X


No�e i pochwy mieczy nosili na odwr�t...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Ci bez he�m�w mieli rozpuszczone w�osy, p�ywaj�ce jak wodorosty w lekkim podmuchu pod sklepieniem. Rincewind dostrzeg� te� kilka kobiet. Odwrotna pozycja wywiera�a niezwyk�y wp�yw na ich anatomi�. Rincewind wytrzeszczy� oczy. - Poddaj si� - powt�rzy� K!sdra. Rincewind otworzy� usta, by to w�a�nie uczyni�, ale Kring zabrz�cza� ostrzegawczo i mag poczu� w ramieniu fal� straszliwego b�lu. - Nigdy - wyst�ka�. B�l usta�. - Oczywi�cie, �e si� nie podda! - zagrzmia� nagle z ty�u pot�ny g�os. - Jest przecie� bohaterem. Rincewind obejrza� si� i spojrza� wprost w par� ow�osionych nozdrzy. Nale�a�y do pot�nie zbudowanego m�odego cz�owieka, nonszalancko zwisaj�cego ze sklepienia. - Zdrad� nam swe imi�, bohaterze - powiedzia� m�czyzna. - Aby�my wiedzieli, kim by�e�. B�l sparali�owa� Rincewindowi rami�. - Jestem... Jestem Rincewind z Ankh - wykrztusi�. - A ja jestem Lio!rt, Mistrz Smok�w - odpar� wisz�cy g�ow� w d� cz�owiek. Wymawia� to imi� z g�o�nym cmokni�ciem z g��bi krtani, b�d�cym chyba rodzajem wewn�trznej interpunkcji. - Przyby�e�, by wyzwa� mnie do walki na �mier� i �ycie. - No nie, w�a�ciwie... - Mylisz si�. K!sdro, pom� naszemu bohaterowi w�o�y� buty. Jestem pewien, �e nie mo�e doczeka� si� pojedynku. - Nie. Przyby�em tu, �eby odszuka� moich przyjaci�. Nie ma potrzeby... - zacz�� Rincewind, gdy smoczy je�dziec stanowczymi ruchami sprowadzi� go na platform�, usadzi� na sto�ku i zacz�� sznurowa� buty na nogach. - Spiesz si�, K!sdro. Nie mo�emy stawa� na drodze przeznaczenia bohatera - przerwa� Lio!rt. - Przypuszczam, �e moi przyjaciele s� zadowoleni z pobytu tutaj, wi�c gdyby� tylko, no wiesz, podwi�z� mnie gdzie� na d�... - Swoich przyjaci� spotkasz ju� wkr�tce - odpar� beztrosko mistrz smok�w. - To znaczy, je�li jeste� cz�owiekiem religijnym. Z tych, kt�rzy przybywaj� do Zmokbergu, nikt nie powraca. Chyba �e w sensie metaforycznym. Poka� mu, K!sdro, jak si�gn�� pier�cieni. - Popatrz tylko, w co mnie wpakowa�e� - sykn�� Rincewind. Kring zawibrowa� mu w d�oni. - Pami�taj, �e jestem mieczem magicznym - zad�wi�cza�. - Jak m�g�bym zapomnie�? - Wejd� na drabink� i chwy� pier�cie� - podpowiedzia� smoczy je�dziec. - Potem zadzieraj nogi, a� z�api� haki. Pom�g� mu wej�� i, mimo oporu, ju� po chwili mag wisia� g�ow� w d�, z tog� wci�ni�t� za pasek i dyndaj�cym w d�oni Kringiem. Z tego punktu widzenia smoczy lud wygl�da� mo�liwie, ale same smoki wisz�ce na swych grz�dach przypomina�y ogromne maszkarony. Oczy b�yszcza�y im ciekawo�ci�. - Prosz� o uwag� - zawo�a� Lio!rt. Odebra� od kt�rego� z je�d�c�w co� d�ugiego i owini�tego czerwonym jedwabiem. - Walczymy do ostatniej krwi - doda�. - Twojej. - I pewnie b�d� wolny, je�li zwyci��? - upewni� si� Rincewind, cho� bez wielkich nadziei. Lio!rt skinieniem g�owy wskaza� stoj�cych dooko�a je�d�c�w. - Nie b�d� naiwny - mrukn��. Rincewind nabra� tchu. - Powinienem ci� chyba uprzedzi� - o�wiadczy�. G�os nie dr�a� mu prawie wcale. - To jest magiczny miecz. Lio!rt odrzuci� jedwabn� materi�, kt�ra odp�yn�a w mrok, i ods�oni� l�ni�c� czarn� kling�. Na jej powierzchni p�on�y runy. - C� za zbieg okoliczno�ci - powiedzia� i zaatakowa�. Rincewind zesztywnia� z trwogi, ale prawe rami� samo wyci�gn�o si� w prz�d, gdy Kring skoczy� do walki. Miecze zetkn�y si� w eksplozji oktarynowych iskier. Lio!rt odchyli� si�, mru��c oczy. Kring min�� jego gard� i cho� miecz mistrza smok�w podskoczy� i sparowa� ci�cie, rezultatem by�a cienka czerwona linia na torsie jego pana. Ten warkn�� gniewnie i ruszy� na maga. Buty brz�cza�y g�o�no, gdy przechodzi� z pier�cienia na pier�cie�. Miecze zderzy�y si� znowu, gwa�townie trysn�a magia, a r�wnocze�nie Lio!rt woln� r�k� si�gn�� g�owy Rincewinda i uderzy� tak mocno, �e noga maga zeskoczy�a z pier�cienia i zawis�a bezradnie. * .T:kolor.08 Rincewind wiedzia�, �e prawie na pewno jest najgorszym magiem w �wiecie dysku, poniewa� zna� tylko jedno zakl�cie
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.