ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Czemu się na mnie gapisz? Co masz
nadzieję
zobaczyć?
Tomasz zamarł. Złapał mnie, przeszło mu przez myśl. Złapał mnie; na wszystkich
bogów
przeszłych i przyszłych, złapał mnie i jak nic skaże na wygnanie!
Ojciec stał wbijając wzrok w wypchaną smoczą głowę. Czując się winny Tomasz był
pewien, że ojciec mówi do niego, ale okazało się, że Roland przemawiał tylko do
Dziewięciaka,
podobnie jak i do innych głów. Ale skoro Tomasz widział przez przyciemnione
szklane oczy, tak
samo ojciec musiał też przez nie coś dostrzegać. Gdyby Tomasz nie skamieniał ze
strachu, być
może uciekłby w panice a gdyby zostało mu dosyć przytomności umysłu, żeby
zostać na
miejscu, poruszyłby na pewno oczyma. A gdyby Roland zobaczył, że oczy się
ruszają, cóż wtedy
by pomyślał? Że smok wraca do życia? Może. Zważywszy stan, w jakim się
znajdował, jest to
całkiem prawdopodobne. Gdyby Tomasz wtedy tylko mrugnął, Flagg nie potrzebowałby
używać
trucizny. Król, stary i słaby, mimo chwilowego powrotu sił wywołanego alkoholem
najprawdopodobniej umarłby ze strachu.
Roland nagle skoczył do przodu.
Czemu się na mnie gapisz? krzyknął, a w swym zamroczeniu myślał, że przemawia
do
Dziewięciaka, ostatniego smoka Delainu, ale oczywiście Tomasz nie mógł tego
wiedzieć.
Czemu się tak na mnie gapisz? Robiłem, co mogłem, zawsze robiłem, co mogłem! Czy
ja o to
prosiłem? No, czy ja o to prosiłem? Odpowiedz mi, do cholery! Robiłem, co mogłem
i co się ze
mną stało! Popatrz na mnie! Szeroko rozchylił szlafrok ukazując ciało o skórze
pokrytej
czerwonymi, wywołanymi przez alkohol plamami. Popatrz na mnie! krzyknął
jeszcze raz,
a potem łkając opuścił głowę i popatrzył na siebie.
Tomasz nie mógł tego więcej znieść. Z trzaskiem zasunął klapki za szklanymi
oczami smoka
w tej samej chwili, gdy ojciec oderwał wzrok od Dziewięciaka, żeby popatrzeć na
swoje starcze
ciało.
Potykając się i obijając o ściany Tomasz pobiegł czarnym korytarzykiem, z
rozpędu wpadł
na zamknięte drzwi, uderzył w nie głową i padł bez czucia. Po chwili poderwał
się, nie
zauważając, że krew z rozciętego czoła spływa mu po twarzy, i rzucił się na
tajną dźwignię, aż
drzwi stanęły otworem. Wypadł na korytarz, przez moment nawet nie pamiętając,
żeby
sprawdzić, czy kogoś na nim nie ma. Przed oczyma miał tylko wściekłe,
przekrwione oczy ojca,
a w uszach jego krzyk: Czego się na mnie gapisz?
Nie mógł wiedzieć, że jego ojciec zdążył już zapaść w głęboki pijacki sen.
Obudziwszy się
następnego ranka Roland stwierdził, że leży na podłodze, a pierwszą rzeczą, jaką
uczynił, mimo
że bolała go wściekle głowa i całe potłuczone ciało (Roland był o wiele za stary
na takie
wyczyny), było rzucenie okiem na głowę smoka. Rzadko miewał sny po pijanemu
zazwyczaj
zapadał się w lepką ciemność. Ale tej nocy zdarzył mu się okropny sen: szklane
oczy w smoczej
głowie poruszyły się i Dziewięciak wrócił do życia. Czerw zionął na niego swym
morderczym,
płomiennym oddechem, a chociaż Roland ni zobaczył ognia, czuł, że ciało rozpala
mu się od
środka.
Mając ten sen świeżo w pamięci drżał na myśl o tym, co może zobaczyć nad głową.
Ale
wszystko było tak jak zwykle. Pysk Dziewięciaka wykrzywiał okropny grymas, jego
rozdwojony
język zwieszał się między zębami prawie tak długimi jak słupy ogrodzeniowe, a
zielonozłote
oczy bezmyślnie patrzyły na ścianę komnaty. Nad tym wspaniałym trofeum zwieszał
się
skrzyżowany ceremonialnie wielki łuk Rolanda i strzała Młot na Wrogów o grocie
wciąż
czarnym od smoczej krwi. Powiedział raz Flaggowi o tym straszliwym śnie, ale ten
tylko skinął
głową i przybrał bardziej niż zwykle zamyślony wyraz twarzy. A potem Roland
najzwyczajniej
w świecie o wszystkim zapomniał.
Tomaszowi przyszło to ze znacznie większą trudnością.
Całymi tygodniami męczyły go straszne sny. W owych koszmarach ojciec patrzył na
niego
i krzyczał: Widzisz, co mi zrobiłeś! i rozdzierał szlafrok ukazując swoją
nagość stare,
pomarszczone blizny, opadający brzuch, zwiotczałe mięśnie jakby chciał
powiedzieć, że to
wszystko jest winą Tomasza, że gdyby nie podglądał...
Dlaczego przestałeś pokazywać się u ojca? zapytał go pewnego dnia Piotr.
Myśli, że
jesteś na niego obrażony.
Ja jestem obrażony na niego? powiedział zaskoczony Tomasz.
Tak właśnie powiedział dziś podczas kolacji odparł Piotr. Przyjrzał się
uważniej bratu
zauważając podkrążone oczy, bladość jego policzków i czoła.
Tom, co się stało?
Może nic powiedział powoli Tomasz. Następnego dnia zjadł kolację z ojcem i
bratem.
Potrzebował do tego całej swojej odwagi, ale nigdy mu jej nie brakowało i
zazwyczaj znajdował
ją w sobie zwłaszcza gdy został przyparty do muru. Ojciec ucałował go i
zapytał, o się stało.
Tomasz wymamrotał, że nie czuł się dobrze, ale teraz wszystko już w porządku.
Ojciec kiwnął
głową, przytulił go niezręcznie, a potem wrócił do swego zwykłego zachowania,
które polegało
przede wszystkim na ignorowaniu Tomasza i zajmowaniu się Piotrem. Tym razem
Tomasz był
z tego zadowolony wolał, żeby ojciec zanadto mu się nie przyglądał,
przynajmniej przez jakiś
czas. Nocą zaś, leżąc bezsennie w łóżku i słuchając, jak wiatr zawodzi za oknem,
doszedł do
wniosku, że niewiele brakowało... ale jednak udało mu się wykręcić sianem.
Ale już nigdy więcej pomyślał
|
WÄ
tki
|