ďťż

W następnym boksie siedział wraz z ojcem chłopiec w czapce Jankesów na głowie...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Miał na ręce rękawicę fieldera na wypadek takich właśnie rogali jak ten i skoczył, żeby złapać piłkę, którą schwytał Hazen, po czym zażenowany klapnął z powrotem na swoje miejsce. Hazen się wychylił i dał mu piłkę. - Masz - powiedział. - To dla ciebie. - Uśmiechnął się na widok malca, który wpatrywał się z zachwytem i niedowierzaniem w ten skarb na swojej dłoni. - Zapewnił mu pan szczęśliwy tydzień - rzekł ojciec chłopca. - Oby miał więcej takich - odparł Hazen i lekko pociągnął chłopca za daszek czapki. Patrząc na niego Strand przypomniał sobie pozbawiony protekcjonalności, koleżeński stosunek Russella do wnuka Ketleya podczas ćwiczenia z nim rzutów. Ten człowiek odnosił się mile i czule do dzieci i Conroy czekał z autem przy bramie, kiedy opuścili stadion, a życzliwy policjant, nie zważając na to, że samochód znajdował się na terenie, gdzie nie wolno parkować, zasalutował na widok Hazena i Stranda. Strand poznał smak uczucia wyższości - a jak wiedział, to uczucie zasługuje na naganę - wsiadając do mercedesa i pozostawiając tysiące innych widzów zmierzających gromadnie ku schodom na peron kolejki nadziemnej. - Przyjemne popołudnie - skonstatował Hazen opadając z westchnieniem zadowolenia na tylne siedzenie obok Stranda. - Musimy prędko je powtórzyć. Wiesz, gdyby Jankesi przegrali, bylibyśmy rozdrażnieni i smutni, a ja bym czuł te trzy parówki w żołądku i narzekałbym na zgagę. Ale wygrali, więc się cieszę, że zjem solidny befsztyk na kolację. - Roześmiał sie. - Coś takiego, człowiek w moim wieku uzależniający swoje trawienie od Jankesów! No cóż, musimy być amatorami czegoś, a w tych czasach i w naszym wieku tak diabelnie niewiele nam pozostało rozrywek. - Wyjął oprawioną w skórę buteleczkę ze srebrną zakrętką z kieszeni płaszcza, który zostawił w aucie, kiedy poszli na stadion. W nakrętce znajdował się drugi mały kieliszeczek i Hazen wręczył go Strandowi, po czym nalał im obu. - Burbon - rzekł. - Jest bardziej amerykański. A więc za zdrowie Jacksona. Wypili. Strand uznał to za odpowiednie uwieńczenie popołudnia. Kiedy samochód zajechał przed dom Stranda, Hazen powiedział: - Nie jestem jeszcze pewien, jak to będzie z przyszłym weekendem, ale gdybym był wolny, czy pojechalibyście ze mną na wyspę? - Dowiem się, jakie plany ma Leslie. Wysiadał z samochodu, gdy Hazen powiedział: - Zadzwonię do ciebie w środę i wtedy mi powiesz. Upłynęły trzy tygodnie, zanim znowu wybrali się do Easthampton. Hazen telefonował i zawiadomił Stranda, że musi wyjechać z Nowego Jorku do takich miejsc jak Waszyngton, Los Angeles, Dallas, Tulsa i Chicago, ale jeśli Strandowie chcieliby jechać na plażę na weekend, da znać Ketleyom, a Conroy ich tam odwiezie. Strand się wykręcił, nie uzgodniwszy sprawy z Leslie. Zbliża się koniec semestru, czeka na niego góra pracy, powiedział , Hazenowi, i lepiej będzie, jeśli zostanie w mieście. -Dobrze - zgodził się Hazen - wobec tego, jak wrócę. Ale na mur, co? - Na mur - obiecał Strand. - Jeszcze jedno - dodał Hazen. - Skontaktowałem się z zastępcą prokuratora okręgowego. Oni poradzili temu chłopakowi, żeby przyznał się do winy, a w zamian zredukują zarzuty, więc powiedz Karolinie, żeby przestała się martwić. Nie będzie musiała stawić się w sądzie. - To bardzo uprzejmie z twojej strony - rzekł Strand z ulgą. - Prawdopodobnie wypuszczą młokosa i oddadzą pod nadzór sądowy, a on już następnego popołudnia będzie znowu kradł rowery. No cóż, trzeba płacić za przyjemność mieszkania w Mieście Rozrywki. - Czy Romero już się odezwał? - zagadnął Strand. Od ostatniej rozmowy Romero go unikał i nie pojawiał się na jego zajęciach. Judyta też go unikała. Nie wiedział, czy ma się cieszyć, czy smucić, że nie został więcej zaproszony na drinka do jej schludnego kobiecego mieszkanka, z północnym światłem wpadającym przez wielkie jak w pracowni okno. - Nie dostałem ani słówka od twojego protegowanego. Przypuszczam że, uznał ten list za nazbyt trudny - odparł Hazen. - Jeśli go zobaczysz, powiedz, że czekam na rozmowę z nim. - Powiem - obiecał Strand. - Czy skontaktował się już z tobą osobnik nazwiskiem Burnside? - Nie. - A więc zrobi to wkrótce. Jest wychowankiem Truscott, był tam gwiazdą sportową. Rozmawiałem z nim przez telefon i wydał mi się rozsądny. Może rzucić okiem na Karolinę w przyszły czwartek, jeśli ten termin będzie jej odpowiadać. Jest już przygotowana? Mówiła mi, że tak - zapewnił Strand. - Nauczyciel gimnastyki znalazł jej kilka bloków startowych i pracują razem codziennie po południu. A Karolina przestała jeść desery. Hazen się zaśmiał. - Mam nadzieję, że się nie zamartwia. - Nie widać tego specjalnie. Jest zachwycona twoim klubem tenisowym. - Świetnie - rzekł Hazen. - Słyszałem, że jest rozchwytywana. To ! zadziwiające, jak wielu przyjaciół zyskuje ci dobry forhend. Szkoda, że Eleonora nie gra w tenisa. W klubie bywa masa ważnych ludzi, z rozmaitych dziedzin biznesu, i mogłaby tam zawrzeć bardzo korzystne znajomości. - Eleonora zawiera znajomości na własną rękę - powiedział Strand. - Zauważyłem. Och, niemal wyleciało mi z głowy. Mam plik biletów na koncerty, na balet i do teatru, a nie będę mógł z nich skorzystać. Przyślę ci je przez posłańca. - Jesteś nazbyt wspaniałomyślny - oponował Strand, ale mówiąc to w gruncie rzeczy się cieszył na myśl o rozrywkach czekających na niego i Leslie. - Nonsens, Allen. Czułbym się winny, gdyby się zmarnowały - uspokoił go Hazen. - W każdym razie dziękuję. - Jeśli coś się wydarzy podczas mojej nieobecności - dodał Hazen - dzwoń do kancelarii do Conroya. Strand był ciekaw, czy Conroy, któremu z pewnością przydałaby się jakaś rozrywka, otrzymał kiedy gratisowe dwa bilety od swego szefa. - Jestem pewien, że nic się nie wydarzy - powiedział. - Na wszelki wypadek - tłumaczył Hazen. - Bądź zdrów i uściskaj ode mnie rodzinę. Uściski, pomyślał Strand odkładając słuchawkę
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.