ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Poza tym, sądząc po zachowanych relacjach, większość ludzi nie była szczęśliwa
ani nawet zadowolona. Daneel nigdy
nie wzorowałby się na takim państwie.
Potem, czytając dalej, Hari natknął się na inne imperium, które
istniało dłużej od Rzymu, znacznie lepiej zapewniając pokój i dobrobyt
znacznej części obywateli. Oczywiście było prymitywne i miało wiele
wad. Mimo to podstawowe założenia mogły przemawiać do nieśmiertelnego robota,
który szukał inspiracji, chcąc stworzyć nowe społeczeństwo. Takie, które
chroniłoby swych władców przed zgubnymi posunięciami.
- Pokaż mi Chiny - polecił Seldon. - Sprzed ery przemysłowo-naukowej.
Archiwum zareagowało, wyświetlając linie archaicznego tekstu, którym
towarzyszyły kiepskie obrazki. Zewnętrzny komputer Hariego
przetłumaczył mu te znaki, automatycznie podając dane w psychohistorycznej
terminologii.
Problem numer jeden, pomyślał, jakby wygłaszał wykład z psychohistorii dla
młodszych członków Pięćdziesiątki. Pewna grupa ludzi
zawsze usiłuje rządzić innymi. Ma to korzenie w naszej mglistej zwierzęcej
przeszłości. Dziedziczymy tę cechę, ponieważ ci, którym się powiodło, często
mieli liczniejsze potomstwo. Ten głęboko zakorzeniony
pęd zgubił wiele plemion i narodów. Tylko niektóre kultury nauczyły
się sterować takimi nieuniknionymi ambicjami i rozpraszać je jak piorunochron
kierujący wyładowania do ziemi.
W starożytnych Chinach potężny władca trzymał w karbach szlachtę. Wysoko
urodzeni byli również wciągam w zawiłe rytuały dworskiej
mody i intryg, wymuszających przedziwne strategie sojuszów i zdrad,
w wyniku których w każdej chwili mogli podwyższyć lub utracić swój
status. Najwyraźniej była to pierwotna wersja Wielkiej Gry, której
obsesyjnie oddawali się patrycjusze w czasach Hariego. Wzloty i upadki
arystokratycznych rodzin doskonale wyglądały w nagłówkach, odwracając uwagę mas,
lecz w rzeczywistości te manewry lordów niewiele
miały wspólnego z prawdziwym rządzeniem Imperium. Bogactwo, jakim się chełpili,
stanowiło zaledwie ułamek procenta funduszów Galaktyki. Prawdziwe rządy
zostawały w rękach merytokratów i urzędników państwowych.
W psychohistorii stan ten określano terminem współoddziaływanie. Innymi słowy,
społeczeństwo tworzyło naturalny odpływ, który
wciągnął żądnych władzy, podsycając ich wybujałe ambicje tak, aby
nikomu nie mogły zaszkodzić. Ten system przez długi czas sprawdzał
się w Imperium równie dobrze jak w dawnych Chinach.
A na dodatek ci starożytni mieli nawet elementarne podstawy ruellianizmu, myślał
Seldon. Konfucjański system etyczny, uznawany
niegdyś w Chinach, również kładł nacisk na obowiązki możnych względem poddanych.
Ta analogia podsunęła Hariemu niewesołą myśl. Z osobistego archiwum przywołał
zdjęcie samej Ruellis. Ziarnista podobizna z początków Imperium Galaktycznego.
Patrząc na wysokie czoło,
szerokie policzki i dumną postawę słynnej przywódczyni, zastanawiał
się.
Czy to mogłeś być ty, Daneelu? Przecież występowałeś w niezliczonych
wcieleniach. Czy tylko mi się wydaje, czy też dostrzegam słabe
podobieństwo między twarzą tej kobiety a tą, którą zobaczyłem podczas naszego
pierwszego spotkania? Kiedy byłeś Demerzelem, Pierwszym Ministrem? Czyżby była
to jeszcze jedna z ról, jakie odgrywałeś
w nieustannej kampanii zmierzającej do stworzenia z upartej ludzkości nowego,
porządnego społeczeństwa? Jeśli tak, to chyba byłeś zbity
z tropu, kiedy twój najwspanialszy sukces zrodził pierwszą wielką falę
międzygwiezdnego chaosu?
Oczywiście nikt nie zdołałby wytropić wszystkich postaci, w które
wcielił się Nieśmiertelny Sługa w ciągu dwudziestu tysięcy lat, gdy
Daneel i jego roboty niestrudzenie usiłowali ulżyć cierpieniom swych
upartych, nieświadomych panów.
Hari wrócił do rozpatrywania podobieństw ze starożytnymi Chinami.
Problem numer dwa: Jak zapobiec stagnacji klasy panującej? Naturalnym dążeniem
każdej grupy, która dostała się na szczyt, jest
wykorzystanie władzy do umocnienia swej pozycji. Chęć zabezpieczenia się przed
zakusami innych.
Ten problem trapił Chiny w takim samym stopniu jak wszystkie
inne cywilizacje. Czasem jednak zdolny i energiczny człowiek mógł się
wykazać w służbie państwowej i piąć po szczeblach kariery niezależnie od
swarliwych arystokratów. Seldon dostrzegł jeszcze jedno, bardziej subtelne
podobieństwo.
Ci Chińczycy stworzyli specjalną klasę rządzących, którzy mogli
być lojalni tylko wobec imperium, a nie swoich potomków. Ponieważ
nie mogli mieć dzieci.
Dworscy eunuchowie. W ujęciu psychohistorycznym miało to sens.
A analogia do współczesnego Imperium Galaktycznego była oczywista.
Pomocnicy Daneela. Pozytronowe roboty zaprogramowane tak, aby
miały na względzie wyłącznie dobro ludzkości. One nie mają potomków, tak więc
logika ewolucji nigdy nie zdoła obudzić w nich egoizmu.
Były naszym odpowiednikiem eunuchów, którzy przez wieki działali
w sekrecie, myślał Helikończyk
|
WÄ
tki
|