ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
.. - zaczął uświadamiać sobie rozmiary klęski. Ta
placówka miała za zadanie zajęcie Tolledo, drugiego co do wielkości miasta na
planecie.
Ostatnią szansę dla siebie widział w zdalnie sterowanych pociskach rakietowych,
sprowadzonych z dalekiej Ziemi na specjalne zamówienie. A jeżeli i ta broń nie
zadecyduje o losach wojny? Co wtedy? Wolał o tym nie myśleć. Zostanie zdjęty ze
stanowiska, zdegradowany, odstawiony na boczny tor. Tak robił z poprzednikami,
tak następcy postąpią z nim. Usuwał wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób mu
się narazili. Teraz naraził się wielu osobom - nie spacyfikował planety. To
potęgowało jego strach. Strach i wściekłość. Wściekłość i bezsilność.
VIII
Major Histings obserwował przez lornetkę okolicę. Niebieski las, stanowiący
jedno pasmo, przybliżył się i odsłonił swoje tajemnice. Na skraju rosły
kolczaste krzewy broniące skutecznie wstępu do niego. Dalej rosły wysokie,
rozłożyste drzewa. W ich koronach gnieździły się ptaki i owady. W jednym miejscu
wypływał strumień. Dostrzegł jakąś postać. Tubylec! Niedaleko powinna być
wioska! Można więc dojść do wsi - mieszkańcy jej na pewno nie będą zdolni do
stawiania jakiegokolwiek oporu - i zasięgnąć języka. Nie odstraszała go nawet
bariera językowa. Mógł rozstrzelać wszystkich mieszkańców wsi, a zabudowania
podpalić. Najpierw trzeba jednak odnaleźć wieś. Skoro jednak tam chodzą tubylcy,
powinni wydeptać jakąś ścieżkę.
Porozumiał się przez radio z Komandorem i płaczliwym głosem poprosił o
pozwolenie na przeprowadzenie akcji rozpoznawczej.
- Nie zostawiam odwodu i nie organizuję akcji ratowniczej - odpowiedział
Komandor.
Histings przystał na to. Uważał, że akcja ma wszelkie szansę powodzenia. Zabrał
czterech żołnierzy.
Koło potoku odnaleźli ścieżkę prowadzącą w głąb lasu. Szli między drzewami,
omijali zarosła, parę razy przeskakiwali przez strumień. Musieli też obejść
wiele zwalonych pni. Wreszcie ujrzeli kilka prymitywnych domków.
Histings zarządził alarm. Na wojnie wygrywa ten, kto pierwszy zaskoczy
przeciwnika - major stosował stale tę zasadę.
Żołnierze zajmowali stanowiska. Wtedy od strony wsi wyszło kilka nagich
dziewcząt.
Mam halucynacje! - pomyślał major. A żołnierze? Rzucili plazmowce, zerwali
skafandry...
- Patrol stać!
Ale nikt nie zatrzymał się. Żołnierze rzucali się na dziewczyny i padali martwi.
Strzelił z plazmowca do jednej z nich. Zobaczył coś niepojętego - dziewczyna
wyszła z płomienia, wyszła cała i zdrowa z temperatury stu osiemdziesięciu
tysięcy stopni w skali Celsjusza!
- Rzuć broń! - usłyszał czyjś głos. Odruchowo rzucił plazmowiec na ziemię.
- Nie odwracaj się.
Głos był matowy, bezbarwny, jakby mówił automat.
- Idź do wsi.
Szedł posłusznie, zastanawiając się, jak będzie potraktowany.
- Chcesz coś powiedzieć?
- U nas są konwencje o ochronie jeńców. Żądam należytej opieki i ochrony -
próbował jeszcze zachować twarz.
- Jeżeli będziesz posłuszny, nic złego cię nie spotka. Gdy jednak będziesz
próbował uciekać - zginiesz.
Nie będę próbował - pomyślał. Chciał przeżyć.
Weszli do wsi.
- Wejdź do trzeciego domu.
Wszedł. W chatynce - trudno inaczej nazwać tę budowlę - była tylko jedna okrągła
izba.
Zdziwił się brakiem jakichkolwiek mebli.
Na środku siedział na podłodze tubylec. Ktoś ważny?
Gospodarz wstał. Był wysoki, szczupły, miał różową skórę pokrytą delikatnymi
włoskami. Ubrany był w długą koszulę sięgającą do kostek.
- Kim jesteś?
- Nazywam się Histings, mam stopień majora.
- Jesteś wojownikiem przybyłym z nieba?
Dopiero teraz zorientował się, że tubylec wcale nie porusza ustami. Muszą mieć
inny sposób porozumiewania się - pomyślał.
- Odpowiadaj na pytania! - wyczuł w tym groźbę.
- Jestem przybyszem z dalekiej planety, k,tórą my nazywamy Ziemią.
- Chcesz zdobyć naszą planetę? Nie rozumiem tego słowa, ale wierzę ci.
Zostaniesz umieszczony w specjalnej piwnicy. Będziesz mógł swobodnie jeść, pić i
oddychać. Jednego ci nie wolno - wyjść bez naszego zezwolenia. Jeżeli wyjdziesz
- zginiesz, jak zginęli inni wojownicy, którzy pogwałcili nasze prawa
|
WÄ
tki
|