ďťż

Ale im bardziej pięłam się w górę, a pojęcie ekspozycji nabierało więcej treści, tym gładsza stawała się Torre Grande...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Pomimo drobiazgowych instrukcji Bonnie, coraz trudniej przychodziło mi znajdowanie maleńkich zagłębień i szczelin. W pewnym momencie stałam na występie skalnym, wystającym nie więcej niż na jeden cal, a palce moich nóg napinały się w ciężkich butach górskich w instynktownym wysiłku schwytania punktów oparcia. Byłam w stanie utrzymać swoją pozycję tylko wisząc w pewnej odległości od skały i jeszcze dalej wypinając pośladki. Nasze powolne tempo posuwania się naprzód stało się jeszcze bardziej leniwe. Chłód skały pozwalał zni wyczuć, że słońce zaszło już całkowicie. Zaczął padać deszcz, a nieliczne cenne punkty uchwytu stały się mokre i śliskie. Utraciłam wszelkie poczucie czasu i poddawałam się całkowicie głosowi, który docierał do mnie z magnetofonu, aż do utraty tchu wydobywając z siebie resztki siły i odwagi, jakie jeszcze we mnie się tliły. Później uchwyty dla stóp i dłoni znowu stały się jakby szersze i głębsze. Posuwaliśmy się teraz szybciej. Deszcz przestał padać. Przyszła kolejna faza, kiedy trwałam w bezruchu czekając, podczas kiedy Solda i Bonnie manewrowali swoimi ciałami, aby uzyskać dogodną pozycję. Niedaleko siebie słyszałam głos Bonnie, który bezpośrednio, z pominięciem magnetofonu opisywał mi drogę. Moja prawa ręka natrafiła na karbowaną klamrę. Uniosłam do góry lewą rękę - ale było to tylko powietrze. Przesunęłam nogi tak, że w pewnym momencie siadłam okrakiem na skalnym koniu. "Bonnie - rzekłam - czyżbym...?" "Jesteś na szczycie, Tomi" - krzyknęła. "Sul Cima!" - wrzasnęłam głośno. Alpiniści mówią o ekstazie szczytów, podobnie jak nurkowie opisują ekstazę głębin. Teraz wiedziałam, na czym to polega. Nie osiągnęłam tego, co alpiniści uważają za szczyty. Nie wspięłam się na klasyczne szczyty. Nie mogłam oglądać świata, który rozpościerał się przede mną w dole. Ale już to samo, że znalazłam się tam, zawieszona samotnie między niebem a ziemią, będąc raczej panią swojej ślepoty niż jej niewolnicą, było wystarczającym powodem do ekstazy. Okrzyk naszego operatora wdarł się w moją zadumę. Okazało się, że wyczerpała mu się taśma filmowa. W tym momencie nie miałabym nic przeciwko temu, aby go zatrzymać i uwięzić na stoku skały, a potem zastawić na łasce i niełasce zwierząt. Później jednak przypomniałam sobie, że w jednej z paczek na dole było jeszcze około stu stóp taśmy do mojej własnej kamery filmowej. Postanowiliśmy zużyć to, aby sfilmować zejście. Słyszałam uderzenia młota, którym Gino wbijał w skałę haki, by przewlec nasze liny. Bonnie sprawdziła, czy moja lina była porządnie zamocowana, po czym rzekła: "Zjeżdżaj!" Powoli wychyliłam się do przodu; dla utrzymania równowagi rozkraczyłam szeroko nogi opierając je o skałę i ostrożnie skoczyłam w dół. Wykonaliśmy szereg zjazdów, aż w końcu u podnóża Torre Grande ześliznęłam się na ziemię ze zręcznością - jeśli nie z gracją - akrobatki. Duchess powitała nas szaleńczym machaniem łapami i nieprzytomnym lizaniem. Bonnie i Gino zjechali w parę chwil po mnie, po czym ruszyliśmy biegiem ku naszemu jeepowi wśród ulewnego, lodowatego deszczu. Tym razem plandeka była podniesiona, abyśmy nie mokli. Przytuliliśmy się więc do siebie w małym samochodziku niczym zmokłe kurczęta w klatce. Nasz jeep ześlizgiwał się po ciasnych zakrętach, pryskając spod kół blatem przy każdej pętli. Kiedy docieraliśmy do hotelu, powiedziałam do Bonnie: "Bogu dzięki, że nasz kierowca znał drogę." "Pani jest bardzo miła, signora - rzekł szofer, zadowolony z moich słów, które przyjął za komplement - ale ja nigdy w życiu nie jechałem jeszcze tą drogą" - zaśmiał się drwiąco. "Nigdy też nie jeździłem jeepem. Prawdę powiedziawszy dopiero od miesiąca posiadam prawo jazdy." Był to dzień nie byle jaki. Rozdział 19 Pożegnanie z lękiem Nie tak dawno temu byłam na pewnym przyjęciu. Obcy mi byli prawie wszyscy zaproszeni gaście. Kiedy zasiedliśmy wygodnie przy kawie w saloniku, gospodyni - która zna mnie na tyle dobrze, aby zrobić to, co zrobiła - zapytała mnie, czy nie zechciałabym zademonstrować mojej sztuczki. Polega ona na opisywaniu ludzi, z którymi nigdy przedtem nie zetknęłam się. Sztuczka ta zawsze zadziwia ludzi, chociaż mechanizm jej jest śmiesznie prosty, a ja nigdy nie staram się być bardzo dokładna i konkretna w swoich sformułowaniach. Zwykle proszę jedną z osób o to, aby wstała, przespacerowała się po pokoju, porozmawiała ze mną. Niekiedy każę jej uderzyć pięścią w stół lub opaść bezwładnie na fotel. Kąt, pod którym dociera głos tej osoby jest znakomitym wskaźnikiem jej wzrostu. Również jako wskaźnik może służyć rozpiętość w czasie między kolejnymi stąpnięciami, kiedy osoba ta przemierza pokój. Uderzenie pięścią czy ciężkość stąpania mogą nasuwać wnioski co do budowy i wagi. Timbre głosu może być wskaźnikiem osobowości: potężny, przytłumiony czy nieśmiały. Akcent zdradza często cechy regionalne lub narodowościowe i umiejscawia w sensie geograficznym. Z tematu, który zainteresowana osoba wybiera, mogę niekiedy wysnuć dalsze wnioski co do jej osobowości. Czasami głos ma dla mnie brzmienie typowe dla blondynki lub dla brunetki
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.