ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Przechodziło to jego pojęcie.
Państwo więc odparł spodziewacie się utrzymać z testamentem? a ja zaręczam
wam, że choćbym miał iść do najwyższych instancyi, do ogólnego zebrania, do tronu, praw
rodziny się nie zrzeknę. Koszta będą znaczne.
Radzca nic nie odpowiedział.
Z mej strony dołożył jeszcze Brock. uczyniono cotylko było możliwem, aby
pieniactwa uniknąć i zaspokoić wszelkie, jakiekolwiekbądź. wymagania. Umywam ręce.
Po wyjściu Radzcy Justka się rzuciła w objęcia Jolancie, zapłakana.
I tę upokarzającą przeżyć musiałam propozycyą! rzekła. Jakież on o mnie ma
wyobrażenie!
Powiedz: jakie daje o sobie? odparła Jolanta. I na tem się skończyło.
Ze wszystkich, którzy się tej zimy zbliżyli więcej do Justki, p. Leon był może w położeniu
najdziwniejszem. Bronił się zakochaniu, tłómaczył się przed sobą, że nie mógł, nie powinien i
nie kochał się, a tymczasem szalał i chodził z gorączką w sercu.
Nawet grożące Justynie ubóstwo nie odstra- szało go. Napisał list do matki tak
niedorzeczny, tak zapalczywy, że biedna Sędzinka, odebrawszy go, przelękła się, chciała mu
nakazać, aby natychmiast powracał.
Passya ta, w praktycznym i stosunkowo chłodnym Leonie, była czemś tak zadziwiającem,
że matka wierzyć jej prawie nie chciała. Nie można jej było wytłómaczyć, ale istniała i
Leon chodził nieszczęśliwy, zmieszany, dobijając się do drzwi Justki. Tu go nie dopuszczano.
Na wezwanie matki nietylko się nie stawił w Baranówce, ala odpisał w sposób tak
gwałtowny, iż Sędzinka gdyby nie gospodarstwo gotową była sama jechać po niego.
Tymczasem jednak pod błogosławieństwem nakazała powrót, ale, że nie oznaczyła terminu,
Leon mógł go zwlekać. Tak był rozdrażniony i rozgorączkowany, że się ważył list napisać do
Justki, ale ten panna Jolanta, wraz z innemi, przejęła i zniszczyła, bo była przez nią o to
proszona.
Daleko praktyczniejszym od tego sławionego z praktyczności młodzieńca okazał się p.
Aureli. Ubolewał on nad losem pięknej Justyny, ale sobie winszował, że się nie oświadczył
jej, a nawet z naiwną otwartością powtarzał to przyjaciołom.
Ponieważ Leon się przed nim nie taił ze swą namiętnością i z gotowością do, ożenienia
Aureli niemal tryumfował nad nim, z tem większą lekkością mówiąc o staraniach, o
zalotach i o pannie Justynie nawet tak. że z Leonem przyszło do cierpkich przemówek i
rodzaju kłótni.
Ze swych dawnych wielbicieli panna Justyna teraz nie przyjmowała i nie widywała
nikogo, oprócz Zygmunta i professora Dobka. Co nadal zamierzała poczynać nie było
postanowionemu Zdania się wielce różniły. Panna Jolanta odradzała poświęcenie się
nauczycielstwu, dawanie lekcyi, zakładanie szkółki, do czego Justka najwięcej miała
skłonności.
Zygmunt radził rozpatrzenie się, cierpliwość, wyczekiwanie, a opiekun i większość
przyjaciół byli tego zdania, iż trzeba będzie czekać końca processu, który, pomimo wpływów
barona, musiał, ich zdaniem, wypaść na korzyść Justyny.
Ile razy mowa o tem była, dziewczę z gwałtownością wielką protestowało.
Państwo więc mnie nie rozumiecie zawołała Justyna. Jak tylko jest proces, jest
ktoś, co się o ten majątek upomina i może jakiekolwiek do niego prawo wykazać: ja ustępuję
dobrowolnie, ja nie chcę nic i, gdybym nawet wygrała sprawę, ofiary dziadunia przyjąć mi
się nie godzi. On czynił ją w dobrej wierze, biedny stary, niewiedząc może, iż rodową
majętnością rozporządzać nie ma prawa. Nie chcę, aby to miał na sumieniu! Urodziłam się
ubogą, cudem odebra- łam wychowanie; zostawił mi zasób na rozpoczęcie pracy:
dlaczegóżbym ja nie miała o własnej sile iść dalej?
W kilka dni potem, gdy w saloniku nie było nikogo prócz niej, Jolanty i Zygmunta.
Justyna spytała nagle przyjaciela:
Pan, co wszystko wiesz, powiedz mi, czy na założenie, naprzykład, magazynu lub
czegoś podobnego wielkiego potrzeba kapitału?
Zygmuś podskoczył do góry.
Tego tylko brakło, ażeby pannie Justynie przyszła myśl założyć jaki magazyn. Z jej
wykształceniem, wychowaniem, nauką....
Jolanta silnie też zaprotestowała. Justyna słuchała cierpliwie.
Zdaje mi się, że państwo nie macie słuszności rzekła. Mając uczucie piękna i
smak, a sumienie w dodatku, w tym zawodzie użyteczną być można; a on dałby niezależność,
której stan nauczycielski nie przynosi.
Pan Zygmunt począł w to bić, iż modystka musi schlebiać płochym instynktom, musi się
posługiwać reklamami, a p. Justyna do tego usposobioną nie była.
Napadnięto na nią za pomysł tak niedorzeczny.
Ale przecież ja coś robić muszę! odparła zimno. Mam trochę grosza, o którym
mówicie, że go sumiennie zatrzymać mogę: dlaczegobym go nie miała użyć na jaki warsztat,
zakład, skład co chcecie.
I pani z tym ideałem w duszy! zawołał Zygmunt.
Doskonale mogę być szwaczką! rozśmiała się Justyna. Nie godzę się z tymi,
którzy nie umieją prozaicznej pracy dla chleba pogodzić z miłością poezyi. Mnie się zdaje, że
ta proza godzi się doskonale z ideałem i nie pozwala, ażeby człowiek nie stał się istotą
bezsilną i nieszczęśliwą.
W pracy takiej jest przeciwwaga potrzebna i zdrowa.
Nie chciano słuchać jej rozumowania; zahuczała ją Jolanta, połajał p. Zygmunt: zamilkła,
lecz widać było, że jej nie przekonano
|
WÄ
tki
|