ďťż

Wiesz, co mam na myśli? Catlin przytaknął krótkim skinieniem głowy...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
- Tak właśnie myślałem. - Malloy gładził palcem ramię Lindsay, nie zwracając uwagi na to, jak źle się ona czuje. - W końcu gość, który potrafił ustrzelić naszą Lindsay, nie może być durniem. Wiesz, mała, naprawdę narobiłaś zamieszania tam, w Waszyngtonie. Wszyscy myśleli, że jesteś taka cichutka i nieśmiała. - Roześmiał się. - Boże, ale się mylili! Z ciebie jest zwykły człowiek, jak każdy z nas! - Przytulił ją mocno. - Mnóstwo ludzi strasznie się zdziwi, kiedy powiem im, jaka jesteś zwykła. Wiesz, co mam na myśli? Lindsay zamknęła oczy i próbowała zapomnieć, że ktoś taki w ogóle istnieje. Nie pomogło. - Jak długo musiałbyś szukać woźnicy z Xi'anu? - zapytał Catlin głosem bez wyrazu. Malloy zamilkł na sekundę, a potem roześmiał się, lecz jego śmiech sprawiał wrażenie wymuszonego. - Dowcipniś z ciebie, nie? - Nie. - Zwężone oczy Catlina były matowe jak blaszki cienkiego złota. - Nie mam za grosz poczucia humoru. Wiesz, co mam na myśli? Śmiejąc się nerwowo, Malloy pociągnął wielki haust wina. - No, wiesz, chciałbym ci pomóc - powiedział, odstawiając kieliszek i oblizując wargi - ale akurat w tym tygodniu brak mi żołnierzy z brązu. - Poczekam. - Cholera, człowieku! - w głosie handlarza brzmiało obrzydzenie. - Od trzech lat staram się położyć łapę na czymś takim. Jakieś pół roku temu usłyszałem interesujące plotki. 3 3 6 Elizabeth Lowell • N I E OKŁAMUJ M N I E -I? - I w końcu wcale nie były takie interesujące. - Pragnąc uniknąć wzroku Catlina, wpatrywał się w kieliszek. - A co słyszałeś ostatnio? Malloy bawił się resztką czerwonego wina. Oczami o ciężkich powiekach wpatrywał się tępo w tłuste plamy na szkle. Minę miał najwyraźniej kwaśną. - Nic wartego powtórzenia. Nie tak, jak pół roku temu. Wszystko załatwiłem, ale mój kontakt mnie wystawił. Powiedział, że przesyłkę przechwycono po drugiej stronie, Ale oni zawsze tak mówią, kiedy nie mogą dotrzymać słowa. Cholerne głupki. Catlin przechylił głowę i wpatrywał się w niego otwarcie. Wiele wskazywało, że Malloy po prostu struga ważnia-ka, próbującego załapać się do pierwszej ligi. Z drugiej strony, zawsze istniała szansa, że w końcu może coś wiedzieć. Z pewnością nie był nikim wielkim, ale od czasu do czasu stać go chyba na dobry wynik. Należał do tych handlarzy, którzy bywali nieuczciwi, wtedy gdy im to służyło. Ale jeśli trafił na coś cennego, nie oglądał się przez ramię. Takie płotki często spotykało się w podziemiu. Plotki wiązały go z transportem brązów skradzionych na zamówienie, a potem skradzionych jeszcze raz, po drodze do miejsca przeznaczenia. Nie był wystarczająco dobry, by zorganizować pierwszą kradzież, ale stać go było na to, żeby ukraść ładunek złodziejom. Czyżby sześć miesięcy temu trafił jakimś cudem na kogoś, kto próbował wywieźć ukradzione brązy z góry Li? - Mów dalej - zachęcił go cicho Catlin. - Nie mam nic do powiedzenia. - Dopił wino, sięgnął, żeby sobie dolać i stwierdził, że butelka jest pusta. - Nie mam niczego z Xi'anu. NIE O K Ł A M U J MNIE • Elizabeth Lowell 3 3 7 - Znałeś drogę do tych brązów, czy wynajęli cię tylko na złodzieja? - spytał Catlin. Handlarz przyjrzał mu się uważnie. - Hej, jestem uczciwym biznesmenem próbującym... - Może ktoś ci uwierzy. - Catlin sprawiał wrażenie znudzonego. - Ja wiem wszystko o brązach z Cellador. Mitch Malloy przełknął ślinę z wyraźnym wysiłkiem. - Ty jesteś Rousseau, prawda? - W jego głosie brzmiał strach. Catlin przyglądał mu się w milczeniu drapieżnymi, żółtymi oczami. - Dobra, w porządku, czasami coś tam komuś podbiorę - przyznał w końcu Malloy. - Ale nigdy od przyjaciół. Nie mam oporów, żeby nabrać czerwonych, kiedy trafi się okazja. Wiesz, co mam na myśli? - A kto ma dojście do Xi'anu? - Nie, nie. - Malloy przecząco pokręcił głową. - Ja tam nic nie wiem. Mam zamiar pożyć wystarczająco długo, żeby bawić się z dzieciakami. - Gówno, Malloy! Słyszałem, że zamierzałeś ukraść woźnicę handlarzowi, który go przemycił. Ulica doskonale o tym wiedziała. - Nie handlarzowi! Mogę być szalony, ale nie jestem głupcem! Miałem zwinąć go klientowi. Ale nigdy nie doszło do sprzedaży. - Ile chciał handlarz? - Pół miliona. - Zapłacę dwa razy więcej. Malloy westchnął głośno. - Cholera, człowieku, oddałbym lewe jajo za pośredniczenie w takim interesie, ale nie mam towaru. - Zdobądź go. - Nie do załatwienia. 3 3 8 Elizabeth Lowell • NIE OKŁAMUJ MNIE - Więc skieruj mnie do kogoś, kto da radę to załatwić. Opłaci ci się. - Ile? - Trzy procent ostatecznej ceny. - Pięć. - Trzy. Malloy przyjrzał się Catlinowi. Wzruszył ramionami. - Trzy. - He czasu ci to zajmie? - Nie sposób powiedzieć. Nie należę do rodziny. Wiesz, co mam na myśli? - Masz tydzień. Później tracisz procent tygodniowo. - Hej, nie możesz... - Załatwiasz albo nie. - Catlin wrócił do jedzenia. Zapadła cisza, którą przerwał wymuszony śmiech Mal-loya. - Załatwiam. Znów bawił się kieliszkiem, zostawiając na nim nowe, tłuste ślady. - No, trzeba to uczcić - powiedział w końcu. - Co powiecie na szampana? Wspaniale się zabawimy. Nie będziesz żałował, prawda, Missy? Wziął jej szeroki, głupi uśmiech za dowód zgody na wszystko, co zaproponował. Kiwnął na kelnera, zamówił najlepszego cholernego szampana w tej budzie" i rozsiadł się w loży z wyrazem zadowolenia na twarzy. Pod stołem znów oparł nogę na nodze Lindsay. Zaczął ją pocierać, jakby był harcerzem, mającym dwa patyczki za całą ochronę przed mroźną nocą. - Czy to nie podniecające? - Missy patrzyła w oczy Catlina. - Naprawdę, uwielbiam pomagać Mitchowi w interesach. Mam nadzieję, że będziemy się częściej spotykać
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.