ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Nie roztkliwiam się jednaknad sobą, bonie czasi pora.
Wiosna się zbliża ito całkiemjawnie.
Przeoczyłamporę, kiedy się skradała.
13 kwietnia czwartekDzisiaj otworzyłam szafkę zubrankami dla dzieckai przekładałam je ze stosi147.
ku na stosik.
Jesttego naprawdę dużo, bo Jeannette, jako przyszła babcia chrzestna,postanowiła zaszaleć.
Przywiozła ubranka w różnych rozmiarach i kolorach,takżenaprawie roczne dziecko.
Przywiozłatak zwany becik, czyli coś, wcoopatula sięświeżo urodzone dziecię, ale becik nie jest, jak dawniej, z poduszki, to znaczyz pierza, ale z czegośtam naturalnego i bez roztoczy w środku.
Mam nawet pieluszkijednorazowe ikosmetyki dla dziecka: oliwki, waciki, patyczki owijane watką,kremy i pudry.
Także grzechotki.
Sama się nimi chętnie bawię.
Jeannetteteż była odwiedzić moją matkę.
Wychodzi więc nato, że tylko jajestem wyrodnącórką.
Nie wiemzresztą, jaki jest rezultat rozmów, bo ani stryjostwo,ani mojachrzestnamatka o tym ze mną nierozmawiali.
Może dlatego, abymnienie denerwować.
Bo przecież stryj mógłbypowiedzieć: Magda,to jesttwoja matka, zadzwoń do niej i zaprośjądosiebie.
Nie powiedział, choć,przyznaję, w skrytości na to liczyłam.
Niczupełnie niepowiedział.
Fakt, że i ja niezapytałam.
Trochę więc była sztuczna sytuacja, ale potem całkiem się rozchmurzyła.
14 kwietniaWielki PiątekByłam na'spacerze w parku Kościuszki.
Pachnie świeżą ziemią, zielenią i ciepłem.
Tramwajem zjechałam potem w dół, do placu Miarki.
Na targu kupiłamżonkile (dużo), ledwo zielone i rozwinięte gałązki brzózki i ciemnozielone gałązkibukszpanu.
Także koszyczek do święcenia jaj i kilka żółciutkich kurczaczków (doozdobienia zielonej brzózki).
Minibusem wróciłamdo domu i padłamze zmęczenia.
Leżałam chyba z godzinę, zanim zabrałam się za układanie kwiatówi "uświątecznienie" mieszkania.
Pachnieteraz jak w bajce.
A może tylkotak misięwydaje, bo ciągle czuję zapach parkowej zieleni.
15kwietnia Wielka SobotaPrzez pół dniaskrobałam dzisiajz Bartkiem jajka ubarwione nabordowew łupinkach cebuli.
A potem jeszcze sześć jajek ubarwiliśmy na różne kolorywspecjalnie do tego przeznaczonych farbkach.
Okazałosię, że jajek mamy 16,więc dałam5 Bartkowi, chociaż się upierał, żeskrobał je dla mnie.
Umówiliśmy sięwięc, że weźmie 5 ztych, które ja ubarwiłam i wyskrobałam.
A teraz patrzę natalerz i koszyczek i zastanawiam się, kto zje aż tyle jajek.
Nieważne.
Grunt, żeładnie wyglądają.
Byłam z koszyczkiem i sześcioma jajkami w kościele.
Tak sięczułam, jakby od tych jajek miało zależeć moje przyszłeżycie.
14816 kwietnianiedzielaWielkanocRano uczyłamsię biologii.
Potemzjadłam wielkanocne śniadanie iposzłain dokościoła.
Pojechałam autobusem, bochciałam pomodlić sięw kościółku drewnianym, stareńkim i pachnącym wędzonką (tym w parku Kościuszki).
Spacerowałamprawie godzinę po parku i wróciłamteż autobusem, na który musiałamdość długoczekać, bo w pierwszy dzień świąt obowiązywał jakiśspecjalny rozkładjazdy.
Naobiad zjadłam tylko czerwony barszcz z jajkiem ikawałeczkami drobnopokrojonej szynki.
Potem owoce i kawałeksernika, kupionego w osiedlowym sklepikuibarze onazwie "Hotdog".
Jeszcze malutką kawę.
Wieczorem zadzwonił ojciecŁukasza, by zapytać, jak się czuję.
Zaprosił mnie do siebie na obiad świąteczny.
Podziękowałami odmówiłam, tłumacząc się tym, że nie chcę spotkać ŁukaszaMłodszego.
Łukasz był jednak u dziadków, ale też nie chciałam.
Nie chciałamwidziećtamtego domu, wolałam swój.
No to będziemy tak samotnie siedzieć, każdy w swoim gnieździe - powiedział Łukasz Starszy.
Może pan przyjść do mnie powiedziałam.
Zapraszam na popołudniedodałam mam dużo malowanych jajek.
Nie zapraszałam Łukasza na obiad,bo niechciało mi się nic robić, a dla siebiemiałam kawałek pieczonego schabu.
17 kwietnia poniedziałek WielkanocŁukasz przyszedł z całym żywnościowym ekwipunkiem,który pozostanie mijeszcze na jutro ipojutrze.
Najdziwniejsze, żeja sięz ojcem Łukasza nie nudzę.
Mało tego.
Nieprzyażamniefakt,że milczymy.
Oglądaliśmy też wspólnie komedię "Samiswoi".
Każdyz nas ją dobrze znał, ale itak z ochotą patrzyliśmy.
To jest zresztą jedyna komedia,która mnie nie nudzi i którą mogę oglądać wefragmentachalbo i w całości,a w dodatku często.
Kilka razy zwróciłam się do Łukasza po imieniu, aleteż ze trzy albo i czteryrazy powiedziałam "pan".
18 kwietnia wtorekO,Boże, jakdobrzei leniwie.
Jak spokojnie.
Dżordż, ja naprawdężyję iwcale mi niejest smutno.
Smutnieję tylko, gdy pomyślę, że jutro trzeba do szkołysiękolebać iwytrwać149.
w niej aż do 28 kwietnia, kiedy to klasy trzecie i wszyscy pozostali (ale klasytrzecie to organizują) żegnają nas tak zwanym "ostatnim dzwonkiem".
21 kwietniapiątekPada deszcz.
Jakdziwnie.
Dzwoni nie o szyby, ao blaszany parapet.
Jestemsenna.
Myślałam, że ci trochępoopowiadam, Dżordż,alenajpierw się położę
|
WÄ
tki
|