ďťż

Uniosła łepek, a z jej zgrabnego, szlachetnie ukształtowanego pyszczka wydostało się krótkie i pełne zachwytu miauknięcie...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Już stała gotowa, sprężona do skoku na podłogę, gdy nagle Redren odruchowo przytrzymał ją za kark... Wściekłe, przeciągłe prychnięcie było właśnie tym, co nie dało królowi dojść do słowa. Rozjuszona kocica bezceremonialnie ugryzła monarchę w palec i wyrwawszy się śmignęła w dół, prosto do nóg kotołaka. Zaczęła ocierać się o nie z gardłowym, entuzjastycznym mraukotem, okazując mu tym sposobem swoją najgłębszą aprobatę... Zapanowała zupełna konsternacja. Redren zaniemówił, mag zaczął gryźć wargi, a sam Ksin stał i z widocznym wysiłkiem próbował zachować obojętny wyraz twarzy. Dopiero po dłuższej chwili, kiedy kotka bynajmniej nie zamierzała przestać, przyklęknął i wziąwszy ją w dłonie, zaczął delikatnie masować jej szyję i grzbiet. Zwierzątko zwiotczało nagle, a on wstał, przeszedł kilka kroków i ułożył je na stoliku Redrena. - Obudzi się za jakąś godzinę lub dwie... - wyjaśnił, unosząc głowę. Król z trudem przypomniał sobie to, co miał zamiar powiedzieć wcześniej. - Więc cóż, siadajcie... - odchrząknął znacząco. - Jakie będą rozkazy, panie? - zapytał Ksin. - Żadnych rozkazów - odparł Redren - masz wolną rękę, rób co chcesz, byle prędko! Możesz nawet i teraz zacząć. Dość błazeństw! - Czy mam odszukać jej kryjówkę? - Tak, a potem spal, rozszarp, zadźgaj, zresztą sam najlepiej wiesz, co masz zrobić! A ja już się zajmę tym przeklętym bydłem... - Tygodnie upokorzeń sprawiły, iż władca przestał nagle panować nad sobą - tu wszystko buntuje się przeciw mnie, nawet takie o... - zamierzył się na kotkę i byłby ją strącił ze stołu, lecz powstrzymał go jeden krótki błysk oczu Ksina... - Za pozwoleniem, Wasza Wysokość - pośpiesznie wtrącił się Rodmin - obawiam się, że w ten sposób nic nie zdziałamy. - A to dlaczego? - Przecież on wywęszy ją choćby i przez trzy ściany! - To nie węch panie... - Nieważne! Więc czemu nie?! - Bo trzeba jeszcze znać drogę przez owe ściany, Wasza Wysokość. - Młotami je przebijemy! - Tak, i pół zamku zawali się nam na łby! - mag zaczął już tracić cierpliwość. - Nie podnoś głosu, Rodmin - król oprzytomniał wreszcie - ale może jednak się nie rozleci? - Nie sądzę, aby Starzy Majstrowie nie przewidzieli czegoś tak prostego, Wasza Wysokość, a po drugie wszystkie mury są tu tak grube, że na ich rozbicie może nie starczyć dnia..., czy mam dalej mówić? - Nie, dosyć. Więc zgoda, ale co czynić w takim razie? - Zaczekajmy, aż sama stamtąd wylezie - zaproponował Ksin. - I co wtedy? - Jeżeli będzie to w czasie pełni, to niechaj rozstrzygną szpony... - po tych słowach ogarnął go nagle jakiś dziwny chłód i takie niejasne, nieokreślone poczucie nieodwracalności... Nigdy dotąd nie czuł czegoś podobnego przed walką... - Ja jestem gotów! - stanowczo zdusił ów zaczadzający mu umysł ponury opar i spokojnie popatrzył w oczy króla. - Dobrze, zgadzam się - odrzekł z namysłem Redren - a teraz mów, co tam na pograniczu... Reszta dnia, aż do wieczora, upłynęła im już bez zmartwień. Najpierw Rodmin wyniósł uśpioną kotkę do sąsiedniej komnaty, a potem Ksin opowiadał o wszystkim, co wydarzyło się w Dinie, a oni słuchali z uwagą, od czasu do czasu zadając różne pytania. Jedyną kłopotliwą rzeczą mogła tu być sprawa Irian, ale kiedy kotołak dochodził już do wydarzeń, które zaszły w puszczach Rohirry, Redren sam kazał mu skończyć. - Ściemnia się - stwierdził - a lepiej, żeby cię w zamku po zachodzie słońca nie było, wracaj do siebie. - Tak, panie! - Ksin wstał, skłonił się i zniknął za drzwiami. Do gospody wrócił najkrótszą drogą. Podczas jego nieobecności nie działo się tam nic szczególnego. Kobiety siedziały u siebie, a gwardziści, jak zwykle, biesiadowali w głównej izbie. Jedynym nie pijącym wśród nich był Alliro, który zgodnie z rozkazem pilnował, aby żaden z pozostałych nie stracił umiaru i nie powiedział za dużo... Na widok dowódcy natychmiast podnieśli się z ław, lecz on nieznacznym gestem pozwolił im zająć poprzednie miejsca i nie mówiąc nic, od razu poszedł na górę. Tam zamknąwszy okna i drzwi od komnaty, razem z Hanti zaczekał, aż Irian przebudzi się z letargu, a potem przez pół nocy wszyscy troje bawili się razem w najlepsze
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.