ďťż

Rozważałam możliwość powrotu na ulicę, ale zdałam sobie sprawę z tego, że bardziej się boję cynicznego uśmieszku przystojnego Artura niż wszystkich templariuszy ubranych w...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
A poza tym moja ciekawość była tak wielka, że nigdy nie darowałabym sobie ucieczki. Choćby dlatego nie pozostawało mi nic innego jak iść dalej. Skąd Artur wziął klucze? Przypomniałam sobie, co mówił mi o przekupywaniu ludzi. Postanowiłam zostawić drzwi niedomknięte. Częściowo dlatego, żeby nie robić hałasu, a także, nie mieć kłopotu, gdybym musiała wychodzić stąd biegiem. Znalazłam się na wąskim patio, gdzie piętrzyły się obrobione kamienie, być może resztki jakiegoś starego budynku. Były też inne drzwi, u góry oszklone i zabezpieczone kratą. O wiele bardziej nowoczesne od poprzednich i łatwo dały się otworzyć małym kluczem. Było tu biuro, zaznaczone na planie. Potem przeszłam przez wielką salę z szafami przy ścianach; przypuszczałam, że służą do przechowywania przedmiotów kultu. To była zakrystia. Następne drzwi i znalazłam się w kaplicy, która, zgodnie z planem, powinna być kaplicą Najświętszego Sakramentu. Powoli, zapalając latarkę tylko na kilka sekund dla orientacji, szłam w stronę jednego z odgałęzień nawy poprzecznej. Z lewej strony znajdowała się drewniana konstrukcja, według mojego planu był to przedsionek, którym wychodziło się na plac Ramona Amadeu. Skręciłam w prawo i znalazłam się w nawie poprzecznej. Przystanęłam na parę chwil w ciemnościach, by zajrzeć w głąb kościoła. Nie było żadnego światła poza lampką przed głównym ołtarzem, po prawej stronie, w prezbiterium. Bez trudu orientowałam się, gdzie jestem. Po przeciwnej stronie rozciągała najrozleglejsza przestrzeń, nawa główna, a na jej końcu, u podstawy krzyża, stanowiącego plan kościoła, znajdowało się wyjście na krużganki. Tam, na prawo, była, jak należało sądzić, sala, w której zbierali się templariusze. Zdawało mi się, że widzę tam jakieś światło i słyszę szmery. Niewątpliwie ktoś tam był. Rzuciłam latarką strumień światła wzdłuż nawy, by zorientować się w ustawieniu ławek. Szłam do przodu w ciemnościach, uważając by się nie potknąć i w końcu zobaczyłam źródło światła. Po prawej stronie, na końcu krótkiego korytarza, znajdowały się drewniane drzwi, od góry zakończone łukiem, drzwi dzielił krzyż na cztery oszklone części zabezpieczone artystycznie wykonanymi metalowymi spiralami. Głosy dochodziły stąd, była to sala kapitulna. Odprawiano mszę, ale nie mogłam zrozumieć słów. Przystawiłam ucho do drzwi. Nie mówiono ani po katalońsku, ani po hiszpańsku i domyśliłam się, że musi to być łacina. Chciałam ich podejrzeć, ale pomyślałam sobie, że jeśli otworzę te drzwi, to pojawię się w kaplicy w pobliżu ołtarza i całe towarzystwo natychmiast mnie zobaczy. Ta myśl mi się nie spodobała i postanowiłam obserwować ich, nie będąc widziana, z wejścia na krużganek, wtedy oni będą do mnie odwróceni tyłem. Wróciłam więc do głównej nawy kościoła i przeszłam przez drewniany westybul prowadzący do krużganków. Żadne drzwi nie były zamknięte na klucz, doszłam bez problemów do patio i poprzez główny ogród spojrzałam na światła miasta odbijające się na niebie, a rozbłysk racy na tle palmy i drzewa pomarańczowego przypomniał mi, jaką dzisiaj mamy noc. Mogłam dostrzec bez latarki cienie smukłych kolumn dźwigających łukowe sklepienie krużganków. Po prawej stronie zobaczyłam uchylone drzwi sali kapitulnej z dwoma wielkimi owalnymi oknami po obu stronach; w ich szybach odbijały się delikatne różnokolorowe światła. Kiedy szłam w stronę wejścia, w ciemnościach za plecami wyczułam jakiś szmer. W pierwszym odruchu chciałam przycisnąć się do ściany. Serce znów zaczęło mi szybciej bić. Drugi kot? Rzuciłam wiązkę światła w tamtą stronę, ale niczego nie widziałam, zbliżyłam się do kolumn krużganka, oświetliłam boczny korytarz, tam też nic nie było. Skręciłam, by sprawdzić drugą stronę i kątem oka zobaczyłam poprzez zieleń jakiś cień, który usiłował schować się za filarami z drugiej strony patio. Ktoś tam był! Serce waliło mi szybko i uświadomiłam sobie, że jestem półżywa ze strachu
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.