ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Zachęca go do tego również Aleksander Kamiński,
pisząc w liście: Pragnąłbym, aby pisanie o Baczyńskim stało się
jednym z Waszych zadań życiowych". A w innym miejscu pisał, iż
260
Wiesław Budzyński
jest to ważne dlatego, że w nim słowo stało się ciałem, co u poe-
tów nie zdarza się często"; ponadto Baczyński odbiega od częste-
go u nas typu poety piękno-ducha. W tym sensie jest Ťnaszť" -
pisał.
4 sierpnia 1957 roku na łamach Sztandaru Młodych" Decz-
kowski drukuje swoje pierwsze po uwolnieniu wspomnienie o Ba-
czyńskim.
- Później w sądzie na Świerczewskiego (dziś: aleja Solidarno-
ści) dali mi do wglądu akta sprawy. Jeszcze później spotkałem
Tomporskiego - jednego ze śledczych. Pracował tam nadal. Żona
z okazji Dnia Kobiet dostała bilety do kina. Tomporski przypad-
kowo usiadł przy mnie. Przywitał się nie pamiętając, skąd się zna-
my, a kiedy mu powiedziałem, że cały jego wysiłek poszedł na
marne, bo ze Skarbu Państwa dostałem odszkodowanie - nic nie
odpowiedział, poszeptał coś do swej towarzyszki i, nie oglądając
się, wyszedł. A film był nie byle jaki70)...
Sławskiego zabrali z ulicy. Studiował wtedy (1949) w Wyższej
Szkole Inżynierskiej.
- Pusty pokój, lampa, krzesło, stolik z otwartą szufladą, obok
na stoliku różne akcesoria pomagające w badaniu", zakratowane
okna...
Trzeba było wszystko to, co się przeszło podczas wojny i po
wojnie - ludzi, środki - zapomnieć. I wiele z tego zapomniałem.
Przeklęte czasy... Trzymali mnie na Żoliborzu, przy Pogonowskie-
go. Jak się tam wchodziło - to na ogół już na stałe, jak na Szucha!
Po tygodniu wyszedłem - do dziś nie wiem dlaczego... Później,
po 1956, jednego z tych badających" spotkałem w tramwaju.
Uciekł...
W 1950, ni stąd, ni zowąd, dostałem wezwanie, że niby jako
kierowca - pracowałem w pekaesie - coś przeskrobałem, i że
mam się stawić. Od razu wiedziałem, o co chodzi. Gdy wezwanie
się powtórzyło, powiedziałem o tym szefowi i wysłał mnie w dele-
gację, niby na kontrolę. Byłem już żonaty, mieszkaliśmy z żoną
i córką w norze" na ośmiu metrach kwadratowych.
Miłość i śmierć Krzysztofa Kamila
261
Przychodziło wezwanie - wyjeżdżałem. I tak przez sześć lat.
Zwiedziłem wszelkie możliwe hotele. Nigdzie stałego miejsca...
W 1957 z wroga ludu, bandyty, złodzieja, mordercy klasy ro-
botniczej" stałem się normalnym człowiekiem, przydzielono mi
mieszkanie i nawet dano dwie izby do wyboru. Tu, gdzie teraz
mieszkam, mieściło się nasze biuro, w pokoju - pamiętam - wisiał
duży behapowski plakat.
Wtedy w 1957 Jego Wysokość Sekretarz" po raz pierwszy
mnie dostrzegł, zatrzymał na schodach i zapytał, co mi trzeba,
choć jeszcze i później słyszałem, jak w mojej obecności szeptano,
że tu wśród nas pracują zaplute karły i trzeba z tym skończyć".
Dopiero w latach siedemdziesiątych nikt mi już otwarcie nie
wytykał przeszłości. Przestałem być wreszcie tym bandytą, pod-
palaczem, łachudrą...
Halina Dunin-Karwicka - sanitariuszka i łączniczka Para-
sola":
- W akcie oskarżenia znalazło się takie zdanie: Objawiła się
była po Powstaniu w Kielcach... Wydawało się, że przeszłam
wszystko tracąc w Powstaniu męża, a tymczasem Różański
w śledztwie pytał mnie, czy chcę przejść do historii jako... polska
Antygona. Mówił, że wyjdę, jeśli powiem, że te ekshumacje, to
wszystko - w czym po wojnie uczestniczyłam - było w ramach
konspiracji...
Przeglądam dokumenty z tego koszmaru. Pierwszy - sporzą-
dzony 17 grudnia 1949 r. w więzieniu na Rakowieckiej - nosi
nazwę Charakterystyka podejrzanego" i zawiera m.in. takie
dane: Dunin-Karwicka Halina, oskarżona z art. 87 w związku
z art. 86 § 2 KK WP, wiek, zawód, przynależność partyjna (wpi-
sano - bezpartyjna"), pochodzenie, wyrobienie polityczne
(wpisano - dobrze wyrobiona"), sylwetka moralna (skłonna
do popełniania przestępstw względem Państwa"), poziom umy-
słowy (wysoki"). W miejscu na opinię odnotowano: zdecydo-
wanie wrogo nastawiona do Rządu PL oraz Zw. Radzieckiego,
uparta i kłamliwa".
262
Wiesław Budzyński
- Ta opinia" - mówi po latach pani Halina - krążyła za mną
długo po wyjściu z więzienia. Kiedyś personalna w przychodni le-
karskiej, gdzie pracowałam, pokazała mi to w zaufaniu...
Drugi dokument to wyrok w imieniu Rzeczypospolitej Pol-
skiej".
Proces byl tzw. kiblowy, w pokoju... więziennego fryzjera,
i miał miejsce 22 lutego 1950 r. Sąd w składzie: przewodniczący
mgr Widaj Mieczysław oraz ławnicy: strz. Mielewczyk Hubert
i Orzechowski Czesław. Dostała tylko" 6 lat i było jej wstyd
przed koleżankami z celi, zwłaszcza przed tymi z AK z Wilna i ze
Lwowa, które zwykle dostawały karę śmierci lub dożywocie. Znę-
cano się nad nimi psychicznie i fizycznie, wieszano na drzwiach,
dzieci umieszczano w nieznanych miejscach...
Trzy lata na Rakowieckiej. Potem - For don w okolicach Byd-
goszczy. Tam było już lżej
|
WÄ
tki
|