ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Jakby przeczuwał, co stać się miało w nocy.
Głowa go boli.
Senny, zniechęcony.
Patrzy na Kajtusia Murzynek smutnymi oczami.
Pies mu rękę polizał i oparł głowę o kolana.
Nawet Wisła jakby wolniej płynie.
Nie je Kajtuś potraw smacznych na porcelanowych i srebrnych talerzach.
Zebrali się ludzie na brzegu.
Czekają.
Wreszcie rozeszli się do domów.
Nie w humorze dziś pan milioner.
A może mu się znudziło?
- Łaska pańska na pstrym koniu jedzie.
Powinien był uprzedzić, nie, żeby ludzie na próżno czekali.
Już jutro nie przyjdę: co mi tam muzyka.
Policja powinna zabronić; dzieci ani utrzymać w domu: nie uczą się i zaziębiają.
"Pójdę jutro do szkoły - myśli Kajtuś.
- Trudne jest życie czarodziejskie.
Zmęczyłem się.
Muszę odpocząć.
A może jestem chory?
Czy wiecznie żyją czarodzieje?
Piszą w książkach, że starzy: nie piszą, czy umierają".
Położył się wcześnie.
Nieprędko usnął.
Nagle...
Wśród ciszy nocnej - salwa.
Salwa armatnia.
Błysnęło - huknęło.
Zadrżały szyby.
Zrywa się Kajtuś.
Siada.
Chce zapalić światło.
Zepsute.
Biegnie do drzwi: zamknięte.
Druga i trzecia salwa.
Zadrżała wyspa.
Biegnie do okna.
Teraz strzał pojedynczy.
Widzi, jak pocisk prosto w okno leci.
Nagle się zatrzymuje w powietrzu.
Nie ma chwili do stracenia.
Chce wyskoczyć przez okno, wybija ręką szybę.
Skaleczył się: krew.
Z trzaskiem otwierają się drzwi.
- Uciekaj!
Biegnie.
Huk!
Sypią się cegły.
Kajtuś już na schodach.
Już przed domem.
Zimno; Kajtuś nie ubrany.
Ktoś dotknął go końcem laski: jest w ubraniu.
- Tędy.
Prędzej!
Tu, tu!
Pchnięty, myślał, że wpada do wody.
Nie, siedzi w motorówce.
Zakołysała się.
Odpłynął.
Huk, trzask.
Jakby teraz dopiero wszystkie pociski uderzyły w wyspę.
Ciemno.
Tylko woda szumi.
Dopiero oprzytomniał ze snu i z tego, co przeżył.
Kto strzelał?
Kto światło zepsuł?
Kto zamknął drzwi, kto otworzył?
Jakieś dwie siły stoczyły o niego bój: jedna go chciała zgubić, druga ocaliła.
Wyszedł Kajtuś na brzeg.
Zatopił łódź.
Ujrzał sylwetki dwóch konnych żołnierzy.
"Chcę, żądam: czapka niewidka".
"Żądam, rozkazuję: czapka niewidka".
Skrył się.
A był czas najwyższy, bo w tej chwili lampka elektryczna oświetliła miejsce, gdzie stoi.
- Słyszałeś - mówi pierwszy żołnierz.
- Ktoś wylądował.
- Słyszałem, ale nie ma nikogo.
- No nie ma: ani łódki, ani człowieka.
Teraz już wielki reflektor wojskowy oświetla Wisłę, przeszukuje wybrzeże.
- Patrz.
Na czysto sprzątnęli wyspę i zameczek.
Szkoda: ładny był.
- Ładny.
A zdawało mi się, że nie trafili.
- Co mieli nie trafić?
Równo jak po stole.
Wyspa to nie okręt i nie aeroplan.
Wycelowali prosto w latarnię.
Nasza artyleria dobra.
- Sprzątnęli czarodzieja.
- Ty wierzysz, że to był czarodziej?
- Tak podobno mówią uczeni.
Albo Gwiazdor z innej planety, albo czarodziej.
Sierżant opowiadał.
- Po mojemu po co go było ruszać?
Siedział spokojnie - grał, śpiewał; ludziom było weselej.
- Nie moja kompetencja.
Władza wie, co robi.
A jak most sztorcem postawił i powywracał drzewa?
Wiadomo, co takiemu wpadnie do głowy?
- Można mu wytłumaczyć.
Przydałby się Polsce czarodziej.
- Daj ty spokój.
Być u takiego w niewoli?
- Nasi podobno (sierżant mówił) nie chcieli jeszcze strzelać.
Niemiec się uparł.
- Ano; utopili i kwita.
- Kto wie: jeżeli czarodziej, może się wyratować; teraz dopiero mścić się zacznie.
- Nie moja kompetencja.
Władza wie, co robi.
Pojechali.
"Więc to swoi do mnie strzelali?
Nie, nie będę się mścił.
Trzeba iść w świat".
Zgarbił się i ciężkim krokiem ruszył naprzód.
ROZDZIAŁ JEDENASTY Zebranie w Genewie.
- Uczeni radzą.
- Czary czy nie czary?
- Nieznany Iks.
Nie rozumiał Kajtuś, o jakich to uczonych mówili żołnierze.
Bo nie wiedział, co się działo na świecie od czasu jego pamiętnych awantur, a o czym gazety nie pisały, bo było tajemnicą.
Bo władze postanowiły uśpić czujność Kajtusia, żeby myślał, że może bezkarnie uprawiać swoje czary.
Więc każde państwo zagraniczne ma w Polsce swego konsula.
Obowiązkiem konsula donosić o wszystkim, co się w Polsce dzieje
|
WÄ
tki
|