Chc |y w pokoju

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Mój biedny przyjacielu, mówi Samira. {ycie to walka. A walka to |ycie. Wszystko, co potrafi i jaki jestem, zawdziczam tylko temu, |e walczyBem o to, |eby taki by i to umie. Wiesz co? Na pocztku trzymaBem oBówek tak samo jak sztylet. Ale si nie poddawaBem, walczyBem, cigle wiczyBem, a| nauczyBem si pisa. Kiedy pierwszy raz ujrzaBem przyjaznego pana nauczyciela, nie wiedziaBem, |e jest co[ takiego. {e co jest takiego?, pyta Baszir. {e jest czytanie i pisanie, mówi Samira. Nie wierz w to, mówi Baszir. KBamiesz, |eby zrobi mi przyjemno[. Wiem, mówi Samira. Ka|dy, kto jest taki jak ty, nie mo|e mie pojcia o tym, jak czuje si kto[ taki jak ja. Dla mnie ka|de sBowo, które musz napisa lub przeczyta, jest jeszcze walk. Tymczasem, gdy ty czytasz, ptaki przestaj [piewa, poniewa| wstydz si, kiedy sBysz twój gBos. /67 Kiedy piszesz, wyglda to jak taniec. Twoja rka podskakuje i unosi si nad papierem jak ptak, który pozornie bez trudu skacze z gaBzi na gaBz. Piknie mówisz, stwierdza Baszir. Twoje sBowa s jak delikatny pBatek kwiatu, który kBadzie si na moim sercu. PrzestaD. Zawstydzasz mnie, mówi Samira, zamyka oczy, nie rozumie, dlaczego jej ciaBo dr|y. Jest to takie samo dr|enie, przejmujce, jak wtedy, kiedy lekko niczym kot zeskoczyBa ze skaBy ojca. Biegnie w ciemno[ góry, na sam szczyt, staje w sBoDcu, rozpo[ciera ramiona, przedziera si przez [wiatBo sBoDca, rzuca cieD na dolin, na skaB, na swojego ojca, a| sBoDce wschodzi i Samira niesie je na rkach. Gdzie jeste[?, pyta Baszir, wie, |e jego przyjaciel przeniósB si do [wiata marzeD. Samira mówi, najpierw poBo|yBem ci na sercu pBatek kwiatu, potem byBem na szczycie góry i pokonaBem sBoDce. Baszir [mieje si. KBadzie si na plecach, przemawiasz jak poeta, mówi. Opowiedz mi histori o dziewczynie i cielciu. Ju| j znasz, mówi Samira i [mieje si w niebo. Znam, mówi Baszir, ale opowiedz mi j. A wic sBuchaj, mówi Samira i zaczyna. Król o piknym imieniu Brahme Gour jest dobrym my[liwym. Pewnego spokojnego dnia, który zesBaB mu Bóg, udaB si na polowanie. Towarzysz mu jego ludzie, sBudzy i niewolnicy, jego wezyr i dziewczyna o piknym obliczu i sylwetce gazeli. Jej jedwabiste, bByszczce wBosy s dBugie, jej ciemne migdaBowe oczy s jak dwa klejnoty, jej skóra jest delikatna jak brzoskwinia. Dziewczyna porusza si powabnie jak dziki kot, swoim gBosem zmusza ptaki do milczenia
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. SkÅ‚adam siÄ™ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ… gównianego szaleÅ„stwa.