ďťż

Dzisiaj zbudowaliśmy rozmaite zwariowane pojazdy i ruszyliśmy do "wyścigu naokoło świata"...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Brali w nim udział wszyscy mieszkańcy bazy. Niektórzy biegli, inni spacerowali. Jeszcze inni jechali na sankach i skuterach śnieżnych. Mam nadzieję, że dzisiaj wieczorem pójdę na świąteczne przyjęcie i że nie będę zbyt zmęczona. Dziękuję za przesyłki. Dostałam na święta koszule i suszarkę do włosów, elektryczne koce, ciasteczka, cukierki i narzuty. Pomarańcze i jabłka były wspaniałe. Kocham was, Duffy Przygnębiała mnie także sprawa dojrzewającego w bazie buntu na pokładzie. W ostatnim tygodniu grudnia stację opuściło sześć osób, w tym większość załogi działu cargo, oraz moja najlepsza przyjaciółka Dorianne. Nigdy tak naprawdę nie dowiedziałam się, o co poszło w dziale cargo. Wiedziałam jednak, że będzie mi bardzo brakowało Dorianne. Nie była przygotowana na tak intensywną pracę, jakiej tu od niej wymagano, i pod wieloma względami rozumiałam jej frustrację. Jednak naprawdę wierzyłam, że po zamknięciu stacji na zimę i wyjeździe ekipy letniej poczułaby się tu jak w domu. Wiedziałam, że głupotą byłoby przekonywanie kogoś do pozostania na biegunie na zimę - trzeba tego samemu pragnąć bez zastrzeżeń. Musiałam jednak podjąć jakąś próbę, żeby mieć pewność, że moja przyjaciółka nie popełnia błędu. Zaprosiłam do mojego pokoju wszystkich jej najbliższych przyjaciół z grupy zimującej, żeby przedyskutować wszystkie za i przeciw. Przyszedł Andy, "naukowiec w nie bieskim kołnierzyku", Loree, meteorolog, Joel i Duży John. Jedno z nas miało wyliczyć wszystkie powody przemawiające za pozostaniem, a ktoś inny przemawiające za wyjazdem. Zaczęła Loree. - Potrzebujemy cię, Dorianne. Najlepsi przyjaciele, jakich kiedykolwiek będziesz miała, siedzą tu, w tym pokoju. Jesteśmy tu wszyscy po to, żeby dokonać tego razem. - To będzie najlepszy rok twojego życia - powiedział Duży John. Przyszła kolej na mnie. Zawsze namawiałam ją, żeby z nami została, więc dla uczciwości wyłożyłam swój najbardziej pesymistyczny scenariusz. - Wiesz, czego się najbardziej obawiam? zaczęłam. Co będzie, jeśli jedno z nas odniesie jakieś ciężkie obrażenia albo się rozchoruje, a ja niewiele będę mogła zrobić. Być może będziesz musiała pomagać mi opiekować się kimś, kogo kochasz, kto leży przez całą zimę nieprzytomny, z ciężką raną głowy. Musiały byśmy czuwać przy chorym na zmianę, czekając na wiosnę ze świadomością, że gdybyśmy były w kraju, w przyzwoitym szpitalu, byłaby jakaś szansa na ratunek. Jedno z nas, a nawet więcej niż jedno, może zginąć. Jeśli zabraknie nam energii elektrycznej, wszyscy zamarzniemy na śmierć. Jeśli Kopuła się spali, życie tutaj stanie się strasznie trudne, może nawet niemożliwe. Zwykle nie mówiliśmy o takich rzeczach, ale czaiły się tuż pod powierzchnią naszych myśli. Wszyscy mieliśmy nieustannie świadomość potencjalnej katastrofy. Mówienie o tym w tak brutalny sposób wydawało mi się dość paskudne, ale nie mogłam namawiać jej na pozostanie z nami, nie wspominając o ryzyku. - Dorianne, muszę wiedzieć, czy potrafię tego dokonać i przeżyć na biegunie. Dla mnie to najważniejsza rzecz w życiu. A dla ciebie? Dorianne miała się z tym przespać i rano podjąć decyzję. Ale wiedziałam już, jaka będzie jej odpowiedź. Zrobiło mi się smutno na myśl, że będę musiała stawić czoło zimie, nie mając przy sobie bliskiej przyjaciółki, która pobudzała mnie do śmiechu, zaufanej powierniczki w ciemnych miesiącach. W dniu, kiedy Dorianne miała odlecieć, pogoda na wybrzeżu popsuła się i odwołano wszystkie loty z i do McMurdo, co przedłużyło chwile rozstania. Kiedy Dorianne pakowała się przed odjazdem, wszyscy przyjaciele zaczęli ją błagać o różne rzeczy na pamiątkę. Wzięliśmy wszystko, czego nie musiała zabierać ze sobą: ubrania, taśmy, wyposażenie pokoju. Kiedy szła przez stację, zaczepiano ją, prosząc o czapkę albo maskę na twarz. Jako najlepsza przyjaciółka obłowiłam się nienajgorzej: dostałam puchową kołdrę i komplet flanelowych prześcieradeł, kilka ciekawych książek i jedzenie. Liczyłam jeszcze na jej puchową kamizelkę i miałam nadzieję, że zmięknie w ostatnich godzinach. Taka właśnie była nasza polarna kultura. Rzucaliśmy monetę o twój pokój, zanim wyniosłeś walizki. Ktoś wchodził i zabierał ozdoby z twojej ściany. Ponieważ odwołano lot do McMurdo, Dorianne musiała pożyczyć ode mnie ubranie - nie zostało jej nic. Nie miała nawet ręcznika ani mydła. W charakterze piżamy nosiła moją koszulkę z krótkim rękawem, a ja pilnowałam, żeby jej nie za brała ze sobą! Ktoś tej nocy wziął jej pantofle. W każdym pokoju można było znaleźć jakiś przedmiot, który po niej pozostał. Kiedy wreszcie przyleciał samolot, którym miała lecieć do McMurdo, pocałowałam ją w policzek i patrzyłam, jak wspina się na Wzgórze Ataku Serca, w stronę pasa startowego
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.