ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Od czasu do czasu cywilizacja elfów na jakimś odległym
świecie odkrywała własną metodę podróży między gwiazdami.
Pierwsze kontakty między tymi prymitywnymi statkami a dobrze
rozwiniętą elfią flotą, która rządziła przestrzenią, zwykle silnie
wstrząsały nowicjuszami. Istniały szczegółowe protokoły okre-
ślające, w jaki sposób powinny przebiegać takie spotkania. Pro-
tokół jednak był luksusem, na który zrozpaczona załoga nie mo-
gła sobie pozwolić.
Elfka położyła dłoń na krysztale, pozwalając, by potężna materia
przyjęła jej osobistą magię. A przedmiot bez wątpienia był potężny
- kulę wykonano ze skrystalizowanych pozostałości Q'nidara, który
rzucił się na gwiazdę. Takie artefakty były rzadkie i potężne, więc
uznała się za szczęściarza, gdy znalazła go wśród śmieci unoszących
się przy popularnym szlaku handlowym. Teraz kryształ był szansą
na odsunięcie całkowitego zniszczenia statku i załogi. Później być
może zastanowi się nad kryjącą się w tym ironią losu.
- Kapitan Mariona Leafbower z Zielonego Monarcha, okrętu
wojennego Imperialnej Elfiej Marynarki - powiedziała rzeczo-
wo. - Zostaliśmy zaatakowani i odnieśliśmy poważne straty. Je-
steśmy w pobliżu księżyca Aber-torilu. Nawigator przekaże wam
dokładne koordynaty. Czy możecie nam pomóc?
Zapadła cisza.
Lecicie? Jesteście w pobliżu Selune? - spytał melodyjny,
bezcielesny męski głos.
Wciąż unosimy się wśród gwiazd, zgadza się - odparła Ma-
riona, zdziwiona niedowierzaniem w głosie elfa. - Przedstaw sie-
bie i swój statek.
222
Evermeet: Wyspa Elfów
- Jestem Vhoori Durothil, wysoki mag z Evermeet- stwierdził
niewidzialny elf. -1 nie jestem na statku, ale na lądzie. Dokładniej
zaś na Sumbrar, niedużej wyspie niedaleko zatoki Leuthilspar.
Mariona i Shi'lana wymieniły pełne niedowierzania spojrze-
nia. Komunikacja ziemia-statek była niewiarygodnie trudna i wy-
magała wysoko zaawansowanej magicznej technologii. Nie wie-
działy, że elfy na Aber-torilu posiadły taką magię.
Czy macie statki w tej okolicy? - powtórzyła.
Nie mamy takich statków - odparł Vhoori. - Ale mogę po-
kierować was do bezpiecznej zatoki w pobliżu wyspy.
Kolejny podmuch gorącego oddechu Q'nidarów uderzył w co-
raz cieńszą osłonę i w kadłubie pojawiło się kolejne pęknięcie.
Mariona skrzywiła się.
Nasz statek się rozpada. Nie mamy czasu, by zejść na ląd.
Nawet gdybyśmy to zrobili, podążyłyby za nami istoty, które pra-
gną statku.
Obawiam się, że nie mogę wam pomóc w takiej bitwie.
Czy możecie zostawić statek wrogom? Czy macie szalupy ra-
tunkowe?
Shi'larra ponuro pokiwała głową.
- To albo nic, kapitanie.
Mariona spojrzała z troską na osłabionego maga przy sterze.
Gwałtownie podniósł głowę, jakby samą siłą woli próbował po-
wstrzymać się przed zaśnięciem.
Passilorris nie będzie w stanie nas sprowadzić. Ghilanna nie
żyje. Llewellenar nie czuje się o wiele lepiej. Nie mamy innego
sternika.
Kto to jest sternik? - spytał niewidoczny elf.
Kapitan syknęła z irytacją. Jej statek leciał w stronę zagłady,
a ten lądowy mag chciał wykładu z ich techniki?
Czarodziej - wysyczała przez zaciśnięte zęby. - Jego zaklę-
cia dają moc sterowi... swego rodzaju magicznemu krzesłu... a on
z kolei daje moc statkowi.
Aha. W takim razie może ja mogę wam pomóc. Sprowadź
załogę do szalupy i umieść swoje urządzenie komunikacyjne na
tym... sterze.
223
Elaine Cunningham
Nie możesz kierować sterem na odległość... nawet tym po-
mniejszym, na szalupie! Nikt nigdy czegoś takiego nie zrobił -
stwierdziła Mariona.
Ale to nie znaczy, że nie warto spróbować. Wyczuwam pasmo
magii między twoim urządzeniem komunikacyjnym a moim. Spro-
wadzę was bezpiecznie - powiedział elf z pewnością w głosie.
Ponieważ lepszych pomysłów nie mieli, Mariona odwróciła
się do nawigatora.
- Wydaj rozkazy, sprowadź wszystkich do szalupy. Ja przyjdę
z Passilorrisem.
ShiMarra chwyciła kulę wróżenia i pobiegła po schodach
|
WÄ
tki
|