ďťż

Odrzwia zostały solidnie zacementowane - przed wieloma laty, sądząc z barwy zaprawy...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Można by je wyważyć tylko z pomocą potężnego tarana - tylko jak go przenieść na skraj urwiska? Mimo wszystko jednak, brama ta pomogła nieco zmodyfikować początkowy zamysł Gamelana. Poniżej znajdowało się wejście do portu; widziałam zawieszony nad wodą kolosalny łańcuch, zamykający drogę dla żeglugi. Ogniwa były wielkości rzecznych kutrów, pozieleniały ze starości, od wodorostów i planktonu. Godzinami wpatrywałam się w ten łańcuch, planując naszą misję: zastanawiałam się, czy uda nam się dotrzeć wulkaniczną grzędą do miejsca, gdzie został przymocowany do muru gigantycznym zaczepem. Podejrzewałam, że półka nie dochodzi do niego i okazało się, że miałam rację. Nawet gdyby udało się tam dotrzeć, co by nam z tego przyszło? Łańcuch podnoszono i opuszczano za pomocą dźwigni, wielokrążków i innych sztuczek technicznych, wspomaganych magią, ale urządzenia te mieściły się na przeciwnym cyplu, na wieży, której broniono z równym zapałem co samego zamku. Zmusiłam się, by powrócić do rzeczywistości; wstyd mi było, że pozwalam sobie na mrzonki, jakbym była młodą szeregową, która zawsze wierzy, że jednym posunięciem, jedną jedyną szarżą można nie tylko wygrać całą wojnę, lecz także wynieść pomysłodawczynię na szczyty chwały. Nasze zadanie tamtego dnia było o wiele bardziej prozaiczne: polegało jedynie na wspomaganiu szturmu, który już się rozpoczął za moimi plecami. Poczułam wężowy dotyk zimnych palców na plecach. Miałam dziwne uczucie, że obserwują mnie czyjeś nieprzyjazne oczy. Rzuciłam szybkie spojrzenie na umocnienia nad naszymi głowami: nie spostrzegłam nikogo. Nauczyłam się jednak brać pod uwagę takie nieprzyjemne odczucia, więc bacznie przyjrzałam się również samym murom, szukając okna lub szczeliny strzelniczej, z której ktoś mógłby się nam przyglądać. Ani śladu nieprzyjaciela. Przez chwilę zastanawiałam się, czy to właśnie z tej strony zamku znajdowała się cela Amalryka - opowiadał, że z okna swego więzienia miał dobry widok na port i łańcuch. Nie. Mury były gładkie; poza zamurowanymi drzwiami nic nie zakłócało jednolitości kamiennej ściany. A jednak wciąż mi się zdawało, że ktoś na nas patrzy. Wtedy coś usłyszałam - głos, który jednak głosem nie był. Wydawało mi się, że wyszeptał jakieś ostrzeżenie, choć nie potrafiłam rozróżnić poszczególnych słów ani też płci tego, kto do mnie mówił. Wydawało mi się jednak, że to ktoś znajomy i zadrżałam, przez obłąkańczą chwilę przekonana, że to Halab, mój dawno zmarły brat. Amalryk opowiadał mi niegdyś, że duch Halaba pomagał mu w czasie wyprawy do Zamorskich Królestw. Mój młodszy braciszek zwykle bywał rozsądny, ale tym razem uznałam, że albo wyobraźnia płatała mu figle pod wpływem tego łajdaka Janosza Szarego Płaszcza, albo też w Królestwach robią niezwykle upajające wina. Zacisnęłam zęby i dałam sygnał. Polillo przerzuciła worek przez ramię i skoczyła przed siebie. Pobiegłam za nią przez nie osłonięty teren. Potężnie zbudowana gwardzistka poruszała się bez wysiłku, choć niosła ciężar, który przygiąłby do ziemi dwóch silnych mężczyzn. Zatrzymałyśmy się w najszerszym miejscu grzędy i moja zastępczyni wysypała z worka trzy wielkie kryształowe kule i statyw, wykonany przez magów w polowym warsztacie. Statyw ów składał się z metrowego cylindra z gałką na jednym końcu, osadzonego na trójnogu zakończonym kółkami. Cylinder można było wysuwać do wysokości dwóch metrów, podobnie jak nogi. Gdy biedziłam się, by ustawić prawidłowo cały aparat, przez magiczną mgłę przebił się promień słońca i oświetlił nas dokładnie. Przeklęłam swe niezgrabne palce, wiedząc że w każdej chwili ktoś może nas wypatrzyć. Wreszcie skoczyłam przygotowania i Polillo mogła utworzyć trójkąt z kryształów. Na sygnał, Corais wyprowadziła pozostałe gwardzistki z kryjówki i ustawiła je w szyku, który Gamelan ćwiczył z nami przez pół nocy. Polillo zmarszczyła brew, gdyż podobnie jak ja, traktowała magię z wielką nieufnością. Powinni byli z nami wysłać Mistrza Magii, by zajął się przygotowaniami
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.