ďťż

Był wysoki, ciemnowłosy i ubierał się na czarno...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Ludzie zawsze schodzili mu z drogi. Od chwili, gdy diuk ogłosi zamiar zawarcia małżeństwa, Tawl zamierzał uważnie obserwować owego człowieka. Jako poseł królestw z pewnością się nic ucieszy, że Kylocka okradziono z tego. co przyjechał tu dla niego zdobyć: pozycji dziedzica władcy Brcnu. Tawl tak bardzo skupił się na potencjalnych zagrożeniach dla Mciii, że mało brakowało, by jego uwadze umknęło coś ważnego. Mało brakowało. Gdy dotarli pod drzwi salonu Mciii, złapał Kosiarza za bluzę i przyciągnął do siebie. - Jak to się stało, że rozmawiałeś’ z Baralisem? - zapytał. Chłopak uwolnił się z jego uchwytu, ostentacyjnie demonstrując godność. Oparł dłoń na piersi niczym aktor chcący wskazać, że przemawia wprost z serca. - Znasz mnie, Tawl - powiedział. - Potężni ludzie chodzą za mną gromadą. Nic mogę nic na to poradzić. Tawl mrugnął do dwóch stojących pod drzwiami wartowników, po czym złapał Kosiarza za ucho, wykręcił je mocno i wprowadził chłopaka do komnaty. Dopiero gdy drzwi się za nimi zamknęły, złagodził nieco uścisk. - No więc. Kosiarzu - zaczął miłym łonem - masz do wyboru albo wyznać mi prawdę i w tym przypadku sprawię ci tylko trochę bólu, albo mnie okłamać i wtedy urwę ci ucho. - Zademonstrował, że potrafi to zrobić, pociągając za nie mocno. Kosiarz zawył. - Co wolisz? Ulicznik usiłował się uwolnić, lecz Tawl ścisnął jego ucho jeszcze mocniej. - No dobra, dobra - powiedział. - Puść mnie, to wszystko ci opowiem. Tawl potrząsnął głową. - - Nie puszczę cię, dopóki nic usłyszę prawdy. - - Jesteś okrutny, Tawl. - Twarz Kosiarza nabrała nieprzyjemnego, czerwonego koloru. Chłopak zaczerpnął głęboko tchu. - Baralis wypytywał mnie o Bevlina. O Bevlina? To było ostatnie, czego mógł się spodziewać. Puścił ucho Kosiarza. Opuściła go ochota na żarty. - Opowiedz mi dokładnie, co się wydarzyło. Kosiarz poprawił bluzę i potarł ucho. - Przyszedł do kaplicy, kiedy siedziałem z Bodgerem i Griftem. Zadał mi mnóstwo pytań. No wiesz, dopytywał się, gdzie mędrzec mieszkał i gdzie trzymał książki. O ciebie też pytał. - Co mu powiedziałeś? Głos Tawla brzmiał ponuro. To, co usłyszał, nie spodobało mu się w najmniejszym stopniu. Dlaczego Baralis się nim interesował? To nic miało sensu. - Tylko to. co i tak wszyscy wiedzą. Tawl. Przysięgam. Opowiedziałem mu. gdzie jest chata Bevlina. od jak dawna cię znam, i takie rzeczy. O misji już wiedział... - - Wiedział, że szukałem chłopca? - przerwał mu Tawl. Kosiarz skinął głową. - - Przysięgam na honor Szybciora. - - A dlaczego interesował się chatą Bevlina? - Zależało mu na jego książkach. Najwyraźniej łączyła ich miłość do pełzających owadów. Tawl poczuł w brzuchu ostrzegawczy skurcz. Żółć podeszła mu do gardła. Baralis chciał zdobyć księgi Bevlina. Ale po co? Owady nie były przekonującym usprawiedliwieniem. Kiedy próbował odgadnąć;, o co mogło tu chodzie, przez umysł przemknęła mu inna myśl, która przyćmiła wszystkie pozostałe troski. - Jeśli pojedzie do