ďťż

Mam zamiar złożyć coś w rodzaju oświadczenia w imieniu rodu Szachrizaj...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Prawdziwa anguisette, jak sądzę, byłaby odpowiednia. Czy jesteś już umówiona na Najdłuższą Noc? Najdłuższa Noc. W Dworze Nocy nie zawierano żadnych kontraktów na Najdłuższą Noc, ale przecież już nie należałam do Dworu Nocy. Zaschło mi w ustach. Pokręciłam głową. – Nie, pani – odparłam z pewnym trudem. – Nie jestem umówiona. – To dobrze. – Wygięła w uśmiechu piękne usta. – Zgadzasz się? Jakby były jakieś wątpliwości albo jakbym miała dość silną wolę, żeby odmówić. Od dziecka czekałam na spotkanie z Melisandą Szachrizaj. Roześmiałabym się, gdybym mogła. – Tak. – Dobrze – rzekła krótko. Popatrzyła na Joscelina, który przybył przede mną i stał przy drzwiach ze swobodnie skrzyżowanymi rękoma. – Obawiam się, młody kasjelito, że czeka cię długie, nudne czuwanie. Kiedy się ukłonił, twarz miał bez wyrazu, ale oczy mu rozbłysły niczym letnie niebo. Dotąd nie zdawałam sobie sprawy, że nią pogardza. Zastanowiłam się, czy z powodu jej drwin z życia w celibacie, czy z jakiegoś innego. – Chronię i służę – powiedział gniewnie. Melisandą uniosła brwi. – Och, chronisz dość dobrze, kasjelito, ale gdybyś przysiągł mnie, poprosiłabym cię o rozszerzenie usług. Delaunay kaszlnął; znałam go na tyle dobrze, by wiedzieć, że maskuje śmiech. Co dziwne, rozweseliła mnie świadomość, że zadawanie się z rodziną Courcel i kasjelickimi prefektami nie pozbawiło go poczucia humoru. Nie sądzę, by Joscelin zwrócił uwagę na jego parsknięcie, ślepy i głuchy ze złości na dokuczającą mu Melisandę. Polubiłam go trochę bardziej za dochowanie mojego sekretu i krótkie chwile okazywania ludzkich uczuć, ale powinien rozluźnić się jeszcze bardziej, jeśli nie chce robić z siebie głupka. Albo ze mnie, pomyślałam ponuro. – Zatem Najdłuższa Noc – powiedział Delaunay, już opanowany. Uśmiechnął się do Melisandy, odwracając jej uwagę od biednego Joscelina. – Ty nie uznajesz półśrodków, prawda? – Prawda. – Uśmiechnęła się, zadowolona z siebie. – Wiesz, że nie, Anafielu. – Hmmm. – Napił się likieru i popatrzył na nią z zadumą. – Jaką grę prowadzisz z Quincelem de Morhban? Roześmiała się. – Ach, to... to tylko polityka rodowa. Księstwo Morhban obejmuje Pointe d’Oeste i jest suwerenne, ale przecież to ród Szachrizaj jest najstarszy w Kuszecie. Obecność Fedry ma mu przypomnieć, że wywodzimy się w prostej linii od Kusziela, nic więcej. Być może pewnego dnia będę potrzebować przysługi. Diuk powinien wiedzieć, że wyświadczanie dobrodziejstw starożytnym rodom bywa opłacalne. – Nic więcej? – Nic więcej, gdy chodzi o diuka de Morhban. – Bawiąc się kieliszkiem, spojrzała w moją stronę i uśmiechnęła się z rozleniwieniem. – Inne powody zachowam dla siebie. Jej uśmiech przeszył mnie jak włócznia. Zadrżałam, nie znając powodu. TRZYDZIEŚCI CZTERY Kiedy poeci śpiewają o zimie, na progu której staliśmy, zwą ją Najsroższą; w istocie taka była i modlę się, by nie poznać gorszej. Ale gdy dni stawały się coraz krótsze, nie mieliśmy pojęcia, co nas czeka. Od niepamiętnych czasów ludzie narzekają, że tajemnica spowija nasze przeznaczenie, ja jednak uważam to za swoiste dobrodziejstwo. Gdybyśmy wiedzieli, ile goryczy los trzyma dla nas w zapasie, z pewnością skulilibyśmy się ze strachu i wypuścili z rąk czarę życia, nie skosztowawszy ani kropelki. Być może niektórzy uznają, że tak byłoby najlepiej, ale ja jestem innego zdania. Jestem D’Angeliną z krwi i kości, a D’Angelinowie są wybrańcami