ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
- Zaczekaj! - krzyknął. - Nie zostawiaj mnie samego!
Potykając się i piszcząc brnął przez śnieg. I nagle przes
traszył się bardzo mroku i samotności.
Musiał ten strach być gdzieś w pobliżu, od chwili kiedy Mu
minek obudził się w uśpionym domu, ale dopiero teraz pokazał się
na dobre.
I Muminek nie krzyczał więcej - bał się, że nikt mu nie
odpowie. Nie miał odwagi podnieść pyszczka znad śladu, który led
wie było widać w ciemności. Wlókł się dalej popłakując cichutko.
Aż nagle zobaczył światło.
Choć było nikłe, napełniało las łagodnym, czerwonym blas-
kiem.
Muminek uspokoił się, zapomniał o śladzie i szedł wolno
naprzód, nie spuszczając oczu ze światła. Wreszcie przyszedł tak
blisko, że zobaczył, iż była to zupełnie zwykła stearynowa świeca
mocno wetknięta w śnieg. Wokół niej stało coś, co wyglądało jak
mały spiczasty domek zbudowany ze śnieżnych kul, które
przeświecały słabym pomarańczowożółtym blaskiem, niby abażur na
nocnej lampce w domu Muminków.
Po drugiej stronie tej lampy ktoś zakopał się w wygodnym
dołku w śniegu i leżał, patrząc na poważne zimowe niebo i pogwiz
dując cicho.
- Co to za piosenka? - spytał Muminek.
- To piosenka o mniej samej - odpowiedział ktoś z dołka. -
Piosenka o Too-tiki, która zbudowała sobie latarnię ze śniegu,
ale refren dotyczy spraw zupełnie innych.
- Rozumiem - powiedział Muminek i usiadł na śniegu.
- Nie rozumiesz - odpowiedziała Too-tiki wychylając się z
dołka na tyle, że widać było jej kaftanik w biało-czerwone pasy.
- Bo w refrenie mowa jest właśnie o rzeczach, których się nie
rozumie. W tej chwili myślałam o zorzy polarnej. Nie wiadomo, czy
ona jest naprawdę, czy tylko ją widać. Wszystko jest bardzo
niepewne i to właśnie mnie uspokaja.
Powiedziawszy to Too-tiki położyła się na śniegu i znów za
częła patrzeć w niebo, które przez ten czas zrobiło się zupełnie
czarne.
Muminek podniósł pyszczek i zobaczył zorzę polarną, której
żaden Muminek przed nim nie oglądał. Była biała i niebieska, i
trochę zielona i układała niebo w długie, zwiewne firanki.
- Myślę, że jest - powiedział.
Too-tiki nie odpowiedziała. Przyczołgała się do latarni ze
śniegu i wyjęła z niej świecę.
- Zabierzemy ją z sobą do domu - rzekła. - Zanim Buka
przyjdzie i usiądzie na niej.
Muminek z powagą kiwnął głową. Bukę widział tylko jeden je
dyny raz. Owej sierpniowej nocy dawno temu*. Zimna jak lód i
szara siedziała skulona w cieniu bzów i tylko patrzyła na nich.
Ale jak patrzyła! A kiedy odeszła cicho, okazało się, że w tym
miejscu, gdzie siedziała, ziemia zamarzła.
*Opisane jest to w książce "W Dolinie Muminków".
Muminek zastanawiał się przez chwilę, czy zima w rzeczy
samej nie jest wynikiem tego, że dziesięć tysięcy Buk siedziało
na ziemi. Zadecydował jednak, że poruszy tę sprawę dopiero wtedy,
gdy nieco lepiej pozna Too-tiki.
Gdy posuwali się w dół po zboczu, dolina powoli zaczęła się
rozjaśniać i Muminek zobaczył, że księżyc wzeszedł.
Za mostem stał samotny i uśpiony dom Muminków. Ale Too-tiki
skręciła na zachód i szła na przełaj przez nagi sad.
- Tu rosły jabłka - powiedział Muminek uprzejmie.
- Ale teraz rośnie tu śnieg - odpowiedziała Too-tiki
obojętnie, idąc dalej.
Doszli do morza, które było jedną wielką ciemnością, i os
trożnie wstąpili na wąski pomost prowadzący do kabiny kąpielowej
Muminków.
- Tu dawałem nurka - szepnął Muminek bardzo cicho,
spoglądając na żółte, połamane łodygi trzcin, sterczące nad lo
dem. - Woda była zupełnie ciepła, a ja mogłem zrobić pod wadą do
dziewięciu ruchów pływackich.
Too-tiki otworzyła drzwi kabiny. Weszła i postawiła świecę
na okrągłym stole, który Tatuś Muminka dawno temu znalazł w
morzu.
W starej, ośmiokątnej kabinie kąpielowej wszystko wyglądało
jak zawsze. Dziury po wypadłych sękach w pożółkłych drewnianych
ścianach, okna z zielonymi i czerwonymi szybkami, wąskie ławki,
szafa na płaszcze kąpielowe i dziurawy gumowy Paszczak, który
nigdy nie dawał się porządnie nadmuchać. Wszystko wyglądało tak
samo jak ubiegłego lata. A jednak było w dziwny sposób
odmienione.
Too-tiki zdjęła czapkę, która natychmiast wspięła się w górę
po ścianie i zawisła na gwoździu.
- Taką czapkę i ja chciałbym mieć - powiedział Muminek.
- Nie potrzebujesz czapki - odrzekła Too-tiki. - Możesz
machać uszami, żeby nie zmarznąć. Ale łapki masz zimne.
Środkiem podłogi podeszła para wełnianych pończoch i
położyła się przed Muminkiem
|
WÄ
tki
|