ďťż

Zresztą nigdzie na terytorium Taglios nie widziałem dotąd takowych...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Tu nie było żadnego miejsca, do którego można by uciec w przypadku katastrofy. Zacząłem żywić nieco więcej szacunku dla Łabędzia i jego kumpli, że ośmielili się dokonać tego, co zrobili. Ziemia, tam gdzie nasiąknęła wodą, zmieniała się w gliniaste, lepkie błoto, które stanowiło wyzwanie dla cierpliwości nawet mojego niezmordowanego rumaka. Notatka dla szefa sztabu: planować bitwy na suche, ciepłe dni. W porządku. A kiedy już przy tym jesteśmy, zamówmy sobie jeszcze tylko niewidomych wrogów. W tym interesie musisz brać to, co ci dają. - Strasznie jesteś dzisiaj zamyślony, Konował - odezwał się Goblin po dłuższej chwili. - Ja? Ty również trajkoczesz niczym niemowa. - Martwię się tym wszystkim. Martwił się. To była uwaga zupełnie nie w stylu Goblina. Znaczyła, że przejmuje się aż do szpiku kości. - Sądzisz, że jeśli nawet przyjmiemy zlecenie, to nie poradzimy sobie z jego wykonaniem? Potrząsnął głową. - Nie wiem. Może. Zawsze można coś wyciągnąć z zanadrza na wypadek nieszczęścia. Ale jesteśmy coraz bardziej zmęczeni, Konował. Nie ma już w nas zapału. A co, jeśli damy sobie z tym wszystkim radę, przedrzemy się i dotrzemy do Khatovaru, a tam znajdziemy jedno wielkie nic? - To ryzyko istniało od samego początku. Nigdy nie utrzymywałem niczego na temat celu tej podróży. To było po prostu coś, co - jak osądziłem - powinno zostać zrobione, ponieważ zobowiązałem się to zrobić. A kiedy przekażę kroniki Murgenowi, zmuszę go do złożenia takiej samej przysięgi. - Sądzę, że nie mamy nic lepszego do roboty. - Na koniec świata i z powrotem. To jest swego rodzaju osiągnięcie. - Zastanawiam się nad pierwszą przyczyną tego wszystkiego. - Podobnie jak i ja, stary przyjacielu. Została zagubiona gdzieś pomiędzy miejscem, w którym jesteśmy, a Gea-Xle. A myślę nadto, że ci taglianie coś na ten temat wiedzą. Ale nie mówią. Czasami mam ochotę spróbować na nich jakichś dawnych sztuczek Kompanii. Mżawka miała swoją dobrą stronę. Ograniczała widoczność. Przejechaliśmy właśnie przez grzbiet ostatniego wzgórza i zjeżdżaliśmy w dół, kierując się ku Main i brodowi Ghoja, zanim zdałem sobie sprawę, że jesteśmy już tak blisko. Przy lepszej pogodzie warty na południowym brzegu wypatrzyłyby nas natychmiast. Goblin wyczuł to pierwszy. - Dojechaliśmy, Konował. Rzeka jest dokładnie tam. Ściągnęliśmy wodze. Zapytałem: - Czujesz, co się dzieje na przeciwległym brzegu? - Ludzie. Nie ma powodu do niepokoju. Ale jest tam paru biednych facetów na warcie. - Na jaki rodzaj oddziałów wyglądają? - Flejtuchy. Trzeciorzędny gatunek. Mógłbym się im lepiej przyjrzeć, gdybyś dał mi trochę czasu. - Daję ci trochę czasu. Mam zamiar powłóczyć się tutaj i rozejrzeć. Miejsce wyglądało dokładnie tak, jak mi powiedziano. Droga schodziła w dół po długim, nagim zboczu w kierunku brodu, który leżał dokładnie nad zakrętem rzeki. Poniżej zakrętu, po mojej stronie rzeki, wpadał do niej strumień, chociaż musiałem się upewnić, ponieważ jego ujście znajdowało się poza wzniesieniem terenu. Jak to zazwyczaj bywa, strumień otaczały zarośla rosnące po jego obu brzegach. Po drugiej stronie, drogę przesłaniało łagodne wzniesienie, tak że schodziła ona ku brodowi środkiem niewielkiego zagłębienia. Ponad przejściem rzeka skręcała na południe, łagodnym, powolnym skrętem. Po mojej stronie jej brzeg w żadnym miejscu nie liczył więcej niż osiem stóp wysokości, a mniej niż dwie. Wszędzie, z wyjątkiem samego miejsca przeprawy, porastały go drzewa i zarośla. Sprawdziłem to bardzo dokładnie, spacerując pieszo, podczas gdy mój koń czekał wraz z Goblinem za grzbietem wzgórza. Ostrożnie podszedłem do brzegu brodu i spędziłem pół godziny w mokrych krzakach, wpatrując się w umocnienia na przeciwległym brzegu. Nie uda nam się tędy przejść. W każdym razie nie tak łatwo. Dlaczego oni tak się bali, że do nich przyjdziemy? Dlaczego? Zastosowałem starą sztuczkę triangulacyjną, aby stwierdzić, że wieża strażnicza fortu wznosi się na jakieś siedemdziesiąt stóp w górę; potem wycofałem się i spróbowałem obliczyć, co można dostrzec z jej blank. Zanim skończyłem, zaczął zapadać zmrok. - Znalazłeś to, czego chciałeś się dowiedzieć? - zapytał Goblin, kiedy do niego dołączyłem. - Tak sądzę. Nie znaczy to jednak, że wiem wszystko, co chciałem. Chyba że ty mi pomożesz. Czy możemy siłą przedrzeć się przez bród? - Mając przeciwko sobie to, co się tam teraz znajduje? Zapewne tak. Kiedy woda będzie niższa. Jeżeli spróbujemy ciemną nocą, a oni właśnie będą spać. - A kiedy woda opadnie, oni sprowadzą tam dziesięć tysięcy żołnierzy
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.