Elui, zrodzonymi z jego nasienia do życia na ziemi, na której zakończył długą wędrówkę i gdzie przelał krew z miłości do rodzaju ludzkiego. Tak myślę; nie mam innego wyboru. Choć w Progu Nocy dawali mi niewielkie szansę, przeżyłam Najsroższą Zimę i muszę wierzyć, podobnie jak wszyscy ocalali, że istniał ku temu jakiś ważny powód. W przeciwnym wypadku smutek byłby zbyt wielki do zniesienia. Naszym celem jest smakowanie życia, jak czynił Błogosławiony Elua, i wychylanie czary do dna, do ostatniej kropli, słodkiej i gorzkiej zarazem. Ale te wnioski przyszły później i są owocem długich przemyśleń. Wtedy moje życie było słodkie, zaprawione jedynie szczyptą lęku i kropelką żółci. W dniach poprzedzających Najdłuższą Noc często myślałam o coraz bliższym spotkaniu. Tak długo marudziłam, nie mogąc zdecydować się na suknię, że zirytowany moimi fochami Delaunay wysłał zapytanie do Melisandy. Odpowiedziała – choć raz przez posłańca – że zadba o wszystko, co będzie mi potrzebne na bal maskowy u diuka de Morhban. Wspomnienie sukni ze złotogłowiu, którą przysłała mi przed spotkaniem z Baudoinem de Trevalion, trochę poprawiło mi samopoczucie, choć nie uśmierzyło niepokoju, bo dobrze pamiętałam los księcia. Delaunay ze swej strony był rozbawiony moimi zmartwieniami – ale poświęcał im uwagę, co zdarzało się raczej nieczęsto. Uważał, że Melisanda Szachrizaj nie brała bezpośredniego udziału w prowadzonej przez niego grze i nie chciał od niej tego, czego od innych klientów. Wyglądało na to, że gra przeniosła się na inny poziom, do którego nie miałam dostępu. Gdy śnieg przykrył górskie przełęcze, Skaldowie podjęli najazdy i Sprzymierzeńcy z Kamlachu ruszyli w pole pod wodzą d’Aiglemorta. W salonach Miasta coraz częściej padało nazwisko Waldemara Seliga: wciąż było puste, pozbawione treści. Nie ignorowano go wyłącznie dlatego, że zbyt często mieli je na ustach odziani w futra jeźdźcy, którzy z toporami i pochodniami wdzierali się do pogranicznych wiosek, czasami uciekając z łupami w postaci ziarna i zapasów, czasami umierając z rąk D’Angelinów. Delaunay z zainteresowaniem wysłuchiwał tych historii, katalogując je w prowadzonym rejestrze; umieścił tam również inną, zasłyszaną od Percy’ego de Somerville. Otóż król rozkazał wysłać azallijską flotę przeciwko wyspie Albie. Ganelon de la Courcel nie zapomniał, że uzurpator – Maelcon, jak się zdaje – i jego matka knuli zdradę razem z rodziną Trevalion. W nagrodę za lojalność król przekazał księstwo Trevalion hrabiemu de Somerville, który z kolei zrzekł się władzy na rzecz syna, Ghislaina. Ghislain de Somerville na rozkaz króla wyprawił flotę Azalii na podbój brzegów Alby, ale gdy potężne fale wywróciły kilka okrętów, uznał, że mądrzej będzie pogodzić się z porażką, i nakazał odwrót. Sam został ze swoim okrętem flagowym, ratując rozbitków. Nie jestem głupia; zauważyłam, że po usłyszeniu tej historii Alcuin nie przestał ślęczeć nad książkami i traktatami, wciąż szukając informacji na temat Pana Cieśniny. Wysyłał nawet listy do bibliotek w Siovale i do aragońskich uczonych, prosząc o kopie materiałów. Pewnego dnia zjawił się Maestro Gonzago de Escabares, prowadząc jucznego muła z ładunkiem książek i starych pergaminów. Przywiózł także złowieszczą nowinę, przyniesioną przez wiatr z północy. Ponieważ miasta-państwa Caerdicca Unitas zawiązały silne przymierza, Waldemar Selig zaczął popatrywać łakomym okiem na Terre d’Ange, śliwkę znacznie dojrzalszą i osłabioną przez wewnętrzne tarcia
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.