ďťż

- Niesprzyjający moment na załatwianie interesów -zauważył Shempsky...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
- Fakt. Obdarzył mnie przyjacielskim uśmiechem bankiera. - No to powodzenia. - Ona nie potrzebuje powodzenia - zauważyła Lula. -Jest niesamowita. Zawsze zdobywa swojego faceta, rozumie pan, o co mi chodzi. Jest taka dobra, że prowadzi porsche. Ile zna pan łowczyń nagród, które jeżdżą takim wozem? - To samochód firmowy - wyjaśniłam Shempsky'emu. - Wspaniały wóz - przyznał. - Widziałem wczoraj, jak nim odjeżdżałaś. Wreszcie poczułam, że jestem na dobrej drodze. Miałam pewną teorię, która pozwalała powiązać to wszystko ze sobą. Dopiero się wykluwała, ale warto było nad nią popracować. Ruszyłam w stronę Hamilton i przecięłam South Broad. Skręciłam w dzielnicę przemysłową i z ulgą stwierdziłam, że nigdzie nie widać migających świateł i policyjnych radiowozów. Żadnych ludzkich tragedii. Na placu przed biurem RGC nie stały śmieciarki i nie pachniało brzydko. Najwyraźniej środek dnia to najlepsza pora na odwiedziny w firmie śmieciarskiej. - Mogą być trochę przewrażliwieni - powiedziałam do Luli. - Chcesz, to ci pokażę, jak wygląda człowiek przewrażliwiony - odparła Lula. - Mam tylko nadzieję, że zamalowali ścianę. Biuro nie wyglądało na świeżo odnowione, ale i nie było zbryzgane krwią. Za kontuarem, przy biurku, siedział jakiś mężczyzna. Był po czterdziestce, miał kasztanowe włosy i odznaczał się szczupłą budową ciała. Podniósł wzrok, kiedy weszłyśmy do środka. - Chciałabym zaktualizować rachunek - wyjaśniłam. -Rozmawiałam o tym z Lanym, ale nic z tego nie wyszło. Pan się tym teraz zajmuje? Wyciągnął dłoń. - Mark Stemper z biura w Camden. Jestem tu przeniesiony czasowe. - Czy to ta ściana, na której rozprysnął się mózg? -Lula machnęła ręką w tę stronę. - Nie wygląda na pomalowaną. Jak żeście ją doszorowali? Mnie nigdy nie udało się domyć zakrwawionej ściany. - Zatrudniliśmy wyspecjalizowaną ekipę - wyjaśnił Stemper. - Nie wiem dokładnie, czego użyto. - O rany, to kiepsko, bo i mnie by się coś takiego przydało. Spojrzał na nią podejrzliwie. - Często ma pani krew na ścianach? - Tak po prawdzie, to nie zawsze są ściany w moim domu. - Wróćmy może do sprawy - wtrąciłam. - Nazwisko? - Fred Shutz. Sprawdził w komputerze i pokręcił głową. - Nie ma tu nikogo o takim nazwisku. - No właśnie. Wyłuszczyłam mu sprawę i pokazałam czek. - Nie korzystamy z usług tego banku - powiedział. - Może macie tam drugie konto? - Nie. Każde biuro działa tak samo. Wszystko idzie przez Citibank. - Jak więc wyjaśni pan sprawę tego czeku? - Nie wiem, jak ją wyjaśnić. - Czy pracowali tu tylko Martha Deeter i Lany Li-pinski? - W tym biurze? Tak. - Kiedy ktoś przesyła opłatę kwartalną, co się z nią dzieje? - Przechodzi przez biuro. Jest wprowadzana do systemu komputerowego i przekazywana na konto w Citibanku. - Bardzo nam pan pomógj - powiedziałam. - Dziękuję. Wyszłyśmy na zewnątrz. - Po mojemu, to niezbyt pomógł. Nic za cholerę nie wiedział. - Ale wiedział, że to był niewłaściwy bank. - Zauważyłam, jak cię to ruszyło. - Wiesz, kiedy rozmawiałam z Allenem Shempskym, to coś mi zaświtało. - Chcesz się tym pochwalić? - Załóżmy, że Larry Lipinski nie uzupełniał wszystkich rachunków. Załóżmy, że zatrzymywał dla siebie dziesięć procent i gdzieś je gromadził. - Skubał - skomentowała Lula. - Uważasz, że skubał RGC z forsy. I wtedy zjawił się wuj Fred i zaczął robić z tego aferę. - Może. - Jesteś niesamowita - przyznała z podziwem Lula. -Ale masz głowę, koleżanko. Przybiłyśmy piątkę, potem uścisnęłyśmy sobie dłonie, a na koniec Lula chciała wymienić ze mną jakiś skomplikowany gest, ale pogubiłam się w pół drogi do końca. Prawdę mówiąc, uważałam, że sprawa jest bardziej skomplikowana niż załatwienie Freda z powodu awantury o rachunek. Już bardziej prawdopodobne było, że jego zniknięcie miało związek z poćwiartowaną kobietą. I wciąż sądziłam, że to może być Laura Lipinski. Wszystko się jakoś ze sobą wiązało. Byłam w stanie skonstruować prawdopodobny scenariusz, aż do momentu, kiedy to Fred zobaczył, jak Lipinski podrzuca worek ze śmieciami pod agencję nieruchomości. Potem natykałam się na czarną ścianę. Już miałyśmy wsiąść do samochodu, kiedy drzwi biura się otworzyły i wyjrzał Stemper. Pomachał na nas. - Hej! - zawołał. - Poczekajcie chwilę. Ten czek nie daje mi spokoju. Macie coś przeciwko temu, żebym zrobił sobie kopię? Nie miałam nic przeciwko temu, więc razem z Lula wróciłyśmy do biura, a potem czekałyśmy, podczas gdy Stemper manipulował przy kopiarce. - Draństwo nigdy nie działa - powiedział. - Poczekajcie, zmienię papier. Pół godziny później zwrócono mi czek z przeprosinami. - Przykro mi, że trwało to tak długo - tłumaczył się. -Ale chyba warte było się potrudzić. Prześlę kopię do Camden, może coś wyjaśnią. To bardzo dziwne, prawdę mówiąc. Nigdy się z czymś takim nie spotkałem. Wróciłyśmy do wozu i zagłębiłyśmy się w skórzane fotele. - Kocham ten samochód - oświadczyła Lula. - Czuję się w nim kurewsko dobrze
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.