ďťż

Chociaż większość ptaków zdążyła wzbić się w powietrze, przynajmniej trzy spośród nich znajdowały się w kłopotach...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Z przeciwległego końca jeziora dochodziły bowiem do Furtiga odgłosy trzepotania skrzydeł, uderzających bezradnie o wodę i bezładne, nieskoordynowane, żałosne piski. Z powodu roślin, otaczających wodę, Furtig nie mógł widzieć, co się dzieje, a wcale nie zamierzał się zbliżać do obszaru, który mógł być terenem opanowanym już przez wroga. Nagle wszystkie odgłosy ucichły i Furtig pomyślał, że napastnicy zabili swoje ofiary. Zmienił swoje plany. Miałby podążać do tych obszarów legowisk, którymi rządzą Rattonowie? Przenigdy! Nagle przyszło mu do głowy, że los Gammage'a już się dokonał i pozostały z niego tylko kości, dokładnie obgryzione przez Rattonów. Ale czy mógł się teraz wycofać, nie ryzykując, że wrogowie udadzą się za nim? Furtig nie był pewien, którym zmysłem - wzrokiem, słuchem, czy powonieniem - najlepiej posługują się polujący Rattonowie. Musiał więc maskować się najlepiej, jak to tylko było możliwe. Z pewnością najgorszym rozwiązaniem byłoby wyjście w tej chwili na otwarty teren. Gwałtownie starał się przypomnieć sobie wszystko, co wiedział o Rattonach. Czy skakali, wspinali się, czy potrafili śledzić ludzi, posługując się tylko węchem? Czy chodzili tylko po ziemi, jak Barkerowie? Furtig był pewien, że wkrótce wszystkiego się dowie. Oby nie za późno. Dopiero w tej chwili zauważył, że drzwi u góry są nadłamane i między nimi a futryną znajduje się szpara, przez którą bez problemu potrafiłby się przecisnąć. A na samych drzwiach znajdowały się ozdoby i występy, wykorzystując je mógł wspiąć się aż na sam szczyt. Nie namyślając się wiele uczynił to - bardzo pomogły mu w tym kleszcze. Deska była wąska, jednak potrafił utrzymać na niej równowagę wystarczająco długo, by zorientować się, co kryje się za drzwiami. Ujrzał wiele porozrzucanych bezładnie przedmiotów i podłogę pokrytą grubą warstwą kurzu. Z rozczarowaniem przyglądał się temu widokowi. Żadnych śladów. Jeżeli teraz skoczy do środka, sam zacznie pozostawiać ślady, którymi natychmiast podąży za nim pierwszy nieprzyjaźnie nastawiony osobnik, jaki je zobaczy. Niezdecydowany co powinien zrobić, Furtig dłuższą chwilę tkwił na drzwiach. Powietrze pełne pyłu sprawiało, że nagle zapragnął kichnąć. Powoli dojrzewała w jego głowie decyzja. Postanowił, że bezpieczniej będzie, jeżeli na razie powróci na otwartą przestrzeń. Odwrócił głowę, by popatrzeć na zewnątrz. Coś poruszyło się w krzakach, rosnących niedaleko drzwi. Za późno! A więc już go dostrzegli, już zacieśnili pętlę wokół niego. Musiał teraz szybko znaleźć miejsce, w którym mógłby oprzeć plecy o nieprzebytą ścianę i przyjmować ataki wrogów jedynie z przodu. Zrozumiawszy to, skoczył na któryś z przedmiotów stojących na podłodze. Jego łapy pośliznęły się na zakurzonej powierzchni i z trudem zatrzymał się na skraju wąskiej półki, unikając upadku na podłogę. W pomieszczeniu znajdowało się dwoje drzwi, prowadzące do dalszej części budynku. Były otwarte. Furtig postanowił, że musi jak najszybciej dostać się na sam wierzchołek tego legowiska, skąd będzie miał szansę przeskoczyć na następne, tak jak skakał z drzewa na drzewo w lesie, umykając ścigającym wrogom, którzy potrafili poruszać się tylko po ziemi. Z których drzwi skorzystać? Wybór nie był wielki i wkrótce Furtig przeszedł przez te, które znajdowały się bliżej niego. Za nimi znajdował się długi korytarz. Otwory w jego ścianach prowadziły do kolejnych licznych pomieszczeń. Przypominały pieczary, gdyż nie były zabezpieczone żadnymi drzwiami. Dla Furtiga najważniejsze było, że te otwarte pomieszczenia nie są w stanie zapewnić mu bezpieczeństwa. Furtig nie tracił czasu na penetrowanie ich, lecz co sił w łapach popędził do końca korytarza. Tam wreszcie znajdowały się drzwi, lecz były zamknięte. Jednak, gdy wsunął fragment kleszcza w szparę, którą wypatrzył, drzwi zaczęły ustępować. Wkrótce otworzyły się na tyle szeroko, by mógł przejść przez próg. Już miał postąpić krok do przodu, gdy nagle cofnął się, zatrwożony. Za drzwiami była pustka: głęboki, ciemny szyb. Dziura, w której mógł swobodnie poszybować w dół nawet ogromny byk. W momencie, w którym zorientował się, że zmurszały próg zapada się pod nim, Furtig kurczowo złapał za klamkę..
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.