ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Kujonka. Niezbyt zdolna, ale pracowita. Wypełniała swoje obowiązki bez entuzjazmu, słaba z muzyki, kompletne dno na wuefie. W szóstej klasie nagle zaczęła rosnąć wzdłuż i wszerz, wszystkie ubrania stały się na nią za krótkie i za wąskie. Zaczęła też mówić po cichu i poruszać się krokiem wielbłąda usiłującego nie wyróżniać się w stadzie. Nic to jednak nie pomagało. Lizzi przypuszczała, że niektóre z jej dawnych koleżanek czerpią skrytą satysfakcję z faktu, że ta najbardziej znana spośród nich nie złapała męża ani nie założyła rodziny. Istnieje sprawiedliwość w życiu albo równowaga w przyrodzie, albo każdy sukces ma swoją cenę, albo coś tam.
Rozdział 19
Lizzi weszła do teatru w połowie konferencji prasowej. Jeśli istniał człowiek, który mógł się gdziekolwiek pojawić bez zwracania na siebie uwagi, to z pewnością była nim Lizzi. Wszyscy spojrzeli w stronę drzwi. Wiedziała, co sobie myśleli. Bezczelność tej baby z Czasu Południa przekracza wszelkie granice! Właśnie tak! Erez Jakobson, kierownik zespołu tanecznego, podstarzały chłopiec w obcisłych dżinsach, podkoszulku i okularach lennonkach, cierpliwie odczekał, aż znajdzie sobie krzesło i usiądzie. Oczywiście krzesło okazało się najbardziej skrzypiącym meblem w Beer Szewie.
Nie może istnieć pełne życie kulturalne bez tańca.
- W Beer Szewie niewątpliwie istnieje życie kulturalne - podkreślił Jakobson donośnym głosem, ze wzrokiem utkwionym w przestrzeń. - Lecz brakuje tu jednego aspektu, a mianowicie tańca. Wypełniliśmy puste miejsce na mapie życia kulturalnego Beer Szewy, zakładając ten zespół, w całości złożony z miejscowych tancerzy. Pierwszy układ, który przygotowaliśmy, nazywa się Ekspresja. Myli się ten, kto oczekuje tu fabuły, charakteru czy piękna. Ktoś taki nie powinien w ogóle przychodzić na nasze przedstawienia. Choreografia jest dziełem Moszego Szuberta, muzyka - amerykańskiego artysty, Henryego Dicksona Caula, występują trzy tancerki i czterech tancerzy. Układy choreograficzne są ściśle zależne od charakteru muzyki Caula i - tu Jakobson rozpostarł ręce we wszechogarniającym geście - siły przyciągania ziemskiego.
Dziennikarze zachichotali. Jakobson uśmiechnął się z zaciśniętymi wargami i odczekał, aż ponownie zapanuje cisza.
- Tego problemu jeszcze nie udało się nam rozwiązać. Powiadomimy was z pewnością, gdy to nastąpi. W każdym razie - mówca postarał się odzyskać inicjatywę, za dużo humoru mogłoby mu zepsuć konferencję prasową - zamiast linearnej scenografii, którą ku mojemu zdziwieniu nadal wykorzystują inne zespoły, posłużymy się linami i światłem laserów. Podzielą one przestrzeń sceny na segmenty, w których będą się poruszać tancerze. Każdy z nich będzie miał możliwość dowolnej interpretacji utworu, stając się jednocześnie twórcą i wykonawcą, trochę jak w nowoorleańskich zespołach jazzowych. Jak zapewne wiecie, nasz choreograf, Mosze Szubert, od dwóch lat prowadzi w Beer Szewie warsztaty tańca. Przywiązuje on wielką wagę do pracy kręgosłupa, szyi i karku. Jest to absolutnie nowatorska metoda w Izraelu. Wydaje mi się, że teraz możemy zacząć odpowiadać na pytania. Chcesz coś dodać, Mosze?
Niepozorny, szczupły człowieczek, który siedział pomiędzy dziennikarzami, podniósł się z miejsca i stanął w takiej pozie, że zarówno jego brzuch, jak i góra pleców były zwrócone w stronę Jakobsona. Nie, właściwie nie ma nic do dodania - powiedział. Może poza tym, że zaznacza się tu wyraźny wpływ Cunninghama, tak jak oczywiście w Siddharcie, z tym że tam brzmienie było indyjskie. Częściowo tybetańskie, częściowo indyjskie. I to tyle mniej więcej - zakończył i opadł z powrotem na krzesło jak zwolniona sprężyna.
Dziennikarze nalewali sobie sok pomarańczowy i zaczęli wyjadać słone paluszki z papierowych kubeczków, gdy Lizzi poczuła, że coś dźga ją w plecy. Obróciła się i ujrzała Adulama, który celował parasolem w środek jej płaszcza i dawał znaki, żeby wyszła na zewnątrz. Odsunęła czubek parasola i zamierzała notować dalej, ale uświadomiła sobie, że pamięta tylko coś o Indiach. Chętnie wyszłaby z teatru, ale po tym hałasie, który spowodowała wchodząc, nie pozostawało jej nic innego, jak siedzieć i czekać, aż inni sobie pójdą. Francuska dziennikarka zapytała, czy wybór tematów jest w pewnym sensie protestem. Jakobson odparł, że to raczej reakcja niż protest, ale może być też protest, chociaż on woli się nad tym nie rozwodzić. Na sali zapanowała cisza. Lizzi przemknęło przez myśl, że może wszyscy obecni w ogóle nie są dziennikarzami, tylko członkami jakiegoś rewolucyjnego podziemia
|
WÄ
tki
|