ďťż

Wypuszczony na wolność w marcu 1953, rehabilitowany na fali popaździernikowej odwilży, Deczkowski kontynuuje rozpoczę- te za namową Stefanii Baczyńskiej...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Zachęca go do tego również Aleksander Kamiński, pisząc w liście: „Pragnąłbym, aby pisanie o Baczyńskim stało się jednym z Waszych zadań życiowych". A w innym miejscu pisał, iż 260 Wiesław Budzyński jest to ważne dlatego, że „w nim słowo stało się ciałem, co u poe- tów nie zdarza się często"; ponadto Baczyński „odbiega od częste- go u nas typu poety piękno-ducha. W tym sensie jest Ťnaszť" - pisał. 4 sierpnia 1957 roku na łamach „Sztandaru Młodych" Decz- kowski drukuje swoje pierwsze po uwolnieniu wspomnienie o Ba- czyńskim. - Później w sądzie na Świerczewskiego (dziś: aleja Solidarno- ści) dali mi do wglądu akta sprawy. Jeszcze później spotkałem Tomporskiego - jednego ze śledczych. Pracował tam nadal. Żona z okazji Dnia Kobiet dostała bilety do kina. Tomporski przypad- kowo usiadł przy mnie. Przywitał się nie pamiętając, skąd się zna- my, a kiedy mu powiedziałem, że cały jego wysiłek poszedł na marne, bo ze Skarbu Państwa dostałem odszkodowanie - nic nie odpowiedział, poszeptał coś do swej towarzyszki i, nie oglądając się, wyszedł. A film był nie byle jaki70)... Sławskiego zabrali z ulicy. Studiował wtedy (1949) w Wyższej Szkole Inżynierskiej. - Pusty pokój, lampa, krzesło, stolik z otwartą szufladą, obok na stoliku różne akcesoria pomagające w „badaniu", zakratowane okna... Trzeba było wszystko to, co się przeszło podczas wojny i po wojnie - ludzi, środki - zapomnieć. I wiele z tego zapomniałem. Przeklęte czasy... Trzymali mnie na Żoliborzu, przy Pogonowskie- go. Jak się tam wchodziło - to na ogół już na stałe, jak na Szucha! Po tygodniu wyszedłem - do dziś nie wiem dlaczego... Później, po 1956, jednego z tych „badających" spotkałem w tramwaju. Uciekł... W 1950, ni stąd, ni zowąd, dostałem wezwanie, że niby jako kierowca - pracowałem w pekaesie - coś przeskrobałem, i że mam się stawić. Od razu wiedziałem, o co chodzi. Gdy wezwanie się powtórzyło, powiedziałem o tym szefowi i wysłał mnie w dele- gację, niby na kontrolę. Byłem już żonaty, mieszkaliśmy z żoną i córką w „norze" na ośmiu metrach kwadratowych. Miłość i śmierć Krzysztofa Kamila 261 Przychodziło wezwanie - wyjeżdżałem. I tak przez sześć lat. Zwiedziłem wszelkie możliwe hotele. Nigdzie stałego miejsca... W 1957 z „wroga ludu, bandyty, złodzieja, mordercy klasy ro- botniczej" stałem się normalnym człowiekiem, przydzielono mi mieszkanie i nawet dano dwie izby do wyboru. Tu, gdzie teraz mieszkam, mieściło się nasze biuro, w pokoju - pamiętam - wisiał duży behapowski plakat. Wtedy w 1957 „Jego Wysokość Sekretarz" po raz pierwszy mnie dostrzegł, zatrzymał na schodach i zapytał, co mi trzeba, choć jeszcze i później słyszałem, jak w mojej obecności szeptano, że „tu wśród nas pracują zaplute karły i trzeba z tym skończyć". Dopiero w latach siedemdziesiątych nikt mi już otwarcie nie wytykał przeszłości. Przestałem być wreszcie tym bandytą, pod- palaczem, łachudrą... Halina Dunin-Karwicka - sanitariuszka i łączniczka „Para- sola": - W akcie oskarżenia znalazło się takie zdanie: Objawiła się była po Powstaniu w Kielcach... Wydawało się, że przeszłam wszystko tracąc w Powstaniu męża, a tymczasem Różański w śledztwie pytał mnie, czy chcę przejść do historii jako... polska Antygona. Mówił, że wyjdę, jeśli powiem, że te ekshumacje, to wszystko - w czym po wojnie uczestniczyłam - było w ramach konspiracji... Przeglądam dokumenty z tego koszmaru. Pierwszy - sporzą- dzony 17 grudnia 1949 r. w więzieniu na Rakowieckiej - nosi nazwę „Charakterystyka podejrzanego" i zawiera m.in. takie dane: Dunin-Karwicka Halina, oskarżona z art. 87 w związku z art. 86 § 2 KK WP, wiek, zawód, przynależność partyjna (wpi- sano - „bezpartyjna"), pochodzenie, wyrobienie polityczne (wpisano - „dobrze wyrobiona"), sylwetka moralna („skłonna do popełniania przestępstw względem Państwa"), poziom umy- słowy („wysoki"). W miejscu na opinię odnotowano: „zdecydo- wanie wrogo nastawiona do Rządu PL oraz Zw. Radzieckiego, uparta i kłamliwa". 262 Wiesław Budzyński - Ta „opinia" - mówi po latach pani Halina - krążyła za mną długo po wyjściu z więzienia. Kiedyś personalna w przychodni le- karskiej, gdzie pracowałam, pokazała mi to w zaufaniu... Drugi dokument to wyrok „w imieniu Rzeczypospolitej Pol- skiej". Proces byl tzw. kiblowy, w pokoju... więziennego fryzjera, i miał miejsce 22 lutego 1950 r. Sąd w składzie: przewodniczący mgr Widaj Mieczysław oraz ławnicy: strz. Mielewczyk Hubert i Orzechowski Czesław. Dostała „tylko" 6 lat i było jej wstyd przed koleżankami z celi, zwłaszcza przed tymi z AK z Wilna i ze Lwowa, które zwykle dostawały karę śmierci lub dożywocie. Znę- cano się nad nimi psychicznie i fizycznie, wieszano na drzwiach, dzieci umieszczano w nieznanych miejscach... Trzy lata na Rakowieckiej. Potem - For don w okolicach Byd- goszczy. Tam było już lżej
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.