ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
To, co widzieliśmy w nocy, było złą zjawą Sarumana. Jestem tego pewny, nawet teraz, w świetle ranka. Może w tej chwili także jego oczy szpiegują nas z Fangornu.
- To dość prawdopodobne - powiedział Aragorn - lecz pewności nie mam. Myślę o koniach. Powiedziałeś tej nocy, Gimli, że ktoś je spłoszył. Mnie się zdaje, że było inaczej. Czyś słyszał, jak uciekały, Legolasie? Czy zrobiło to wrażenie panicznej ucieczki?
- Nie - odparł Legolas. - Słyszałem wyraźnie. Gdyby nie ciemności i nasz własny strach, powiedziałbym, że zwierzęta oszalały z nagłej radości. Ich głosy brzmiały tak, jak zwykle brzmi mowa koni, gdy spotykają nie widzianego od dawna przyjaciela.
- Mnie też się tak wydało - rzekł Aragorn - ale nie rozwiążemy tej zagadki, chyba że konie do nas wrócą. Ruszmy się wreszcie. Dzień rozwidnia się szybko. Najpierw zbadajmy grunt, a potem będziemy zgadywać. Zaczniemy tutaj, w pobliżu miejsca naszego popasu; przeszukajmy dokładnie najbliższą okolicę, posuwając się w górę zbocza pod las. Cokolwiek byśmy myśleli o naszym nocnym gościu, mamy przed sobą ważniejsze zadanie: odnaleźć hobbitów. Jeżeli szczęśliwym przypadkiem zdołali uciec, musieli ukryć się wśród drzew, inaczej by ich dostrzeżono. Gdybyśmy nie trafili na żaden ślad tutaj, między obozowiskiem a skrajem lasu, przeszukamy po raz ostatni pobojowisko, przetrząśniemy nawet popioły. Ale tam niewiele można się spodziewać. Jeźdźcy Rohanu zbyt dobrze wykonali swoją robotę.
Przez czas jakiś wszyscy trzej czołgali się obmacując dokładnie grunt. Drzewa stały nad nimi posępne, suche liście zwisały bezwładnie, szeleszcząc na zimnym, wschodnim wietrze. Aragorn oddalał się z wolna. Doszedł aż do popiołów po ognisku czaty na brzegu rzeki i stamtąd cofał się znów ku pagórkowi, wokół którego toczyła się bitwa. Nagle przystanął i schylił się tak nisko, że twarzą niemal dotknął trawy. Zawołał na towarzyszy. Podbiegli co prędzej.
- Nareszcie jakiś trop - rzekł Ararorn. Podniósł w górę oddarty kawałek dużego, jasnozłotawego liścia, który więdnąc nabrał brunatnego odcienia. - To liść mallornu z Lorien, a na nim drobne okruchy. takie same okruszyny dostrzegam w trawie. A tam, patrzcie, strzępy przeciętego powroza!
- Jest także nóż, którym powróz przecięto - powiedział Gimli. Schylił się i z kępy trawy wyciągnął krótki, zębaty sztylet, wdeptany w ziemię jak gdyby ciężkim butem. Trzonek, z którego wyrwano ostrze, leżał opodal. - To broń orka - rzekł Gimli trzymając sztylet ostrożnie i przyglądając się z odrazą rzeźbionemu trzonkowi. Wyobrażał szkaradną głowę z kosymi oczyma i szyderczym uśmiechem.
- Oto najdziwniejsza z wszystkich dotychczasowych zagadek! - wykrzyknął Legolas. - Spętany jeniec umyka zarówno orkom jak i oblegającym ich jeźdźcom. Zatrzymuje się w otwartym polu i przecina swoje pęta orkowym sztyletem. Jak to zrobił? Dlaczego? Jeżeli nogi miał skrępowane, jakim sposobem doszedł aż tutaj? A jeżeli miał związane ręce, jak mógł posłużyć się nożem? Gdyby nie był spętany, po cóż by przecinał powrozy? Zadowolony ze swej sztuczki usiadł i z całym spokojem pożywiał się sucharami! Gdybyśmy nie mieli innego dowodu, a mianowicie liścia mallornu, ten jeden wystarczyłby, żeby nie wątpić, że to był hobbit. Potem chyba przemienił swoje ramiona w skrzydła i śpiewając pofrunął między drzewa. W takim razie odnajdziemy go bez trudu, byleśmy także nauczyli się latać.
- Pewnie, że musiały tu dziać się jakieś czary - rzekł Gimli. - Co miał tutaj ten staruch do roboty? I co ty sądzisz, Aragornie, o domysłach Legolasa? Czy może umiesz lepiej odczytać te ślady?
- Może umiem - odparł z uśmiechem Aragorn. - Są bowiem dokoła inne jeszcze ślady, których dotychczas nie wzięliście w rachubę. Zgadzam się, że jeniec niewątpliwie był hobbitem i że musiał albo ręce, albo nogi uwolnić z pęt, zanim tu przyszedł. Zakładam, że miał raczej ręce wolne, bo w ten sposób zagadka się upraszcza, a przy tym, sądząc ze śladów, jeniec został na to miejsce przyniesiony przez jakiegoś orka. O kilka kroków stąd jest plama przelanej krwi, krwi orkowej. Wszędzie wkoło dostrzegam głębokie odciski kopyt i pewne oznaki wskazują, że wleczono po trawie jakiś ciężki przedmiot. A więc jeźdźcy zabili tu orka i potem zawlekli jego ciało do ogniska. lecz hobbita nie zobaczyli; nie było go łatwo dostrzec w ciemną noc, zresztą miał na sobie płaszcz elfów
|
WÄ
tki
|