ďťż

Zostałem surowo ukarany za to, że wam zawierzyłem...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Facher nie uczestniczył w pierwszym przesłuchaniu, ale na wyraźną prośbę Frederico przyszedł na drugie. Siedział u szczytu stołu, obserwował to przedstawienie spod przymrużonych powiek, z pogardliwie wydętymi wargami, i nie odzywał się ani jednym słowem. Po godzinie wyszedł z sali. Tydzień po zakończeniu tej pierwszej tury przesłuchań Skinner wezwał rzeczników obu stron do swego gabinetu. Tuż przed rozpoczęciem posiedzenia Facher wręczył Schlichtmannowi gruby plik dokumentów. Ten przejrzał je pobieżnie i osłupiał. Między innymi znajdował się tam wniosek o udzielenie mu nagany za „ewidentne zakłócanie organizowanych zgodnie z przepisami przesłuchań, bezpodstawne ingerencje w ich przebieg, szafowanie obraźliwymi groźbami... oraz konsultowanie ze świadkami odpowiedzi na zadawane pytania”. Do uzasadnienia było dołączonych czterdzieści stron protokołów z podkreślonymi jego uwagami i pogróżkami. Jan poczuł nagłe ukłucie strachu. Ten spisany materiał był dla niego jak przebudzenie po całonocnej hulance, o której chciałoby się jak najszybciej zapomnieć. Skinner zajął miejsce za stołem prezydialnym i krytycznym wzrokiem obrzucił stertę leżących przed nim papierów. — Widzę, że wpłynęło dziś sporo nowych wniosków — mruknął z odrazą w głosie. — Wygląda na to, że mamy mnóstwo roboty. — Część dokumentów to materiał dowodowy — zauważył ostrożnie Schlichtmann. — Nie będę się przez niego przekopywał. Odeślę go na dół, do sędziego pokoju. Jan tylko jęknął na wzmiankę o nieprzychylnym mu urzędniku. Mimo wszystko była to dla niego lepsza perspektywa niż surowa nagana Skinnera. Zabrał głos Facher i dość oględnie poprosił sędziego, by zechciał od razu rozpatrzyć wnioski obrony. — O ile dobrze pamiętam, Wysoki Sądzie, powiedział pan: „Przychodźcie z takimi rzeczami bezpośrednio do mnie, bo muszę roztoczyć specjalną opiekę nad tą sprawą — zakończył. — Ale w trakcie nazbierało mi się dużo innej pracy — odparł sędzia — wydłuża się lista oczekujących spraw. Tak więc nie będę mógł sprawować nad wami specjalnej kurateli. Przykro mi, że jej potrzebujecie. — Mnie również — wtrącił pospiesznie Schlichtmann. — I mnie także — odrzekł Facher. — Sądzę jednak, że zaczynamy brnąć w ślepy zaułek. Materiał dowodowy jest coraz obszerniejszy i obejmuje coraz więcej zagadnień. Pojawiły się też pewne kwestie formalne, które moim zdaniem powinniśmy od razu omówić. Skinner westchnął ciężko. — Odeślę wszystkie wnioski do sędziego pokoju z prośbą, by rozpatrzył je w pierwszej kolejności. Zastrzegam jednak, że nie zamierzam znowu odraczać terminu rozprawy. — Nam też na tym nie zależy — dodał Jan. — Powinniśmy rozpocząć proces w lutym — ciągnął Skinner. — Jego dalsze odwlekanie nie przyniesie nieczego dobrego. Schlichtmann szybko zgarnął swoje rzeczy, wyszedł z sali i wcisnął guzik windy. Minęła siedemnasta, urzędnicy sądowi kończyli pracę i na powolne windy starego typu trzeba było długo czekać. Po minucie Jana uderzyło nagle, że Facher nie pojawił się jeszcze na korytarzu. Czyżby prywatnie naradzał się ze Skinnerem? — przemknęło mu przez myśli. Minęła druga minuta. Zaczął nerwowo przestępować z nogi na nogę. Upewniał się z każdą sekundą, że Facher ani chybi pokazuje sędziemu stenogramy z przesłuchań, chcąc go sobie zjednać. W końcu nadjechała winda. Schlichtmann po raz ostatni spojrzał w głąb korytarz i wsiadł do środka. Dopiero gdy drzwi się zasuwały, ujrzał obrońce wychodzącego z sali rozpraw. Po powrocie do biura opowiedział o wszystkim Conwayowi. Był niemal pewien, że Facher zwrócił uwagę Skinnera na podkreślone fragmenty protokołów, pragnąc na nim wymusić naganę dla niego. — Facher próbuje nastawić sędziego przeciwko mnie — orzekł. Conway miał co do tego wątpliwości. Taka prywatna narada z sędzią pod nieobecność drugiej strony byłaby jawnym naruszeniem procedury. Więc nawet jeśli Facher próbował podobnych sztuczek, Skinner powinien się temu ostro przeciwstawić. — Nie doszukuj się dziury w całym — odparł
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.