ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
- Nie! - odparł Namarti. - Cleon urodził się, by rządzić. Pochodzi z dumnej dynastii Entun, której członkowie od kilku pokoleń zostawali imperatorami. Bardzo trudno będzie wziąć go w karby, niesłychanie trudno. Ty, z drugiej strony, obejmiesz tron jako członek nowej dynastii, nieskrępowany silnymi więzami tradycji, tak jak poprzedni imperatorzy z Wye. Zasiądziesz na chwiejnym tronie i będziesz potrzebował kogoś, kto mógłby cię wesprzeć: mnie. A ja będę potrzebował kogoś, kto na mnie polega i komu tym samym mogę zaufać: ciebie. Nie widzisz, Andorinie, że nasz związek to nie małżeństwo z miłości, która może wyblaknąć w ciągu roku? To małżeństwo z rozsądku, które przetrwa tak długo, jak długo będziemy żyli. Zaufajmy więc sobie.
- Przysięgnij, że zostanę imperatorem.
- A na co zda ci się przysięga, jeśli nie potrafisz zaufać mojemu słowu? Powiedzmy lepiej, że będę cię uważał za niezwykle użytecznego imperatora i będę chciał zastąpić tobą Cleona tak szybko, jak tylko się da to bezpiecznie przeprowadzić. A teraz przedstaw mnie temu człowiekowi, który jak myślisz, będzie doskonałym narzędziem dla naszych celów.
- Dobrze. Ale pamiętaj, dlaczego jest inny. Ja go przejrzałem. Jest niezbyt inteligentnym idealistą. Zrobi to, co mu każemy, nie zwracając uwagi na niebezpieczeństwo i nie zastanawiając się nad tym zbytnio. Wzbudza tak wielkie zaufanie, że jego ofiara też mu zaufa, nawet jeśli będzie trzymał miotacz.
- Doprawdy trudno mi w to uwierzyć.
- Zmienisz zdanie, gdy go poznasz - powiedział Andorin.
17
Raych spuścił wzrok. Wystarczyło, że rzucił okiem na Namartiego. To tego człowieka spotkał dziesięć lat temu, kiedy wysłano go, by przywiódł Jo-Jo do zguby, dlatego jedno spojrzenie wystarczyło aż nadto.
Przez te dziesięć lat Namarti zmienił się niewiele. Złość i nienawiść były jego dominującymi cechami i wciąż rzucały się w oczy, a przynajmniej tak się zdawało Raychowi, bo zauważył, że nie jest bezstronnym obserwatorem. Twarz Gambola schudła, włosy przyprószyła siwizna lecz drobne wargi układały się w tę samą surową linię, a ciemne oczy były równie inteligentne i niebezpieczne jak zawsze.
To wystarczyło, by Raych odwrócił wzrok. Czuł, że Namarti nie jest osobą, której można patrzeć prosto w twarz.
Natomiast Namarti pożerał Raycha wzrokiem, ale na jego twarzy, jakby przyklejony, wciąż gościł szyderczy uśmiech. Zwrócił się do Andorina, który stał zmieszany obok, i powiedział zupełnie tak, jakby obiekt rozmowy był nieobecny:
- A więc to jest ten człowiek. Andorin skinął głową i rzekł cicho:
- Tak, szefie.
Nagle Namarti rzucił do Raycha:
- Twoje nazwisko.
- Planchet, proszę pana.
- Wierzysz w naszą sprawę?
- Tak, panie. -Wypowiedział te słowa starannie, zgodnie z zaleceniami Andorina. - Jestem demokratą i pragnę większego udziału ludu w procesie rządzenia.
Namarti spojrzał na Andorina.
- Co za mówca.
Znów popatrzył na Raycha.
- Czy podejmiesz ryzyko dla sprawy?
- Wszelkie ryzyko, proszę pana.
- I zrobisz to, co każemy ci zrobić? Bez zbędnych pytań? Nie wycofasz się?
- Będę się ściśle trzymał rozkazów.
- Wiesz coś na temat ogrodnictwa? Raych zawahał się.
- Nie, proszę pana.
- Czy to znaczy, że jesteś Trantorczykiem? Urodziłeś się pod kopułą?
- Urodziłem się w Millimaru, proszę pana, a wychowałem w Dahlu.
- Bardzo dobrze - powiedział Namarti, a następnie zwrócił się do Andorina: - Wyprowadź go stąd i przekaż ludziom tam, na zewnątrz. Dobrze się nim zaopiekują. Potem wróć tu. Chcę z tobą porozmawiać.
Kiedy Andorin wrócił, Namarti bardzo się zmienił. Błyszczały mu oczy, a usta miał wykrzywione w jakimś zwierzęcym grymasie.
- Andorin - odezwał się - nie zdawałem sobie sprawy, że bogowie, o których mówiliśmy, są nam tak przychylni.
- Mówiłem ci, że ten człowiek nadaje się do naszych celów.
- I to bardziej, niż przypuszczasz. Znasz oczywiście opowieść o tym, jak Hari Seldon, nasz szacowny Pierwszy Minister, wysłał swego syna, czy też raczej przybranego syna, by spotkał się z Joranum i zastawił na niego pułapkę, w którą Jo-Jo wpadł, gdyż nie posłuchał mojej rady.
- Tak - rzekł Andorin, kiwając głową. - Znam tę historię. - Jego ton dowodził, że aż za dobrze zna całą sprawę.
- Widziałem tego chłopca tylko raz, ale jego postać wryła mi się w pamięć. Myślisz, że dziesięć lat. podwyższone obcasy i zgolone wąsy mogą mnie zmylić? Ten twój Planchet to Raych, przybrany syn Hariego Seldona.
Andorin zbladł i na chwilę wstrzymał oddech.
- Jesteś tego pewien, szefie?
- Tak pewien jak tego, że stoisz przede mną i że wprowadziłeś tu wroga.
- Nie miałem pojęcia...
- Nie denerwuj się - powiedział Namarti. - Uważam, że to najlepsza rzecz, jaką zrobiłeś w swoim próżniaczym arystokratycznym życiu. Odegrałeś rolę, którą przeznaczyli ci bogowie. Gdybym nie wiedział, kim jest, mógłby pełnić funkcję, do której niewątpliwie go wyznaczono: byłby szpiegiem informującym o naszych tajnych planach. Skoro jednak wiem, kim jest, nie uda mu się to. Przeciwnie, teraz my mamy wszystko. - Zadowolony Namarti zacierał dłonie, po czym, zawahawszy się, jakby wiedział, jak bardzo to do niego nie pasuje, uśmiechnął się i głośno roześmiał
|
WÄ
tki
|