chaty, co w niej znajdzie? Kiedy ją opuszczał, cała podłoga splamiona była krwią, a na samym środku izby leżały zwłoki. Kosiarz natychmiast zrozumiał to pytanie. - - Ładny, czysty domek, w którym wszystko będzie w porządku. - - A ciało? - - Pochowałem je. Tawl zajrzał głęboko w brązowe oczy chłopaka. Młody kieszonkowiec nie przestawał go zdumiewać. Zadbał o wszystko. Kiedy on uciekł, gnany dręczącą, tchórzliwą gorączką, Kosiarz został w chacie, by uprzątnąć ciało i krew. Wstydził się za siebie, a zarazem czuł głęboki szacunek dla ulicznika. - Dziękuję - powiedział. - Zrobiłem tylko to, czego uczył mnie Szybcior. Zadbałem o interesy przyjaciela. Tawl wyciągnął rękę i Kosiarz ją uścisnął. - - Rzeczywiście jesteś moim przyjacielem. Jedynym jakiego mam - potwierdził, ściskając mocno ramię chłopaka. - - I nigdy nie będziesz potrzebował ich więcej. Drzwi otworzyły się i do komnaty wszedł diuk. Zobaczywszy Kosiarza, uznał, że to sługa. - - Zostaw nas, chłopcze. Chcę porozmawiać z mym obrońca w cztery oczy. - - W noc walki było ciemno. Wasza Miłość - wtrącił Tawl. kładąc dłoń na ramieniu kieszonkowca, by go powstrzymać. - Dlatego wybaczam ci, że nic poznałeś mojego sekundanta. Kosiarza z Rornu. Popchnął chłopca ku diukowi. Kosiarz pokraśniał z dumy. Zademonstrował imponujący ukłon. - Wasza Miłość. Diuk pochylił uprzejmie głowę. - Przyjmij proszę moje przeprosiny. Z Rornu. tak? Znasz może arcybiskupa? - Mogę ci o nim powiedzieć tyle. że to cwany skurczybyk. Diuk parsknął śmiechem. - Możesz, w każdej chwili zadudnić się u mnie. Kosiarzu. Chciałbym mieć więcej doradców, którzy potrafiliby wyrażać się tak zwięźle. Kosiarz uśmiechnął się od ucha do ucha. - Kiedy tylko będziesz potrzebował rady. Wasza Miłość, możesz zwrócić się do mnie. Tawl zawsze wie, gdzie mnie znaleźć. - Pokłonił się raz jeszcze. - Muszę już iść. Wzywają mnie interesy. Tawl i diuk spoglądali w ślad za nim. - - Nadzwyczajny chłopak - zauważył diuk, gdy Kosiarz wyszedł z komnaty. - - I to pod wieloma względami - potwierdził Tawl. Postanowił, że nie będzie już więcej wypytywać Kosiarza o Baralisa. Żywił silne podejrzenie, że chłopak sprzedał mu informacje, takie już jednak były jego zwyczaje. To właśnie czyniło go tym, kim był, i nie można było mieć o to do niego pretensji. Poza tym, wyglądało na to, że Baralis miał też innych informatorów. Ktoś powiedział mu o poszukiwaniach chłopca. Tawl zastanowił się, kto jeszcze wiedział o jego misji. Arcybiskup Rornu. Tyren. Władcy Larnu. - - Tawlu. nic ci nie jest? - wyrwał go z zamyślenia diuk. - Wyglądasz jak człowiek, który myśliami przebywa daleko stąd. Bardzo daleko. Setki mil na południe, na zdradzieckim obszarze oceanu, gdzie znajdowała się przeklęta wyspa Larn. Przyczyna jego upadku. Czyżby ci, którzy nią władali, nadal starali się mu szkodzić? Czy nie wystarczało im to, co już zrobili? Tawl odsunął się. - - Jeslcm odrobinę zmęczony. Wasza Miłość. Nic więcej. - - Zbyt wiele czasu poświęcasz na strzeżenie mojej pani - stwierdził diuk
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.