ďťż

— Może jednak pozostawimy ten temat w spokoju? Ja nie czynię ci przecież wyrzutów...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Jesteś wolny; możesz czynić, co chcesz. Nie chciałam o tym mówić ani oczywiście wprawiać cię w zaambarasowanie. A teraz puść, proszę, moje ręce; to mnie boli. Ostatnie słowa miały usprawiedliwić łzy, które znowu popłynęły z jej oczu. Frank wydobył z wewnętrznej kieszeni koronkową chustecz- kę, o której stewardesa opowiadała Mariannę i którą ciągle nosił przy sobie. Wypuścił z uchwytu tylko jedną rękę Siddy, wycisnąwszy na niej przedtem gorący pocałunek, a potem delikatnie, z czułością osuszył jej łzy i powiedział cicho: — Przypatrz się tej chusteczce, Siddy: to własność mojej ukochanej żony, słodkiej, cudownej dziewczyny, której urok poznałem — bez- nadziejny głupiec! — dopiero po ślubie. Ale od pewnego czasu kochałem ją wiernie i gorąco, a ponieważ nie chciała o mnie słyszeć, ukradłem tę chusteczkę, żeby mieć cokolwiek, co należało do niej. Moja żona ciągle odprawiała mnie od siebie dumnie i zimno... za karę, że oświadczyłem Jej się bez miłości, do czego szczerze się przyznałem. Wtedy nie miałem jeszcze tej pewności, co teraz: że ją kocham. Ona wkradła się niepo- strzeżenie do mojego serca i tak się tam zadomowiła, że żadna kobieta na świecie nie zdołałaby jej stamtąd wyrugować, a już najmniej niejaka panna Weidner. Tamtego dnia w Caux należało wszystko to wyznać, ale zabrakło mi odwagi: obawiałem się posądzenia, że chcę w podstępny sposób dochodzić swoich praw. Moja słodka żona jest bardzo płoch- twa, a ja chciałem pozyskać ją w sposób delikatny i rycerski. Wy- stawałem pod jej drzwiami i słyszałem jak płacze. Tak, Siddy, czaiłem się Jak szpieg i podsłuchiwałem, bo chciałem wiedzieć, czy mogłabyś Pokochać mnie na nowo. A w ten głupi zakład w ogóle nie wierzyłem. 167 Przed chwilą przeczytałem ukradkiem list od Margot... Moja przemiła szwagierka potwierdziła nareszcie to, o czym marzyłem: że jej siostra Siddy kochała mnie od dawna. Powziąłem do siebie niechęć, odkąd stało się dla mnie jasne, jak bardzo raniłem twoje uczucia. A teraz wiem, że nie wolno mi dłużej zwlekać i że muszę nareszcie powiedzieć ci, jak bardzo cię kocham. Żadna kobieta nie znaczyła dla mnie tak wiele, jak ty Siddy. Nic ci nie mówiąc, walczyłem o ciebie każdym spojrzeniem każdą myślą, li byłem bardzo nieszczęśliwy, że tak zimno odrzucasz moje starania. Zapewne widziałaś je w innym świetle. Siddy, powiedz mi, proszę, czy utraciłem raz na zawsze twoją miłość? Czy nie możesz mi przebaczyć, że kiedyś przeszedłem obok ciebie jak ślepiec? Kocham cię, moje najmilsze, słodkie stworzenie! Uwierz mi, że odkąd jesteś moją żoną, żadnej innej kobiecie nie poświęciłem ani jednej myśli. Byłem ci absolutnie wierny. Siddy słuchała uszczęśliwiona, upajała się jego słowami, drżała od ich wewnętrznego żaru, ale ciągle nie mogła w nie uwierzyć. A kiedy skończył mówić, uchwycił jej spojrzenie, które wstrząsnęło nim, od- słaniając ogrom jej cierpienia. — Nie, to nie może być prawdą. Wszystko, co mi teraz po- wiedziałeś, bierze się ze współczucia. Ty jesteś dobry, nie chcesz, żebym cierpiała, i dlatego tak mówisz! Objął jej ramiona i przyciągnął ją mocno do siebie. — Spojrzyj na mnie, Siddy — powiedział poważnie. — Sądzisz, że gram jakąś komedię... ze współczucia? Popatrz w moje oczy: co w nich widzisz? Jestem bardzo nieszczęśliwy, że zadałem ci tyle bólu; uwierz mi, że cierpię z tego powodu. Ale teraz żadne z nas nie zniesie dłużej fałszu. Dosyć oboje wycierpieliśmy przez nasze źle pojmowane względy, fałszywie pojmowaną delikatność i chęć oszczędzania się nawzajem. Teraz wszystko między nami będzie jasne i klarowne. Uwierz mi, Siddy, że kocham cię z całego serca i z całej duszy. Proszę cię gorąco, porzuć wreszcie dumę i powiedz szczerze, czy mnie kochasz. Oparła głowę na jego ramieniu i wyszeptała, tłumiąc łzy: — Och, żebyś wiedział, jak bardzo cię kocham! Mój Boże, nie mogę uwierzyć, że to wszystko prawda. Że ty mnie kochasz. — Spojrzyj mi w oczy; czy one nie powiedzą ci tego bardziej wyraźnie niż moje słowa? 168 Tak, jego oczy płonęły szczęściem, ale Siddy dręczyła jeszcze jedna myśl: — Frank... co to było wtedy z Mariannę Weidner? Widziałam, jak dawałeś jej list... Ona przedtem mówiła bez obsłonek, bez żenady... Tak chciałabym ci wierzyć! W jej głosie zabrzmiała bolesna skarga. Frank ujął jej głowę \v dłonie. — Rozwieję wszystkie twoje wątpliwości. Nie mogę już dłużej osłaniać Mariannę Weidner, bo chodzi nie tylko o moje, ale również o twoje szczęście. Jednak zanim ci po kolei wyjaśnię, proszę, żebyś mi wierzyła i nigdy we mnie nie wątpiła. Powiedziałem ci w Caux całkiem otwarcie, że oświadczyłem się o twoją rękę, nie kochając cię, ale od jakiegoś czasu czułem, że w moich uczuciach następuje zmiana. Daję przy tym słowo, że byłem ci wierny każdą myślą i pragnieniem. Jeśli mówię, że cię kocham i że pozostałem ci wierny, musisz mi wierzyć bez żadnego innego dowodu. Dobrze? Objęła go za szyję i spojrzała z bezgraniczną miłością. — O, Boże, tak! Wierzę ci! I to czyni mnie szczęśliwą — szepnęła. Zamknął jej usta pocałunkiem i od tej chwili Siddy nabrała pewności, że wszystkie udręki kończą się, a ona jest ukochaną żoną Franka. Pocałunek trwał długo, a potem było patrzenie sobie w oczy i nowe pocałunki. Frank szeptał gorące słowa miłości, Siddy od- powiadała nieśmiało krótkimi, czułymi słówkami
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.