ďťż

— Śnię po prostu, śnię — wyszeptał Jerzy...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
— To złudzenie optyczne. Nie był to jednak koniec zaskoczeń. Rakieta nagle zatoczyła szeroki łuk, minęła o kilkanaście metrów skalną półkę Jurusia, tak że mógł dojrzeć czerwoną gwiazdę na jej cielsku. A potem oddaliła się ku dolinie nabierając impetu. Posuwała się coraz szybciej. * Czas minął. Eksplozja nie następowała. Vitry zobaczył, jak jego przyjaciel po raz pierwszy ociera pot z czoła. — To nie mógł być niewypał, wszystko sprawdziliśmy — zawołał Woronin, widząc zdenerwowanie wspólnika. — Więc co to znaczy!? Nagle rozległ się krzyk kilku żołnierzy równocześnie. — Na miłyj Boh! Ona wraca! Wraca! — Kto wraca? — Vitry zobaczył na nieustraszonej twarzy kapitana Martigny’ego lęk, przerażający, zwierzęcy strach szatana złapanego za ogon i skazanego na wieczyste potępienie. Pocisk nadlatywał. Charles padł na ziemię, zakrył głowę rękami i zamarł w geście embrionalnym. Jacques był zbyt zdumiony, aby odczuć trwogę. A starszy sierżant Wardan Karajan tylko się uśmiechał szyderczo. * Złocki też czekał na eksplozję. Był otępiały. Nic nie rozumiał. Tak, chwilowo zachował życie. Ale co z paroma milionami mieszkańców Armenii, tego sympatycznego, małego kraju, jak chyba żaden inny nękanego trzęsieniami ziemi, grabieżami, rzeziami. — Jak możesz im to zrobić, Kreatorze, nawet w samoobronie? Jak możesz? — szeptał. Wypatrywał błysku. Do eksplozji jednak nie dochodziło. A może rakieta przyjęła kurs na cel położony poza republiką i poleciała ku morzu lub na północ w stronę Centrali dawnego Imperium Zła? Nagle daleko w dole, w szczelinie lodowca połyskującego w słońcu całą gamą delikatnych barw, zobaczył rękę. Rękę i mankiet kolorowego kombinezonu, który parę dni temu zakupił na Besarabce. — Ania! — nie przejmował się przepaściami. Po lawinie zostało mnóstwo śniegu, toteż mógł zjeżdżać żlebem na pupie, jak dziecko. — Anno, żyjesz? Naprawdę żyjesz! — Nic się nie liczyło, zdarzenia przeszłości, niedawna zdrada… Dziewczyna wypełzła na lód, zrobiła kilka z każdą chwilą pewniejszych kroków. Nie miała czapki, a włosy tworzyły wokół jej twarzy uroczą aureolę. — Żyję, mój ukochany — odpowiedziała i padła mu w ramiona. — Jak to możliwe, że udało ci się przeżyć… Co się z tobą działo? — Nic nie pamiętam. Patrz tam! To było jeszcze bardziej zdumiewające. Za skalnym nawisem, częściowo tylko przysypany śniegiem stał helikopter Spidoli. Wydawał się zupełnie nietknięty. I rzeczywiście. W kabinie znaleźli nawet termos z gorącą kawą. Urywanymi zdaniami opowiedział jej o rakiecie, która zakręciła i prawdopodobnie nie wybuchła. — Chyba uda nam się wezwać pomoc przez radio. — Pomoc nie jest potrzebna. Potrafię pilotować śmigłowiec — odparła. Opadła mu szczęka. — Jak to, potrafisz? — Zanim opuściłam moje miasteczko, trenowałam w pobliskim aeroklubie, mój ojciec był pilotem. — To wszystko mi zakrawa na jeden wielki cud, powiedz, kochana, czy to był cud? — Może po prostu zbieg okoliczności. * Bez przeszkód wrócili do Armenii. Oczywiście odszukali opuszczoną fermę koło Eczmiadzynia. Zastali tam policję, gapiów i dziennikarzy. Wszyscy mówili o terrorystach. O porachunkach gangsterskich, o zbuntowanej jednostce specjalnej. Niezbyt liczni przedstawiciele sił porządkowych najwyraźniej nie panowali nad sytuacją. Na lądujący śmigłowiec nikt nie zwrócił uwagi. Jerzy i Anna ruszyli w stronę miejsca, gdzie opodal pozbawionego dachu budynku tłum wydawał się najgęstszy. — Zabiło ich wszystkich, zabiło wszystkich z wyjątkiem nas dwóch. — Do Złockiego doleciał naraz znajomy, pełen ekscytacji głos. Jacques? Rozgarnął ciżbę dziennikarzy. W środku falującego kręgu zobaczył malutkiego Francuza i starszego wiekiem, sumiastowąsego Ormianina w wypłowiałym policyjnym mundurze. Vitry dostrzegł ich natychmiast i puścił oko do Anny. — Czy można powiedzieć, że tylko niebywałe szczęście uchroniło nas wszystkich przed katastrofą nuklearną? — zapytała dziewczyna z miejscowego radia. — Pocisk nie wybuchł — tłumaczył Wardan Karajan — bo widocznie miał defekt fabryczny; złe, amatorskie zaprogramowanie, które wywołało efekt bumerangu. — Jak jednak wytłumaczyć to, że na skutek upadku na miejscowe zabudowania zginęli wszyscy terroryści, a pan i ten francuski turysta ocaleli? — zapytał ktoś inny. — Proszę wybaczyć, sam nie potrafię tego zrozumieć. Sądzę jednak, że wszystko z pewnością wyjaśni powołana w tym celu komisja. Ja osobiście zaświecę świeczkę w kościele. Teraz wolno to już robić nawet funkcjonariuszom państwowym. — Nie ustalono jeszcze, kim dokładnie byli terroryści — mówi prowadzący na żywo transmisję reporter z ormiańskiej telewizji. — Wiele wskazuje, że jest to działający na własną rękę zbuntowany oddział dawnej KGB. Zidentyfikowany przez sierżanta Karajana podpułkownik Woronin już trzy lata temu został przeniesiony do rezerwy. Czy jednak może pan domniemywać, sierżancie, co było przypuszczalnym celem rakiety? Świadkowie twierdzą, że wystrzelono ją w kierunku terytorium tureckiego, czy mogło chodzić o sprowokowanie konfliktu międzynarodowego? — Bóg raczy wiedzieć — odpowiada Karajan. — I pewnie wie — szepce redaktor Złocki, przyciskając mocniej wiotką kibić panny Leśniewskiej. EPILOG I Ryza papieru i pracowitość Kraszewskiego nie wystarczyłyby, aby spisać wszystkie perturbacje związane ze śledztwem w Armenii i powrotem do Polski. Cała trójka konsekwentnie udawała idiotów, odmawiając wyjaśnień
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.