ďťż

Zbyt wielu Sprzymierzeńców Ciemności uważało się za równych Aes Sedai lub nawet lepszych od sióstr...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Co gorsza, Mesaana zabroniła jej ich pouczać czy strofować. Ech, te odpychające małe szczury pozbawione zdolności przenoszenia Mocy... A Alviarin musiała być wobec nich grzeczna, jedynie z tego względu, że być może niektórzy spośród nich służyli innemu Wybranemu lub Wybranej! Być może! Było oczywiste, że Mesaana nie ma co do tego pewności. Chociaż należała do Wybranych, Alviarin stale podśmiewała się z jej ciągłych wątpliwości. Sunęła teraz korytarzem, między chropowatymi, kamiennymi ścianami, rozjaśniając sobie drogę za pomocą płynącej przed nią kuli bladego światła. Za sobą zaś ponownie wzniecała drobiny kurzu miękkimi jak puch muśnięciami Powietrza, dzięki czemu znowu wyglądały na nienaruszone. Idąc, rozpatrywała rozmaite historie. Wybierze z nich jedną i opowie ją Mesaanie. Właściwie wiedziała, że żadnej nie opowie i myśl ta jeszcze bardziej ją zdenerwowała. Krytykując jedną z Wybranych nawet w najłagodniejszych słowach, człowiek ryzykował ból, a może i śmierć, niemal najpewniej zaś narażał się i na jedno, i na drugie. Chcąc zachować życie, należało się przed Wybranymi płaszczyć i okazywać im posłuszeństwo, przy czym pierwsze było równie ważne jak wtóre. Wprawdzie dla nagrody w postaci nieśmiertelności warto się było nieco poniżyć. Posiadając nieśmiertelność, Alviarin mogłaby zdobyć wszelką możliwą władzę, znacznie większą, niż kiedykolwiek miała jakakolwiek Zasiadająca na Tronie Amyrlin. Najpierw wszakże musiała wystarczająco długo zachować życie. Dotarłszy do szczytu pierwszej rampy prowadzającej w górę, przestała się martwić o ukrywanie własnych śladów. Kurzu było tutaj o niebo mniej, a podłogę znaczyły koła ręcznych wózków i posuwiste ślady butów, toteż na pewno nikt nie zauważy słabych odcisków dodatkowej pary stóp. Tym niemniej Alviarin nadal szła szybko. Zazwyczaj ożywiała ją myśl o życiu wiecznym, myśl o ostatecznym rządzeniu poprzez Mesaanę – tak jak teraz rządziła poprzez Elaidę. No cóż, na pozór różnica nie była wielka, chociaż... Podporządkowanie sobie Mesaany do stanu uległości Elaidy wydawało się może zbyt ambitne, aczkolwiek Alviarin mogłaby dzięki Mesaanie naprawdę osiągnąć prawdziwą władzę. Wróciła myślami do faktu, że prawie miesiąc przebywała poza Wieżą. Podczas jej nieobecności Mesaana zapewne nie trudziła się kontrolowaniem Elaidy, choć gdyby doszło do jakichś nieprzewidzianych wydarzeń, bez wątpienia obarczyłaby odpowiedzialnością za błąd właśnie nieobecną Alviarin. Na szczęście ostatnim razem Alviarin odpowiednio zastraszyła Elaidę, która wręcz błagała o darowanie jej winy i wstrzymanie kary w postaci prywatnej pokuty u Mistrzyni Nowicjuszek. Tak, tak, obecna Amyrlin na pewno za bardzo się bała, aby wykonać jakiś niewłaściwy ruch. Alviarin była pewna, że Elaida nie zrobi niczego głupiego. Druga rampa zaprowadziła ją do najwyżej położonej części sutereny, gdzie Alviarin zagasiła rozjarzoną kulę, po czym wypuściła saidar. Tutaj cienie były usiane niemal zlewającymi się z sobą plamami bladego światła, rzucanymi przez lampy umieszczone na kamiennych ścianach, starannie na tej kondygnacji otynkowanych. W polu widzenia kobiety nie poruszało się nic oprócz szczura, który przebiegł niedaleko, cicho drapiąc pazurkami kamień posadzki. Alviarin o mało się nie uśmiechnęła. Oczy Wielkiego Władcy Ciemności wprost przeszywały obecnie Wieżę, chociaż nikt chyba nie zauważył zniknięcia zabezpieczeń. Osobiście nie podejrzewała w tym ręki Mesaany. Po prostu zabezpieczenia nie działały już tak dobrze, jak powszechnie mniemano. Były w nich... szpary. Alviarin zupełnie nie dbała o to, czy zwierzę ją zobaczyło i czy w takim przypadku doniesie, co widziało, tym niemniej szybko weszła na stopnie wąskiej półkolistej klatki schodowej. Wiedziała, że gdzieś na tym poziomie sutereny może natrafić na ludzi, którym nie mogła ufać – tak jak nie ufała szczurom. Podczas wspinaczki pomyślała, że może powinna wypytać Mesaanę w kwestii tego niemożliwego wybuchu Jedynej Mocy – właśnie teraz, póki Wybrana pozostawała... delikatna. Jeśli Alviarin nigdy o nim nie wspomni, Mesaana może uznać, że jej służebnica coś ukrywa. Każda umiejąca przenosić Moc kobieta na świecie niewątpliwie zapytywała siebie, co się zdarzyło. Po prostu Alviarin musi zachować ostrożność i nawet najmniejszym słówkiem nie zasugerować, że niedawno odwiedziła to miejsce. Zjawiła się tam oczywiście na długo po zaniknięciu poświaty – nie była wszak na tyle głupia, by odwiedzać je zbyt wcześnie – jednakże Mesaana uważała najwyraźniej, że całe życie Alviarin ma się skupiać wyłącznie na wypełnianiu jej poleceń i ani chwili kobieta nie powinna poświęcać własnej osobie. Czy ta Wybrana naprawdę sądzi, że Alviarin nie ma żadnych swoich spraw?! Cóż, w takim razie należy dalej podtrzymywać Mesaanę w tym mniemaniu. W każdym razie jeszcze przez jakiś czas. W cieniu na szczycie schodów kobieta zatrzymała się na moment przed niewielkimi, prostymi drzwiami, nieporządnie po tej stronie wykończonymi. Otrzepała się i przełożyła przez ramię płaszcz. Mimo iż Mesaana należała do Wybranych, tym niemniej była istotą ludzką i również popełniała pomyłki. Chociaż swoją służebnicę w mgnieniu oka zabiłaby za byle błąd. Tak, tak, trzeba było się płaszczyć, być posłusznym i zachować życie. I nigdy nie zapominać o ostrożności. Alviarin wiedziała o tym zresztą na długo, zanim spotkała pierwszego spośród Wybranych
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.