ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Ale jeśli tak jest, to nadaję się tylko do porządkowania archiwum. Inskipp zbyt długo był kimś takim jak ja, żeby nie wyczuć smrodu na odległość. Zanim skończyłem, zaczął się ubierać, a ledwo zamilkłem, rzucił pytanie:
- Jak się nazywa ta miłująca pokój planeta, która buduje tę zmorę z przeszłości?
- Cittanuvo. Druga planeta gwiazdy B w Corona Borealis. Jedyna skolonizowana w całym systemie.
- Nigdy o niej nie słyszałem - padło od drzwi wejściowych. Inskipp był już w drodze do biura. - Co może być równie dobre jak złe. Nie pierwszy raz kłopoty zaczynają się na jakimś zadupiu, o którego istnieniu dotąd w ogóle nie miałem pojęcia.
Z podziwu godną troską o innych, śpiących snem sprawiedliwych, Inskipp uruchomił alarm i nader szybko zaspani urzędnicy zarzucili nas dokumentacją z potrzebnymi danymi. Zagłębiliśmy się w tej stercie razem. Odebrane w młodości dobre wychowanie powstrzymywało mnie od wyrażenia swojej opinii, ale niedługo poczekałem, a z ust Inskippa usłyszałem dokładnie to samo. - Im dłużej na to patrzę, tym bardziej mi śmierdzi. Ta planeta nie ma żadnych powodów ani żadnych możliwości użycia pancernika, przynajmniej według tych danych, które są w aktach. Ale nie da się ukryć, że go budują. Powstaje pytanie, co zamierzają z nim zrobić, gdy już będą go mieć. Nie są kulturą ekspansywną, bogatą w ciężkie metale, i mają rynki zbytu na salą swoją produkcję. Nie mają wrogów ani historycznych, ani współczesnych. Gdyby nie ten pancernik, nazwałbym ich idealną planetą Ligi. Muszę mieć więcej danych o tej sprawie. I to jak najszybciej.
- Już zawiadomiłem kosmodrom, w twoim imieniu oczywiście - poinformowałem go grzecznie. - Kazałem przygotować najszybszą jednostkę, jaką mają. Za godzinę wyruszam.
- Nie rozpędziłeś się za bardzo, di Griz? - Jego głos nie był przyjemny. - Wydaje mi się, że jak na razie to ja rządzę tym śmietnikiem. I pozwól sobie przypomnieć, że ja ci powiem, kiedy nadejdzie czas, gdy będziesz gotowy do samodzielnej akcji.
Wysiliłem całą swoją dyplomację i dołożyłem sporo wazeliny, gdyż od decyzji Inskippa naprawdę wiele zależało. - Starałem się tylko pomóc, szefie, i mieć w pogotowiu parę rzeczy na wypadek, gdybyś potrzebował więcej informacji - powiedziałem słodko. - A poza tym to nie jest żadna operacja, tylko mały rekonesans. Żeby to wykonać, nie trzeba jakiegoś superagenta. Każdy, kto ma trochę oleju w głowie, może to zrobić. Ja też. A to mi da doświadczenie potrzebne do tego, żebym pewnego dnia miał wystarczające kwalifikacje do osiągnięcia...
- Zamknij się i przestań zalewać mnie potokami swojej elokwencji, dopóki jeszcze mogę złapać oddech. Zjeżdżaj stąd! Dowiedz się, co tam jest grane i wracaj. Nic więcej nie masz do roboty. I to jest rozkaz! Ze sposobu, w jaki to powiedział, poznałem, że sam nie wierzy, aby sprawy tak się potoczyły. I miał rację.
5
Krótki przystanek w magazynie i w sekcji pamięci otrzymałem wszystko, czego potrzebowałem. Słońce było akurat ładnie widoczne nad horyzontem, gdy moją łupinę wystrzelono w przestrzeń. Podróż zajęła mi zaledwie parę dni, akurat trochę więcej niż potrzebowałem na zapamiętanie o Cittanuvo wszystkiego, co było konieczne. Im więcej wiedziałem, tym mniej mi to graco. Przed powstaniem Ligi Cittanuvo była sprzymierzona z kilkoma planetami w systemie Celliniego; nadal zresztą podtrzymywano ten sojusz. Dość często sprzymierzeńcy na siebie pyskowali, ale nigdy nie próbowali dać sobie po pysku. A poza tym sojusz jako taki zawsze dostawał gęsiej skórki na samą myśl o wojnie. No, ale mimo to budowali sobie pancernik. Doszedłszy do tego miejsca, przestałem łamać sobie głowę i zabrałem się za dość skomplikowane problemy trójwymiarowych szachów, które wypełniły mi czas do chwili lądowania.
Jedno z moich najlepszych haseł brzmiało: tajemniczość musi być manifestacyjna. Inaczej mówiąc, stosowałem zasadę, którą magicy określają jako odwrócenie uwagi
|
WÄ
tki
|