ďťż

Jazda do poczekalni Dopiero gdy znieczulenie w pełni zadziała, porozmawiamy znowu...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
(Gestykulowałem Jego bawiło pozostawianie mojego słownego balonika bez zawartości. Tak obrabiał swojego pacjenta, aby móc go spławić. Ale ja za nic nie chciałem wracać do szumów fontanny i do ilustrowanych magazynów „Stern” „Quick” „Bunte” „Neue”. Nigdy więcej nie chciałem czytać, co sobie przypominał mój dawny reichsjugendführer, a czego nie Wielka Odmowa powinna się rozpocząć w każdym miejscu, więc czemu nie na fotelu Rittera Zastygam w nieporuszone Nie Niech on sobie wzywa policję! Ale dentysta ukarał pacjenta okazaniem tolerancji i małym palcem przywrócił mu dźwięk). Dentysta — Chciał pan coś powiedzieć? Pacjent — Boję się poczekalni. Dentysta — Czy nie jest to raczej strach przed pańskim uciekaniem w coraz to nowe fikcje? Pacjent — Pan mnie źle ocenia. Moja wyrażana niekiedy, choć tylko w słowach, potrzeba obalenia istniejących porządków ma swoje źródło w przeszłości. Dentysta — Którą ma pan prawo uznać za znaną jako siedemnastolatek, na krótko przed końcem wojny, przewodził pan jednej z powstających wtedy jak grzyby po deszczu band młodzieżowych. Pacjent — Byliśmy przeciwko wszystkim i wszystkiemu! Dentysta — Ale dzisiaj, jako czterdziestoletni profesor gimnazjalny. Pacjent — Moja 12a przechodzi obecnie podobny proces rozjaśniania w głowach. Ciągły dialog z moim uczniem Scherbaumem musi dotykać również tematu przemocy. Dentysta — Przy całej opiekuńczości ostrzegam pana. Pacjent — Dlatego proszę mi uwierzyć, że moi uczniowie i ja widzimy w przewrocie jedynie wstępny warunek większego i to pedagogicznego porządku. Po stosunkowo krótkim okresie przemocy. Dentysta — Chyba jednak będę musiał upierać się przy tym, żeby pan w poczekalni nabrał pewnego dystansu. Pacjent — Proszę, nie! Dentysta — Pan mi bardzo utrudnia opiekę. Pacjent — W gruncie rzeczy jestem zwolennikiem pokojowej ewolucji, aczkolwiek wiara w postęp przychodzi mi z trudem. Dentysta — Pan korzysta z postępu! Pacjent — Chętnie się z tym zgodzę, jeśli tylko nie będę musiał iść do poczekalni. Dentysta — Protetyka ma za sobą lata rozwoju, który byłbym skłonny nazwać — choć nie w pańskim, przestarzałym znaczeniu tego słowa — rewolucyjnym. Pacjent — Zgoda Jeśli tylko nie będę musiał... Dentysta — Więc niech już pan zostanie. Pacjent — Dzięki, doktorciu. Dentysta — Ale dźwięk trzeba będzie znowu wyłączyć, żeby pan nie zaczął ponownie bawić się tym głupim słowem. (Siedziałem oniemiały na fotelu Rittera i widziałem siebie oniemiałego na fotelu Rittera Co prawda sądziłem, że przewodowe i miejscowe znieczulenie mojej żuchwy spowodowało opuchnięcie języka i obu policzków, wydęło wargi i nadało mi nabrzmiały wygląd, ale ekran wiedział lepiej nic nie nabrzmiało, nie miałem spuchniętego policzka, a i język — pokazałem go sobie — pozostał wąski, długi, ruchliwy, ciekawy i czuły Wysuwanie języka. To, co moja uczennica Wero Lewand potrafiła zrobić mając siedemnaście lat, udało się i mnie z czterdziestką na karku. Mój język wabił. Przyjdź, Linda. Przyjdź.) W modnym żakiecie, z szopą włosów na głowie akcentowała odpowiednie miejsca — Drodzy miłośnicy teleturniejowi. W naszym dzisiejszym programie, „Czy wiemy, że“, chodzi o bitwy, które wpłynęły na los Niemiec, Europy, ba, całego świata Jej poważny głos przeszedł raptem w wesołe rejestry — I oto mogę zacząć przedstawiać naszych gości. Tym razem reprezentują oni jedno z berlińskich gimnazjów. Zatrważająco młoda dama panna Weronika Lewand. Przejście na aplauz publiczności siedziały tam jedenaste, dwunaste i trzynaste klasy naszego gimnazjum, a w pierwszych dwóch rzędach siedział komitet rodzicielski i grono nauczycielskie. — Zatem, panno Lewand — wolno mi chyba nazywać panią Wero — czemu interesuje się pani historią? — Uważam, że dla kształtowania naszej świadomości historia jest ogromnie ważna, zwłaszcza jeśli chodzi o naszą najświeższą przeszłość. Mój przyjaciel myśli tak samo. — I tak to, drodzy miłośnicy teleturniejów, przedstawiam wam przyjaciela Wero, młodego Filipa Scherbauma, zwanego przez kolegów krótko Flipem
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.