Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Mo¿e bêdê potrzebowa³a du¿o, du¿o wiêcej.
Podali sobie rêce.
- ¯yczê szczê¶cia.
- Na wzajem.
Lekkim, elastycznym krokiem zesz³a po schodach. Policjant stoj±cy na rogu
spojrza³ za ni± z u¶miechem.
- Co, jak co - pomy¶la³ - ale maj±c wiele takich m³odych, roze¶mianych
kobiet, Anglia nigdy nie przegra wojny.
Minê³a go szybkim krokiem i wskoczy³a w biegu do przeje¿d¿aj±cego
autobusu. Pogrozi³ jej z daleka rêk± i powoli, u¶miechaj±c siê, ruszy³ w
dalszy obchód.
ÑRozdzia³ V:
Dzi¶ o ósmej odlot
W tydzieñ po opisanych przez nas powy¿ej wypadkach, Seymour siedzia³ na
kanapie w mieszkaniu swego przyjaciela czekaj±c cierpliwie, póki Jan, który
przyk³ada³ wiele uwagi do swego wygl±du zewnêtrznego, nie ukoñczy wreszcie
toalety. W koñcu, kiedy wszystkie czynno¶ci zwi±zane z myciem, czesaniem i
czyszczeniem zosta³y zakoñczone, wyszli obaj na ulicê. Jan, który nabra³ po
wyj¶ciu z domu doskona³ego humoru, zagai³ rozmowê.
- Ciekaw jestem, czego chce od nas ten Renard? Ostatecznie nie widzê
powodu, dla którego mieliby¶my odwiedzaæ go w biurze, po godzinach
urzêdowych. Przez ca³e siedem dni sta³ nad nami jak nad dzieæmi i
sprawdza³, czy nauczyli¶my siê na pamiêæ takich albo innych fragmentów
sto³u plastycznego i tych wszystkich innych bzdur. Za³o¿ê siê, ¿e jak
zwykle w czasie wojny, wszystkie te wiadomo¶ci oka¿± siê dla nas zbêdne i w
rezultacie wyl±dujemy w jakim¶ biurze, gdzie bêdziemy gniæ, a¿ do
zawieszenia broni.
- Nie wiem, czy masz s³uszno¶æ. Mo¿e akurat dzi¶ bêdziemy mieli mo¿no¶æ
wykazaæ, ¿e nie spêdzili¶my tego tygodnia jedynie na wy³udzaniu
przydzia³owych cygar.
- Mo¿e... Mówmy o czym innym. Jak¿e tam postêpuje twoja znajomo¶æ z nasz±
piêkn± nieznajom± spod gruzów? Widzia³em ciê z ni± wczoraj w restauracji u
Lyonsa, nad herbaciarni±, a poniewa¿ nic o niej nie mówisz, mogê
wnioskowaæ, ¿e starasz siê byæ dyskretny.
Seymour popatrzy³ nañ spod oka.
- Moja znajomo¶æ z miss O'Connor ogranicza siê do sporadycznych spotkañ
na mie¶cie, nie wyp³ywaj±cych zreszt±, ani z jej woli, ani z mojej.
Spotka³em j± raz na Picadilly, a drugi raz wczoraj w Hyde Parku. Poniewa¿
szli¶my w tym samym kierunku, zaproponowa³em ma³± przerwê w przechadzce i
szklankê herbaty...
- Która zakoñczy³a siê suto zakrapianym obiadem - przerwa³ Jan. - Nie
powiesz mi chyba, ¿e na stole nie sta³a butelka, której kszta³t i wygl±d
wykluczaj± z góry t³umaczenia o lekarstwie, jakie miss O'Connor powinna
wypijaæ codziennie przy obiedzie. No, przyznaj siê stary, ¿e ta ma³a
zawróci³a ci trochê w g³owie.
Seymour roze¶mia³ siê.
- Poddajê siê. Rzeczywi¶cie, od czasu do czasu spotykam tê m³od± damê,
ale nie s±dzisz chyba, ¿e powoduje mn± co innego jak tylko zwyk³a
uprzejmo¶æ towarzyska?
- Oczywi¶cie, oczywi¶cie. Widzê, ¿e i ten temat musimy porzuciæ. Wsi±d¼my
do taksówki. Nie jestem dzi¶ usposobiony do kilkukilometrowych spacerów. -
Zatrzymali pierwszy przeje¿d¿aj±cy "cab" i po kilku minutach znale¼li siê
przed gmachem Biura Informacji. Kapitan Renard czeka³ ju¿ na nich w biurze.
- Bardzo siê cieszê, ¿e panów widzê. Bardzo siê cieszê. Nie ma
piêkniejszej zalety u ¿o³nierza, jak punktualno¶æ.
