast Markowi skinęła głową. - Stan Arala jest stabilny. Przeniosą go do Cesarskiego Szpitala Wojskowego w Vorbarr Sułtanie. Ma poważnie uszkodzone serce. Nasz człowiek twierdzi, że wskazana będzie transplantacja albo wszczep mechanizmu. - Gdzie pani była dziś rano? - spytał Mark. - W kwaterze głównej CesBezu. - To brzmiało logicznie. Księżna mu się przyjrzała. - Podzieliliśmy zadania. Nie musieliśmy oboje uczestniczyć w dekodowaniu wiadomości. Aral przekazał ci nowinę, prawda? Przysiągł, że to zrobi. - Owszem, zaraz potem zasłabł. - Co robiliście? Pytanie zabrzmiało trochę lepiej niż poprzednie: „Coś ty mu zrobił?”
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.