ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Zaczynała się od
nazwania Boga "Naszym Ojcem".
Pocahontas przepadała za tą
modlitwą, bo nigdy przedtem nie
myślała o Bogu jak o swoim Ojcu.
Wielebny Whitaker powiedział, że
ta modlitwa jest zapisana w
Biblii i że pochodzi od Jezusa,
Bożego Syna, który pozwala nam
poznać Boga jako naszego Ojca.
Szybko też nauczyła się tego,
co Wielebny Whitaker nazywał
Credo. Zaczynało się od "Wierzę
w Boga Ojca Wszechmogącego,
Stworzyciela nieba i ziemi, i w
Jezusa Chrystusa, Syna Jego
Jedynego, Pana naszego..." Credo
głosiło dalej, że Jezus umarł i
powstał z martwych trzeciego
dnia. - Więc to jest - pomyślała
Pocahontas - dalszy ciąg
historii, której Wielebny Hunt
nie zdążył mi opowiedzieć do
końca.
Zaczęła zadawać Wielebnemu
Whitakerowi wszystkie pytania,
które chciała zadać Wielebnemu
HUntowi i na które dotąd nie
mogła znaleźć odpowiedzi.
Pani Whitaker dała Pocahontas
suknie. Z początku przeszkadzało
jej, że robią tyle hałasu,
niezależnie od tego jak cicho
starała się chodzić. - Te stroje
mają szeleścić - wyjaśniła pani
Whitaker. - Ten szelest mówi
wszystkim, że do pokoju weszła
dama.
Pewnego dnia Pocahontas stała
przed lustrem, które wisiało w
pobliżu drzwi wejściowych.
Przyglądała się swemu odbiciu.
Była drobna i szczupła. Piękna
błękitna suknia mocno opinała
jej wąską kibić. Miała czarne
włosy, błyszczące i proste,
opadające na plecy, lecz
przycięte krótko po bokach i nad
czołem, zgodnie ze zwyczajem
niezamężnych dziewcząt
Algonkinów. Ciemne oczy przy
złotej cerze przypominały oczy
łani.
Nagle wzdrygnęła się na głośne
pukanie do drzwi.
Usłyszała, jak pani Whitaker
woła z wnętrza domu: - Zobacz,
proszę, kto to jest, Pocahontas.
Nacisnęła klamkę i otworzyła
drzwi.
Na progu stał wysoki
mężczyzna. Zobaczywszy ją,
uśmiechnął się i zdjął swój
czarny angielski kapelusz. Miał
brązowe włosy poprzetykane
złotem. Jego skóra miała prawie
taki sam odcień jak jej. Widać
było, że spędzał wiele czasu na
słońcu. Wejrzenie jego
jasnoszarych oczu wskazywało na
człowieka miłego i uczciwego.
- Nazywam się John Rolfe -
przedstawił się. - Ty z
pewnością jesteś księżniczką
Pocahontas. To zaszczyt dla mnie
poznać cię. - Ukłonił się i stał
w ciszy. Wiedziała, że czeka na
jej odpowiedź, ale w głowie
miała pustkę. Co powinna
powiedzieć?
- Pocahontas, słyszałem o
twojej mądrości i wiedzy -
podjął w końcu - i przybyłem do
ciebie z Jamestown po radę.
Chciałbym poznać najlepsze
sposoby uprawy roli w tej
krainie. Wiem, że ty i twój
naród wiecie tak dużo o...
- Pocahontas! - To był głos
pani Whitaker za nią. Odwróciła
się.
- Pocahontas, moje dziecko -
powiedziała pani Whitaker - nie
zaprosisz pana Rolfe'a do
środka?
Teraz Pocahontas przypomniała
sobie, co należy powiedzieć
gościowi, który stoi u drzwi.
- Och, nic nie szkodzi, pani
Whitaker - szybko wtrącił pan
Rolfe. - Właśnie miałem zapytać
księżniczkę, czy mógłbym ją
zabrać na krótki spacer do
ogrodu i na pobliskie pola, żeby
zapytać ją o lepsze sposoby
uprawiania płodów rolnych.
- Jestem pewna, że księżniczka
byłaby zadowolona - powiedziała
pani Whitaker. Wzięła miękki
szal z wieszaka przy drzwiach i
zarzuciła go Pocahontas na
ramiona. Pan Rolfe wyciągnął
ramię w jej kierunku i
Pocahontas wsunęła pod nie swoją
dłoń. Kiedy odchodzili,
obejrzała się i zobaczyła, że
pani Whitaker przygląda się im z
uśmiechem.
Resztę popołudnia spędzili
razem na polach i w lesie.
Pocahontas szybko odzyskała swą
zdolność mówienia i chętnie
odpowiadała na wszystkie
pytania. Rozmawiając z panem
Rolfem, zdała sobie sprawę jak
wiele wie o wszystkim, co rosło
wokół Chesapeake. Była wdzięczna
Powhatanowi i braciom za to,
czego ją nauczyli.
Ona również miała pytania do
pana Rolfe'a. - Z jakiego powodu
moda angielska każe szyć tak
szerokie suknie? - zapytała.
- Bez żadnego powodu -
odpowiedział pan Rolfe. - To
głupia moda. - Obydwoje się
roześmiali.
Wspomniała, że widziała kilku
Anglików z dziwnymi piórami przy
kapeluszach.
- Ach, tak - powiedział. - To
strusie pióra.
- Co to za ptak, struś? Jak on
wygląda?
Narysował obrazek patykiem na
ziemi.
Zapytała: - Czy nie potrafisz
dobrze rysować, czy też struś
rzeczywiście wygląda tak
dziwnie?
- Jedno i drugie -
odpowiedział i znów oboje
parsknęli śmiechem
|
WÄ
tki
|