Seymour chcia³ odpowiedzieæ, ¿e widzia³ znacznie piêkniejsze zalety
¿o³nierskie, lecz nie odrzek³ nic i usadowi³ siê w fotelu. Jan poszed³ za
jego przyk³adem. Renard zadzwoni³ na ¿o³nierza.
- Proszê o butelkê wina i kanapki.
- Czy to ma oznaczaæ, ¿e zepsu³ mi pan popo³udnie dlatego, abym wypi³ w
pañskim towarzystwie butelkê wina? - Seymour mia³ komicznie zdziwion± minê.
- Taki, po czê¶ci, kapitanie, jest mój program na dzieñ, który obecnie
prze¿ywamy. Mam jeszcze jednak inn± przyczynê, która sk³oni³a mnie do
zaproszenia panów na popo³udniow± pogawêdkê. Jest to mianowicie rozkaz,
dotycz±cy was obu. Zanim przejdê do omawiania jego tre¶ci, chcia³bym raz
jeszcze "przejechaæ" siê po materiale, jaki omawiali¶my w ostatnich dniach.
- Znowu? - Seymour mia³ minê cz³owieka, któremu kto¶ nies³usznie
wyrz±dzi³ krzywdê. - Mam wra¿enie, ¿e dowiedzia³em siê o Normandii w tym
tygodniu wiêcej, ni¿ wiedz± ludzie mieszkaj±cy tam przez ca³e ¿ycie.
- Otó¿ to. Otó¿ to! - Renard przerwa³, gdy¿ do drzwi zapuka³ ¿o³nierz
nios±cy butelkê i kieliszki. Kiedy wyszed³, kapitan podj±³:
- Otrzymacie panowie w dniu dzisiejszym bardzo wa¿ne zadanie. Ze wzglêdu
na nagl±ce potrzeby natury wojennej i brak czasu, nie jeste¶cie jeszcze
odpowiednio wyszkoleni. Tote¿ chc±c aby ca³a impreza uzyska³a jak
najwiêksze powodzenie i pragn±c jednocze¶nie, aby bezpieczeñstwo obydwu
panów zosta³o podniesione do maksimum dziêki wiadomo¶ciom, jakie bêdziecie
posiadaæ, muszê jako cz³owiek ponosz±cy pewn±... hm... odpowiedzialno¶æ za
rozpracowanie odcinka CD-5 upewniæ siê, ¿e mogê na panów liczyæ. W dniu
dzisiejszym, a w³a¶ciwie dzi¶ w nocy znajdziecie siê panowie na ziemi
francuskiej. Ja sam nie ¿±da³bym jeszcze od panów wykonania tego rodzaju
zadania, lecz rozkaz jest wyra¼ny i dyskusja na ten temat niemo¿liwa.
Jan podniós³ siê z krzes³a i serdecznie u¶cisn±³ mu rêkê.
- Przecie¿ to cudownie, kapitanie Renard... cudownie! My¶la³em, ¿e ju¿
nigdy nie wyrwê siê z Londynu.
Oczy Seymoura tak¿e b³yszcza³y podnieceniem, kiedy powiedzia³:
- No, nareszcie wiem, ¿e jest wojna i ¿e bierzemy w niej udzia³.
- Cieszê siê, ¿e panowie s± tak dobrej my¶li. Spodziewa³em siê tego. A
teraz chcia³bym, zanim wypijemy toast za pomy¶lno¶æ tej wyprawy,
wtajemniczyæ panów w szczegó³y zadania, które was czeka.
Przez cztery godziny kapitan mówi³ siêgaj±c, od czasu do czasu, po mapy
wybrze¿a i notatki spoczywaj±ce zwykle w kasie ogniotrwa³ej. Kiedy wreszcie
z³o¿y³ le¿±ce na biurku papiery i schowa³ je do kasy, Seymour i jego
przyjaciel mieli w g³owach jasny obraz ca³ego zagadnienia.
- Niestety nie mogê panów pu¶ciæ na miasto. Odlot nast±piæ ma o ósmej, to
jest za nieca³e dwie godziny, a przedtem musicie przej¶æ jeszcze przez rêce
fachowców, którzy sprawdz±, czy nie macie przy sobie czego¶, co mog³oby was
zdradziæ. Proszê siê temu nie dziwiæ. Jeden z najlepszych naszych ludzi
wpad³ przez angielski gatunek plastra, którym zaklei³ sobie skaleczenie na
palcu. Nie dowiedli mu niczego, prócz faktu, ¿e nie móg³ otrzymaæ tego
rodzaju opatrunku w ¿adnym mie¶cie europejskim. To wystarczy³o, aby
cz³owiek ten przeniós³ siê do wieczno¶ci. Jak ju¿ powiedzia³em polecicie
panowie w dwu ró¿nych samolotach
|
WÄ…tki
|