ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Gdy Paraskowija zaczęła płakać, nauczyciel uspokajał ją, tłumacząc, że ojciec Nykanor cytuje przecież nie żałosne, a raczej satyryczne teksty.
Aby położyć kres tej łzawej tragedii, protojerej poprosił o gęśle. Gdy mu je podano, wstał, poprawił rękami białośnieżną brodę, odgarnął szerokie rękawy fioletowej riasy178, położył palce na struny i cichym głosem zaśpiewał:
O opiewana matko!
Do prałata dołączyli się duchowni, Sawatij i nawet Stepan Martynowycz. Śpiew wypadł nadspodziewanie cichy i piękny. Później popłynęły jeszcze różne duchowne kanty i w końcu przestawiono się na pieśni świeckie.
Zaczęli już śpiewać chórem:
Zażuryłaś popadia Swojej u bidoju lrs.
Chcąc uchronić ludzi od pokusy i czujnych sił człowieczego wroga, prałat rozkazał siadać na bryczki i ruszać do domu. Nie bacząc na wielki żal Parasko-wiji Tarasiwny, wszyscy zastosowali się do jego woli.
Grupa sług cerkiewnych wyszła spod stogu siana już o zmroku. Nie wstępując na chutor przeszła przez plot, a znalazłszy się na drodze do miasta, zgodnie zaśpiewała chórem:
Żyto, maty, żyto, maty, Żyto, ne połowa 18°.
Wieczór był cichy, więc Stepan Martynowycz, zbliżywszy się do Alty, przystanął i długo słuchał pieśni, co cichła w dali, ale nie mógł domyślić się, kto to śpiewa tak rozkosznie.
Wypełniwszy święty obowiązek wykonawcy testamentu, którym obdarzy} mnie zmarły mój przyjaciel Nykyfor Fedorowycz Sokyra, następnego dnia po opisanym przeze mnie święcie ruszyłem do Kijowa.
Sawatij Sokyra ze swymi zasadami postępowania w kwestiach ogólnych, a poglądami na sprawę człowieka, w szczególności, ze swoim młodzieńczym spojrzeniem na wszystko, co piękne w przyrodzie, bardzo mi przypadł do gustu.
Kiedy mówił o zachodzie słońca albo o wschodzie
142
143
księżyca nad uśpionym jeziorem czy rzeką, to słuchając go, zapomniałem, że on jest medykiem, i cieszyłem się, że nauki ścisłe nie zgasiły w jego duszy świętej iskry poezji.
Gdy żegnaliśmy się, nie mogłem mu (będąc starszym) poradzić nic innego, jak tylko to, żeby szedł za głosem własnych uczuć i przekonań. Prosiłem go, aby pisał do mnie jak najczęściej.
Wróciwszy do Kijowa wyładowaliśmy z mojej nej-tyczanki181 kadź na trzy wiadra białego jak cukier lipowego miodu.
To mówi mój Jarema podarunek Stepana Martynowycza. On sam postawił i surowo nakazał, abym nic nie pisnął.
No, dziękuję mu, że dał nam starym połasować Trzeba będzie i jemu coś posłać, hę? Jak ty myślisz, Jaremo?
Pewnie trzeba, nie jesteśmy przecie bydlętami | bez czucia.
Cóż mu posłać? Dalibóg nie wiem. Może zamówić u Senczyłowa182 obraz na pasiekę? Ale on obraz ma dobry. Aha! Mówił kiedyś, że chciałby przeczytać Efrema Syryjczyka. Więc dobrze. Weź, Jaremo, te pieniądze i kartkę, i idź do Ławry 183. Pytaj o ojca drukarza. Oddaj mu to, weź od niego wielką książkę i przynieś do domu.
Gdy minęło kilka dni, Stepan Martynowycz siedział w swojej pasiece i próbował znaleźć u Efrema Syryjczyka odpowiedź na pytanie, skąd wzięły się takie różnice między rodzonymi braćmi. Przeczytawszy książkę od deski do deski, zamyślił się głęboko. Podumawszy, napisał list do ojca drukarza z prośbą o przesłanie mu Justyna Filozofa, Dołączył oczywiście pięć karbowańców srebrem. Ponieważ Justyna Filozofa w kijowsko-peczerskiej drukarni nie było, Stepan
Martynowycz pozostał przy poglądzie, że takie cuda powstają tylko z woli wszechmogącego Boga i że nie można tu dopatrywać się najmniejszego wpływu człowieka na człowieka.
Zamiast Justyna Filozofa ojciec drukarz przysłał nauczycielowi akafist do Przenajświętszej Bogarodzicy Hodigitrii18* i Kijowski Pateryk, Z niego właśnie nauczyciel zaczerpnął ideały i postanowił naśladować do śmierci świętego, pięknego i pobożnego młodzieniaszka ze świty księcia Borysa 186.
W ciągu roku otrzymałem od Sawatija Sokyry zaledwie dwa listy, i to bez żadnych głębszych treści. Były one jak listy ucznia, który pisze do rodziców tak, jak dyktuje mu nauczyciel. Zresztą Sawatij sam odczuwał tę pustkę i tłumaczył się tym, że nie zebrał jeszcze materiałów do porządnego listu. Pisał, że naj-nudniejsza monotonna historia to historia najszczęśliwszego narodu.
Za to regularnie, każdego miesiąca, przysyłał niedługie listy poczciwy Stepan Martynowycz
|
WÄ
tki
|