ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Czasami mam z tym prawdziwe
trudności. A może po prostu ich odzyskać i nie zawracać sobie głowy mówieniem,
że nie żyją. Ktoś tam po drodze na pewno przecież im to powie. Albo może
stopniowo uświadomią to sobie, kiedy spotkają ludzi w Focusie 27. Ale z drugiej
strony, niektórym potrzebny jest taki szok. Dla mnie to zawsze dylemat,
powiedzieć... nie powiedzieć...? Ci, którzy mnie znają, mogą stwierdzić, że
często dyplomacja nie jest moją najmocniejszą stroną. Może nawet powiedzieliby,
że nie okazuję takiej delikatności, jaka przystoi osobie zajmującej się tego
typu sprawami. No cóż...
Sylwia, muszę ci coś powiedzieć tak właśnie zacząłam. Wiem dlaczego tak
trudno ci obudzić męża.
Jak dotąd nie powiedziała jednego słowa, nie odezwała się też i teraz. Odwróciła
się i spojrzała na mnie oczami bez wyrazu.
Nie żyjesz już w świecie fizycznym, Sylwio; umarłaś prawie rok temu.
Przez krótką chwilę na jej twarzy widać było konsternację. Jestem pewien, że
pomyślała, iż jestem wariatem. Lecz potem przyszły jej na myśl pewne dziwne
rzeczy, które zaczęły jej się ostatnio przydarzać. Na przykład to, że jej nogi
przechodzą przez materac, a ręce przez ciało Joe'go. A potem doznałem wrażenia,
że spoglądam prosto na słońce, wprost w jego oślepiającą jasność wyłaniającą się
zza grubej, szarej chmury. Szarawy, bawełniany kokon otaczający Sylwię wyparował
i zniknął w ciepłych promieniach słońca. Z jej oczu i ciała zniknęła owa
drętwota. Sylwia promieniała! Wyraźna i jasna, jej twarz jaśniała ciepłym
uśmiechem skierowanym do mnie! W tamtej chwili uświadomiła sobie wszystko i już
wiedziała gdzie i dlaczego jest i jaka jest jej obecna sytuacja.
Poczułem jej myśli; rozumowała jasno po raz pierwszy odkąd ją znalazłem.
Jeśli nie żyję, to powinnam wiedzieć, co się stanie dalej pomyślała na głos
patrząc prosto na mnie.
Każda nowa myśl dodawała jej sił. Sylwia nie zauważyła jeszcze, że zbliżała się
ku niej jasna, promieniująca kula Światła, która zatrzymała się w pewnej od niej
odległości, jakby czekając.
Jeśli nie żyję, to Jezus powinien tu po mnie przyjść i zabrać ze Sobą!
Kiedy to mówiła, wyglądała jak młoda, zakochana dziewczyna. Była szczęśliwa
oczekiwaniem, bo wiedziała bez żadnych wątpliwości, że On po nią przyjdzie.
Potem zauważyłem, że nagle zdała sobie sprawę z obecności Światła, które zaczęło
powoli zbliżać się ku niej. Wiedziała Kim jest owo Światło, a ono zaczęło
zmieniać się. Nie była to już kula, a raczej sylwetka Człowieka otoczonego
Światłem będącym Nim. Zanim zatrzymało się przed Sylwią, Światło przemieniło się
w najlepszy wizerunek Jezusa ze szkółki niedzielnej, jaki kiedykolwiek
widziałem. Jego jaśniejące Światło opromieniało Sylwię. A ona była
najzwyczajniej w świecie szczęśliwa!
Unoszące się przed nią jasne, złocistobiałe Światło dostosowało się do jej
wierzeń. Radośnie podeszła do Niego. Bez obawy chwyciła za rękę Tego, który
przyszedł po nią. Powiedział coś do niej, a potem z uśmiechem na twarzy odwrócił
się w kierunku, skąd przybył. Razem unieśli się w powietrze i powoli oddalili.
Odwróciłem się i znów skupiłem uwagę na Danie. Wciąż układał w całość strzępy
informacji, jakie udało mu się zebrać i próbował wszystko zrozumieć, analizując
kawałek po kawałku. Znów przypomniał mi mnie samego z czasów, kiedy zaczynałem
program Linia Życia. Ja również poświęcałem zbyt wiele czasu na analizowanie, a
nie dość na otworzenie się na nowe doświadczenia. Wiem, że przede mną jeszcze
długa droga. Uświadomiłem to sobie z całą mocą, kiedy tak patrzyłem na Dana.
Bruce, my zajmiemy się Danem, ty musisz skupić uwagę na tym, gdzie jesteś
poczułem słowa Nancy.
Nie bardzo jednak wiedziałem co mam dalej robić. Zazwyczaj, kiedy już odnajdę i
odzyskam kogoś, eksportuję go do Centrum Przyjęć w Focusie 27, gdzie mojego
podopiecznego wita ktoś, kogo ten znał wcześniej. Miałem uczucie, że powinienem
jeszcze coś zrobić, ale przecież wszystkim się już zajęto. Częściowo z
ciekawości postanowiłem pójść za Sylwią i Tym, który po nią przyszedł, i
zobaczyć co się stanie dalej. Przyznaję ze wstydem, że na widok tego, co
zobaczyłem, o mało nie wybuchnąłem śmiechem.
Ubranie Sylwii zmieniło się. Była teraz odziana w długą, powiewającą, białą
satynową suknię. Leżała na boku, na przepięknej, rozświetlonej słońcem polanie
pośród gęstej, zielonej trawy. Z zagadkowym wyrazem twarzy słuchała głębokiego,
męskiego basu, śpiewającego słowa psalmu Na niwach zielonych pasie mnie...".
Wiedziała, że tak właśnie miało to być, ale jednak coś było nie tak. Nie powinna
przecież leżeć na trawie w takiej pięknej, kosztownej sukni. W mgnieniu oka
pozycja, w jakiej się znajdowała, zmieniła się. Teraz siedziała, patrząc na
ogromny, gliniany kielich, który trzymała przed sobą w dłoniach. Wyglądał jak
mała miska umocowana na trzonku z wielką, okrągłą podstawą. Przez brzegi
kielicha nieustannie przelewał się przejrzysty, musujący płyn, który spływał po
jej rękach na ziemię. To też wydało jej się znajome, ale przecież jednak trochę
nie na miejscu, zwłaszcza że jednocześnie ten sam głos zaintonował ...kielich
mój przelewa się". Stwierdziłem, że Sylwia z pewnością znajduje się w dobrych
rękach, nie jestem tu potrzebny, a ciekawość zaspokoiłem. Obróciłem się powoli
dookoła siebie, chcąc poczuć gdzie ostatni raz widziałem jej męża. Złapałem jego
sygnał i zawróciłem, aby go odszukać.
Kiedy go znalazłem, wciąż spał. Kręcił się trochę i pojękiwał cichutko. Drgania,
które wywołała Sylwia wciąż były silne
|
WÄ
tki
|