ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Gdy ostatnie gałęzie zniknęły, Trogwar znów znalazł się twa-
rzą w twarz z dziwną nieznajomą. Oboje dyszeli ciężko (nieuda-
ne zaklęcia bojowe odebrały im sporo sił) i spoglądali na siebie
z mimowolnym szacunkiem.
- No i co, nadal będziemy mierzyć się siłami? - przerwała
milczenie dziewczyna. - Chyba jesteśmy sobie równi. Czy nie le-
piej przerwać to głupie współzawodnictwo i porozmawiać? Dla-
czego mnie zaatakowałeś?
- Zaatakowałem? - powtórzył Trogwar, grając na zwłokę.
Właśnie sprawdzał szczelność barier ochronnych, zamykał swoje
I
wyjście do Astralu, żeby wykluczyć zagrożenie stamtąd. Wpraw-
dzie magia klasyczna twierdzi, że nie można stworzyć wojownika
astralnego w kilka sekund, ale strzeżonego bogowie strzegą. - Py-
tasz, dlaczego cię zaatakowałem? - Chyba nie ma żadnych szcze-
lin w ochronie... Te jej gałęzie udało się odbić jednym z zaklęć
Ciemności, niech teraz atakuje, jak się nie boi. - Dobrze, odpo-
wiem ci. To moje lasy, ja je wyhodowałem i nikomu nie wolno tu
wchodzić bez mojego pozwolenia.
Specjalnie powiedział to wyniosłym tonem, żeby dziewczynę
rozzłościć, ale nie dała się sprowokować.
- Te lasy są nie tylko twoje - powiedziała z powagą, patrząc
mu prosto w oczy. W jej głosie nie było nawet cienia wrogości czy
rozdrażnienia. - Obudziłeś do życia nasiona, i dobrze, ale nie za-
pominaj, że cała ta magia odbywa się dzięki łaskawości miło-
siernej Jalini, Pani Zielonego Świata, mojej władczyni.
Ach tak, więc należy do świty Jalini! Tylko zaufanych sług
Młodych Bogów mi tu brakowało! - przemknęło Trogwar owi
przez głowę.
321
NlK PlERUMOW
- Moja pani zauważyła, z jaką troskliwością wyhodowano la-
sy w tym miejscu - kontynuowała dziewczyna. - Zostałam wysła-
na, żeby obejrzeć wszystko na własne oczy i oto jestem! Bardzo
zdumiały mnie te głupie bariery, które napotkałam po drodze.
Rozumiem, że pragniesz samotności, ale nie można bronić in-
nym dostępu do takiego piękna!
Trogwar musiał przyznać, że ta niespodziewana pochwała
sprawiła mu przyjemność.
- Może się w takim razie przedstawisz? - zaproponował. -
Skoro już postanowiliśmy nie walczyć...
- Och, oczywiście, oczywiście! Jestem Nallika, Panna La-
sów. Jak już wiesz, należę do świty wszechpotężnej Jalini. Je-
stem spokrewniona z tymi, których wy, śmiertelni, nazywacie
elfami, ale służę mojej pani od niepamiętnych czasów i dawno
nie byłam wśród moich krewnych. A kim ty jesteś, czarowniku?
Czuję, że pochodzisz z rodu ludzi. Ale skąd takie mistrzostwo?
Ledwie zdołałam odeprzeć twoje czary. Jesteś uczniem Prawdzi-
wego Maga?
- Nie. - Trogwar pokręcił głową. - Jestem uczniem, ale nie
tego, którego nazwałaś. Ja... - zawahał się.
Czyste zielone oczy patrzyły na niego z uwagą i spokojem,
wydawało się, że Nallika wręcz chłonie każde jego słowo. Pewnie
całe swoje nieskończone życie poświęciła lasom, nie zawracając
sobie głowy czarną i białą magią czy odwieczną walką Światła
i Mroku... Bo czy w przeciwnym razie mogłaby tak beztrosko spa-
cerować po okolicach Czerwonego Zamku, którego pan przysię-
gał wierność Władcy Ciemności, Rakotowi?
- Słyszałaś o Czerwonym Zamku? - zapytał wprost.
- Oczywiście! - Wzdrygnęła się. - To straszne miejsce, cyta-
dela Zła.
- No więc ja jestem jego nowym panem - rzekł ponuro Tro-
gwar, przygotowany na cios.
- Ty jesteś jego panem? - powtórzyła Nallika i Trogwar z bi-
jącym sercem zobaczył, jak piękne, ogromne oczy rozszerzyło
przerażenie. - Nie! To niemożliwe! Żartujesz, prawda? Powiedz,
że żartujesz! Przecież ty nie możesz być jego panem! - Jej deli-
katną twarz wykrzywił grymas rozpaczy.
- Mówię prawdę, Nalliko - odrzekł Trogwar z posępną god-
nością. - Kim innym mógłbym być? Do Czerwonego Zamku jest
stąd najwyżej trzy ligi. Kto, jeśli nie pan tych ziem, odważyłby
t-y)
WOJOWNIK WIELKIEJ CIEMNOŚCI
się tu cokolwiek hodować? Czy nie wiedziałaś, dokąd zmie-
rzasz?
- Nie interesuję się ohydnymi czarownikami i ich brudnymi
siedzibami! - Nallika prawie płakała. - Tak się cieszyłam, że któ-
ryś z czarodziejów zrobił coś dla lasów! Pędziłam tu co sił...
- I spotkałaś mnie - dokończył Trogwar.
- I spotkałam ciebie - powiedziała głuchym głosem. Nagle
jej spojrzenie rozjaśniło się, oczy rozbłysły. - Czy coś mi o sobie
opowiesz?
- Nie rozumiem cię. Ty, Nallika ze świty wszechpotężnej Ja-
lini, chcesz używać narzędzia tak topornego jak ludzka mowa?
Nie możesz dowiedzieć się wszystkiego, czego zechcesz, sama lub
poprzez swoją panią?
- Chciałabym posłuchać twojej opowieści - powiedziała ci-
cho, muskając jego rękę szczupłymi palcami.
Ogarnęło go dziwne uczucie. Zapomniał o swoich lękach, za-
pomniał, że siedzi obok sługi wrogów Rakota, patrzył w niesamo-
wite zielone oczy i słowa same spływały mu z warg. Teraz gotów
był snuć swoją opowieść całymi godzinami, byle tylko Nallika nie
odchodziła...
Opowiadał bardzo długo. Chyba po raz pierwszy mówił o tym
wszystkim prawdziwie uważnemu słuchaczowi i za tę uwagę był
nieskończenie wdzięczny
|
WÄ
tki
|